Kosmos daleki i bliski

Sufjan Stevens – The Age of Adz (Asthmatic Kitty)

 

Antony and the Johnsons – Swanlights (Secretly Canadian)

 

„Pet Sounds” czy „Revolver”? Dyskusja trwa od 44 lat, ale takie paty służą muzyce. Nierozstrzygnięta pozostała także batalia o tytuł najpiękniejszej płyty 2005 roku, którą stoczyli Sufjan Stevens i Antony Hegarty za pomocą krążków – odpowiednio – „Illinois” i „I Am a Bird Now”. Teraz sprowokowali ponowną konfrontację, swoje nowe płyty wydając tego samego dnia: 11 października.

Mając pozycję ulubieńca młodej Ameryki, 35-letni Sufjan Stevens mógł zrobić wszystko, nie wolno mu było tylko zamilknąć. Wystraszył więc swych fanów rok temu, publicznie pytając: „Czy tworzenie muzyki ma jeszcze sens? Po co to robić? Albumy straciły wartość, a mnie interesowały długie formy. Zresztą dziś robi mi się niedobrze na myśl o epickich konceptach. A piosenki? Nie są aby staromodne? Czy w melodyjnej narracji z instrumentalnym akompaniamentem tkwi jeszcze potencjał? Mnie ta formuła przerasta”.

Sufjan na szczęście rychło przeprosił się z weną, bo w sierpniu tego roku wydał trwającą o trzy razy za długo EP-kę „All Delighted People” (format EP oznacza zwykle 20–25 minut), a niespełna dwa miesiące później otrzymujemy kolejną godzinę i kwadrans muzyki, przy czym jedną trzecią nowego longplaya Stevensa zajmuje jeden utwór. To tyle o niechęci do wielkich form.

Już od pierwszych sekund „The Age of Adz” wiadomo, że Sufjana zabawa dźwiękami wciąż kręci. Zawsze ciepły i bliski wokal zalał pogłosami, galopującą perkusję przykrył powolnym hip-hopowym bitem, a piętrowe orkiestracje i dwupłciowe chórki przepychają się z brzmieniami generowanymi. Strzępy cyfrowych hałasów niczym szarańcza rozsiadły się po całej płycie, a Stevens sięga nawet po ukochany przez widzów MTV i znienawidzony przez resztę świata efekt auto-tune. Żadna nowość nie zagrzewa tu miejsca na dłużej, bo po chwili wypycha ją nowość nowsza, a jednak to wciąż ten sam Stevens, który przez ćwierćgodzinne „Impossible Soul” wiedzie nas lekkimi przeskokami z refrenu w refren. Jak bardzo karkołomnym zadaniem będzie odtworzenie tego materiału na żywo? Obyśmy mieli okazję szybko się o tym przekonać.

Tytuł i oprawa graficzna „The Age of Adz” nawiązują do prac zmarłego w 1997 roku Royala Robertsona. Cierpiący na schizofrenię artysta jako 14-latek miał ujrzeć Boga zasiadającego nie w rydwanie, lecz za sterami pojazdu kosmicznego. Jako samozwańczy prorok ostrzegał przed apokalipsą, której nadejście miała przyspieszyć jego eksżona. Utracona miłość i stracone życie, nieuchronny koniec i bezmiar kosmosu – to tematy jak znalazł dla pogrążonego w duchowej beznadziei Stevensa.

„Wszystko, wszystko jest nowe” – optymistycznie mantruje tymczasem Antony Hegarty na początku czwartego i najbardziej pogodnego albumu Antony and the Johnsons. A jednak wszystko u niego jest po staremu. Syntezator w rześkim „I’m in Love”, modulowane pianino i otulony elektroniką głos w tytułowym „Swanlights” – zuchwałość tych zabiegów to oglądanie gwiazd przez lornetkę, podczas gdy Sufjan krąży już po orbicie.

Antony się nie sili, bo jest mu dobrze. O duchowym odrodzeniu śpiewa w dziękczynnym „Thank You for Your Love”, a w „Ghost” przy aranżacyjnym wsparciu Nica Muhly’ego (a wykonawczym London Symphony Orchestra) puszcza zmory przeszłości w niepamięć. Wielkie szczęście Antony wyraża jednak wciąż z tą samą piękną melancholią. O tym, że kiedyś potrafił zaskakiwać, przypomina tylko nieziemski duet z Björk w utworze „Flétta”. Błogi wieczór u Antony’ego czy przygoda z Sufjanem? Może jedno i drugie?

„Przekrój” 41/2010

 

Fine.




Dodaj komentarz