O okładkach

mutny papier przemysłowy typu Kraft długo jeszcze straszyłby z półek salonów płytowych, gdyby nie Alex Steinwess. W 1938 roku ten wówczas 23-letni nowojorski grafik nakłonił włodarzy wytwórni Columbia, by nijaką brązową kopertę – uniwersalne etui ochronne wszystkich winyli – zastąpili czymś nieco bardziej urozmaiconym. Barwny obraz – argumentował – wyróżni się na półkach. Ściągnie uwagę klientów. Zrekompensuje koszty. Brzmiało rozsądnie. Dlatego na próbę kopertę albumu „Smash Song Hits” duetu Rodgers & Hart postanowiono ozdobić kolażem broadwayowskich neonów. W ciągu paru miesięcy obroty Columbii wzrosły o osiemset procent.

Pogrubione liternictwo, żywe kolory i abstrakcyjne figury – prace Steinwessa z lat wojennych nawet dziś przyciągają wzrok. Grafik stworzył nawet własną czcionkę Steinweiss Scrawl, którą potem imitowano na okładkach konkurencyjnych wytwórni. Sukces swojego pierwszego dzieła Steinweiss powtarzał potem wielokrotnie. Na przykład, gdy opracował nową okładkę dla wykonania „Eroiki” Beethovena pod dyrekcją Bruno Waltera, sprzedaż płyty skoczyła o 900 procent. – Kocham muzykę, a ambicje zawsze miałem ogromne. Byłem gotów zrobić znacznie więcej, niż to, za co mi płacono. Byle tylko ludzie wpatrywali się w mój obraz podczas słuchania muzyki – tłumaczył Steinweiss. Gdy w 1973 roku kończył swoją karierę, jego dorobek przekraczał tysiąc okładek płytowych, uznawanych już wtedy za samodzielną dziedzinę sztuki.

Nadziewane kokainą

Skąd biorą się okładki? Bywają rezultatem misternej pracy poprzedzonej godzinami konsultacji. Albo owocem przypadku. – Standardowo wygląda to tak: artysta przyjeżdża do wytwórni, spotyka się z zespołem i rozpoczyna się inteligentna rozmowa. Każdy przedstawia swoje koncepcje, wszystko odbywa się w dojrzałej, odpowiedzialnej atmosferze, wyłączając może kokainę. W końcu po długiej i potwornie drogiej sesji zdjęciowej wreszcie ukazuje się płyta. Aha, po drodze wynajęto oddzielnego grafika, aby zaprojektował logo i tytuł albumu. U mnie wygląda to zupełnie inaczej – mówi nam Stanley Donwood, który od połowy lat 90. odpowiada za oprawę graficzną wydawnictw Radiohead oraz ich strony internetowej. Okładka albumu „Amnesiac” przyniosła mu w 2002 roku nagrodę Grammy.

– W moim przypadku cały proces trwa bardzo długo, zwykle ponad rok. Nie ma zbyt wielu spotkań, ani kokainy. Nie ma profesjonalnych designerów i wypadów na Karaiby. Zamiast tego robię dziwne badania, które prowadzą mnie do dziwnych miejsc. I godzinami słucham samej muzyki. W tej chwili zaszyłem się w Bodleian Library w Oxfordzie. Z kalką techniczną w ręce studiuję iluminowane średniowieczne rękopisy i próbuję wprowadzić się w stan umysłu siedemdziesięcioletniego pustelnika – śmieje się Donwood.

A co na to sami muzycy? Czy nie mają ochoty zaingerować w ten proces? Tutaj także nie ma reguły. – Niektórzy dają nam wolną rękę, inni ściśle nas kontrolują na każdym kroku – mówi nam Jesselisa Moretti, projektantka w kalifornijskim Studio Number One, które pracowało dla Black Eyed Peas, Led Zeppelin, The Smashing Pumpkins czy Interpolu. Oni także wymyślili słynny biało-niebieski plakat Baracka Obamy z napisem „Hope”. – Zwykle dostajemy od wykonawcy ogólne wskazówki, a dalej radzimy sobie sami. Decyzje estetyczne podejmujemy na podstawie rodzaju muzyki oraz kręgu kulturowego, do którego ma ona trafić.

