Gdy rok temu Screenagers publikowało swoje podsumowanie dekady, naczelnego Kubę Ambrożewskiego podpytywałem o kulisy serwisu. W tym roku swoje dziesiąte urodziny świętuje Porcys. Z tej okazji jeszcze przed owianymi tajemnicą obchodami pomailowałem z Borysem Dejnarowiczem.
•
Żegnasz się z Porcysem? Nie brałeś udziału w podsumowaniu 2010 roku.
Ja tak stopniowo „odchodzę” od wielu lat, ale chyba nigdy nie odejdę na 100% – zawsze będę sercem z tą inicjatywą. Nadal chętnie służę pomocą kolegom i na pewno jeszcze nie raz wesprę ich przy większych zestawieniach czy artykułach. Ale mam coraz mniej czasu i zapału, żeby uczestniczyć w bieżących pracach serwisu. Od tego są młodsi redaktorzy. Taka jest naturalna kolej rzeczy.
Pamiętasz jeszcze, dlaczego zakładałeś serwis? To straciło aktualność?
Porcys zakładaliśmy z Michałem Zagrobą i Błażejem Mendalą właściwie z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby promować niezależną scenę amerykańską, która w Polsce była wtedy mało nagłośniona. Po drugie, żeby wprowadzić coś ciekawego, innego, niepokornego do polskiego dziennikarstwa muzycznego. Dziś oba te powody są już nieaktualne, ale pojawił się trzeci – przez dziesięć lat wychowaliśmy grono stałych czytelników, którzy regularnie dają nam znać, że cenią sobie nasze rekomendacje, opinie i styl pisania. Więc właściwie dla nich dalej to robimy.
Porcys często utożsamiało się z Tobą. W sensie: dyktatura. Tak było?
Tak, a precyzyjnie – dyktatura Michała i moja. Od początku obaj widzieliśmy Porcys jako polski Pitchfork, a siebie w roli (wtedy) Ryana Schreibera – czyli autorzy niby mają prawo pisać, co chcą, ALE wcześniej tekst musi im być „przydzielony” tudzież ich propozycja tekstu musi być „zaakceptowana” przez nas. I nadal obowiązuje ta kontrola ocen i opinii sygnowanych nazwą serwisu. Na tym właśnie naszym zdaniem polega rola naczelnego (obecnie jest nim Wojtek Sawicki), żeby wyznaczał kierunek dla reszty ekipy. Musi być lider, władza centralna. Z biegiem lat prace serwisu stały się coraz bardziej „demokratyczne” i ja to popieram – dopóki Porcys nie zmieni się w platformę blogową, gdzie każdy pisze to, co chce. Musi być jakaś linia programowa, a przymiotnik „porcysowy” nie może oznaczać czegoś dowolnego. Porcys ma swoją tradycję gustów, systematyki i wyczucia. Dlatego przyjmujemy ludzi o podobnym przelocie, o takim wspólnym mianowniku – choć często pod pewnym względami są oni bardzo różni.
Miałeś momenty, kiedy chciałeś to wszystko rzucić w cholerę?
Rzucić w cholerę to nie – bardziej przekazać w dobre ręce, znaleźć odpowiednich kontynuatorów. Ale rzeczywiście parę razy Porcys schodził w moim życiu na daleki plan. Na przykład jesienią 2007 roku, kiedy w krótkim czasie przemeblowałem swoje życie i podjąłem pracę na stanowisku naczelnego magazynu „PULP”. Z tym, że po roku wróciłem do Porcys, bo jak mówiłem na wstępie – czuję się do serwisu zbyt przywiązany, żeby zupełnie się o niego nie troszczyć.
Ile osób liczy teraz redakcja? Bo chyba macie jakąś zmianę pokoleniową?
Takich regularnie aktywnych osób jest pewnie z 15. Kolejne 5-7 udziela się sporadycznie, gościnnie. Ta zmiana pokoleniowa odbywa się ciągle – nie robiliśmy ostatnio żadnej akcji werbowania nowych ochotników, to są płynne procesy.
Kogo czytasz najchętniej?
