James Blake – James Blake

James Blake – James Blake (Atlas)

 

Podoba mi się bardziej, niż powinien – wziąwszy pod uwagę zachowawczą i swojską, zdawałoby się, zawartość. Choć akurat zabawa w Antony’ego to drobiazg.

Podoba mi się sposób, w jaki umknął oczekiwaniom: nie w przód, co byłoby zresztą nierealne, ale w bok. Czyli ma charakter i/lub uczy się od godnych uczenia się od.

Podoba mi się, że dobrowolnie zlazł z mesjańskiej ambony, zdezerterował z postdubstepowego frontu, olał przewagę wypracowaną na krótkim dystansie i zamiast nagrać piętnaście kolejnych EP-ek z poturbowanymi samplami, postanowił wprowadzić a capella w XXI wiek.

Nagrał płytę nieważną dla wszystkich – poza nim. Przynajmniej tak to dzisiaj wygląda, bo pewnie się zdziwimy. Takie nielogiczne zagrania owocują z opóźnieniem, za to obficie.

A skrajne reakcje na płytę to dla mnie miernik tego, jak się w ogóle słucha muzyki – i czym.

Fine.




5 komentarzy

  1. Marceli Szpak pisze:

    jak na razie dwa tygodnie intensywnego wkręta w całość i przestałem juz widzieć słabe momenty.

  2. angiełło pisze:

    muzyka inna niż wszystko, choć początkowo bez huraoptymizmu

  3. lkonatowicz pisze:

    Zawsze warto chwalić olewanie oczekiwań, ale problem polega na tym, że Blake napisał mało ciekawe melodie do tych piosenek.

  4. Mariusz Herma pisze:

    Za to bardzo ciekawe harmonie.

  5. Aga Nie pisze:

    Nie ma innej płyty, która w tak idealny wręcz sposób wchodzi w symbiozę z Katowicami i jesienną pogodą. Nie ma lepszej płyty, dla której warto a nawet i trzeba usiąść przed otwartym oknem biurowca na 1234… . piętrze i wsłuchać się w nią, siebie, miasto. Nie ma ważniejszej płyty JB.

Dodaj komentarz