Angielski pacjent

Skarbnicą oryginalnych pomysłów okładkowych jest czterdziestoletni dorobek Storma Thorgersona, współzałożyciela kolektywu graficznego Hipgnosis. To Thorgerson zawiesił nad Londynem nadmuchiwaną świnię, znaną z okładki „Animals” Pink Floyd (podczas zdjęć urwała się z łańcucha i poszybowała na wysokość kilku kilometrów, wzbudzając panikę wśród pilotów). Krowa, zatopione ucho, pryzmat rozszczepiający światło czy płonący biznesmen – to także dzieła Thorgersona. W połowie lat 70. zdołał nawet przekonać wytwórnię EMI, aby album „Wish You Were Here” dodatkowo opakować w czarny plastik dla podkreślenia tematu przewodniego płyty – nieobecności. Kilka lat później zaprojektował aż sześć okładek płyty „In Through the Out Door” Led Zeppelin. A następnie, jakby cofając się przed rewolucję Alexa Steinwessa, nakazał przykryć je brązowym papierem do pakowania.

Thorgerson jest mistrzem fotomontażu, lecz nie uznaje grafiki komputerowej, za co płaci niekiedy wysoką cenę. Aby ustawić na plaży siedemset żeliwnych szpitalnych łóżek widniejących na okładce „A Momentary Lapse of Reason” Pink Floyd, potrzebował sześciu godzin, czterech traktorów i trzydziestu pomocników. Gdy układali ostatnie łóżka, angielski klimat przypomniał o sobie ulewą i całą procedurę trzeba było powtórzyć. Nic dziwnego, że Thorgerson swoje prace określa mianem perfomance’ów. Siebie lubi nazywać choreografem.

Złoty kwadrat

Krótki rzut oka na okładkę często wystarczy, by rozpoznać trzy rzeczy: jej twórcę, wykonawcę oraz wytwórnię. Legendarne jazzowe labele Blue Note czy ECM przez dekady graficznej konsekwencji zbudowały wokół swych okładek aurę równie wyrazistą, jak ta, która otacza brzmienie ich płyt. Blue Note doczekała się już dwóch albumów z reprodukcjami najsłynniejszych grafik. – Wielkie okładki rozpoznaje się w okamgnieniu, Barwa, czcionka, obraz: to rodzaj wizualnego śpiewu – mówi nam Casey Ryder, dyrektor artystyczny w Studio Number One. Z kolei Donwood od małego doszukiwał się w okładkach ukrytych treści. – Wpatrywałem się w nie godzinami, aż odnalazłem zaszyfrowaną wiadomość. Dziś staram się sam umieszczać takie przesłania w moich pracach – tłumaczy.

Dzieła tak znanych twórców jak Thorgerson czy Bob Cato (nadworny grafik Johnny’ego Casha, Milesa Davisa i Boba Dylana) można regularnie oglądać w galeriach. Okładki Petera Blake’a, współpracownika The Beatles, Briana Wilsona i The Who wystawiała Tate Modern, a on sam za swoje zasługi doczekał się tytułu szlacheckiego. – Zasadniczą przyczyną popularności okładek – bo widujemy je na koszulkach, plecakach, a nawet karoseriach samochodów – jest oczywiście muzyka, z którą są kojarzone – mówi Donwood. Według niego jednak sam format kwadratu ma w sobie coś szczególnego – Nie jest to ani portret, ani krajobraz. Wielkość i kształt okładki definiuje ukryty pod nią produkt – tłumaczy. – Kwadrat jako taki uznawany jest dziś za najbardziej nowoczesny format dla uprawiania sztuk wizualnych. Sam na co dzień maluję na kwadratowych płótnach, bo nie dotyczy ich złoty podział.

Co po CD

Funkcję wyłącznie służebną wobec muzyki okładki przestały pełnić już w latach 60. Awans tego medium do rangi sztuki usankcjonował między innymi Andy Warhol. W 1967 roku na okładce debiutu Velvet Underground umieścił słynnego banana, a wkrótce potem „Sticky Fingers” The Rolling Stones opatrzył najprawdziwszym rozporkiem. Po drugiej stronie Oceanu podobną rewolucję zainspirowali Beatlesi. Za kolaż zdobiący „Sierżanta Pieprza” (prace nadzorował wspomniany Petera Blake) zapłacili prawie trzy tysiące funtów – sto razy więcej, niż wynosił wówczas przeciętny budżet na ten cel.

Obecnie obserwujemy trend przeciwny. Weźmy przykład Massive Attack: w 2006 roku zachwycili olśniewającą okładką albumu „100th Window”, najdroższą w historii koncernu EMI. – Zamówiliśmy osiem szklanych figur ludzkiej wielkości. Później wszystkie je wysadzaliśmy w powietrze, fotografując z kilkunastu kątów na raz. To była niewiarygodnie droga impreza – śmiał się w rozmowie z „Guardianem” Robert „3D” Del Naja. Okładkę nowego albumu „Heligoland” przygotował już samodzielnie we własnym ogrodzie. Kosztowała pięć dolarów.

Czyżby to, co rozpoczęło się jeszcze przed wojną, zmierzało ku końcowi? Za sprawą internetu przestajemy kupować muzykę, ale słuchamy jej coraz więcej. Tyle, że w tym celu sięgamy po malutkiego iPoda, a okładki z trudem przetrwały erę małej kasety magnetofonowej. – Winyl przeżywa obecnie renesans, co stymuluje między innymi tęsknota za dużą, namacalną oprawą graficzną. Bo jaką wartość ma miniaturowy plik JPG w kącie okna iTunes? – mówi Simon Steinhardt, strateg w Studio Number One. – Jednak trend jest jasny: muzyka nagrywana traci popularność na rzecz koncertów. Dlatego nasza uwaga będzie się przesuwać w stronę plakatów, biletów i przestrzeni scenicznej. To one będą nowymi nośnikami sztuki, a nie okładki – dodaje.

– Pojawiają się dziwne cyfrowe „książeczki” dołączane do plików mp3. Ale osobiście nie dostrzegam w nich większego sensu – mówi Donwood. – Zakup muzyki zawsze wiązał się z nośnikiem: począwszy od woskowych cylindrów, przez 78-obrotowe płyty szelakowe i winyle aż po płytę CD. Mp3 funkcjonuje na innych zasadach – dodaje. Według niego za sprawą mp3 powracamy do sytuacji jeszcze sprzed narodzin potężnego przemysłu nagraniowego. Do czasów, gdy muzyki się słuchało, ale nie można było jej posiadać, przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu. – Nikt nie wie, co w tych okolicznościach stanie się ze sztuką okładek – odpowiada Donwood, gdy pytam go o przyszłość jego zawodu. Ale zaraz dodaje: – Ostatecznie znajdzie się jakieś wyjście. Zawsze jest ktoś taki jak Steinwess, kto w ukryciu snuje już nowy, przebiegły plan.

(EraMusicGarden, listopad 2010)

Fine.




9 komentarzy

  1. SZ pisze:

    w tej chwili pojawia się reedycja albumu z jedną z najwspanialszych okładek w historii-Band on the run!

  2. matziek pisze:

    Led Zeppelin nie nagrali płyty „In Through the Out Doorwith” ;-)

  3. Mariusz Herma pisze:

    Ostaniec po tłumaczeniu, już poprosiłem o „Door”, dzięki!

  4. Kris pisze:

    Pewnie, skoro wszystko idzie w kierunku miniaturyzacji i ucyfrowienia, to okładki płyt zmienią się w targetowe, ewoluujące obrazki, coś na kształt dopasowujących się reklam z filmu Minority Report.

    Ale do tego musi wymrzeć nie tylko moje pokolenie ;)

  5. znakomity tekst, szacunek!

  6. świerk pisze:

    co do tej cyfryzacji. jakiś czas temu rozmawiałem z Jasonem Evansem, który robił okładki na nowe Caribou i Four Tet i z paroma innymi designerami. To wszystko była akurat a propo teksty do Aktivistu o okrąglakach na okładkach i wszyscy mi narzekali na tą doszczętną digitalizację, ale też część traktowała sprawę jak prawdziwe wyzwanie, więc myślę, że nie będzie takiego dramatu :)

  7. Mariusz Herma pisze:

    O ile dobrze pamiętam, wrzucałeś trochę tych wypowiedzi na bloga. Podlinkujesz?

  8. iammacio pisze:

    miłe czytadło. wpis świerka był ale się zmył:/

  9. świerk pisze:

    był i się zmył, ale w aktiviście jest gdzieś na stronie pełen tekst.

    o tutaj: http://www.aktivist.pl/tekst/tId,803,tekst.html

    jak jesteś zainteresowany, to gdzieś mam wszystkie wypowiedzi.

Dodaj komentarz