Niezręcznie mi odpowiadać na to pytanie, bo niektórych redaktorów znam od lat, innych dopiero kilka miesięcy, a z najnowszymi nabytkami jeszcze się nawet nie widziałem. Ale trudno – odpowiem subiektywnie. Moimi ulubionymi autorami w całej historii Porcys są Krzysztof Zakrocki, Mateusz Jędras i Michał Zagroba. Akurat ja znajduję największą radość w czytaniu właśnie ich tekstów. Są bliskie mojego ideału w kategorii „co można napisać o muzyce używając polskiego języka”. Ale podkreślam, że to nie jest żaden obiektywny werdykt. Poza tym każdy redaktor może napisać coś fantastycznego w każdej chwili – nazwiska nie grają, liczy się tylko to, co w tekście.
W ostatnim bodajże półroczu wróciły na Porcys „normalne” recenzje – po okresie, gdy dominowały kolektywne notki, których teraz jest mniej. Coś się stało?
Nie odnotowałem tej zmiany – nie prowadzę też żadnych statystyk. To chyba przypadek – uważam, że ten zwrot w stronę recenzji „4 x 4” był bardzo potrzebny i wniósł pewną nową jakość. I ten format na pewno nie zniknie.
Były w historii Porcys poważne debaty na temat przyszłości, które poważnie dzieliły redakcję?
Owszem, kilka razy. W historii każdego projektu, w którym na bieżąco bierze udział kilkanaście osób muszą być takie zakręty – to normalne. Z tym, że jak wspomniałem wcześniej – w sprawach ogólnych z technicznego punktu widzenia w Porcys nie jest możliwe „przegłosowanie” ciała, które żartobliwie nazywam „zarządem”. Taka już specyfika naszej struktury. Natomiast tenże zarząd bardzo chętnie i pilnie słucha rad/propozycji reszty redakcji i przyznam, że nierzadko „wdrożyliśmy” takie oddolne pomysły.
Są dyskusje dotyczące komercjalizacji? Bo z Google Ads i pojedynczych bannerów writerzy pewnie nic nie mają?
Moim skromnym zdaniem w Polsce nie jest możliwe zarabianie na portalu internetowym zajmującym się muzyką niezależną, ponieważ target muzyki niezależnej to w naszym kraju grupa zbyt wąska. Nikt z redakcji nigdy nie dostał ani złotówki za udział w Porcys, a ja osobiście dopłaciłem przez te 10 lat sporo z własnej kieszeni do funkcjonowania serwisu. I zresztą nie tylko ja.
Jak to jest z naborem? Ludzie często zgłaszają się do was drogą oficjalną – przygotowują te dziesiątki dekad i „luźno skonstruowane teksty, napisane kreatywnie / z poczuciem humoru i swobodą” – czy raczej znajomy wciąga znajomego?
A to różnie bywa. Często dostajemy zgłoszenia od „obcych” ludzi, „z ulicy” i rzeczywiście, „raz na ruski rok” jakieś zgłoszenie jest na tyle dobre, że przyjmujemy delikwenta. Ale wielokrotnie zdarzało się, że namawialiśmy do współpracy znajomych znajomych. Przykład pierwszy z brzegu – w 2005 roku na festiwalu Era Nowe Horyzonty poznałem Łukasza Konatowicza. Zamieniłem z nim dosłownie kilka zdań. I kiedy wróciłem do domu, to nagle olśniło mnie – wow, musimy mieć tego gościa. Sam się do niego odezwałem i tak zaczął pisać dla Porcys. Dziś jest filarem serwisu i jedną z niewielu osób w Polsce, które jeśli coś polecają, to ja zawsze kliknę sprawdzić, bo wiem, że na 90% mi się spodoba.
A wasz stosunek do Screenagers? Obecnie wydajecie się jedną paczką, kiedyś czuło się konkurencję.
Już kiedyś gdzieś o tym pisałem, że są dwa serwisy Screenagers – które łączy wprawdzie nazwa, ale niewiele więcej. Pierwszy powstał niecałe dwa lata po Porcys i delikatnie mówiąc niespecjalnie mi leżał. Potem kluczowe asy tej inkarnacji wykruszyły się, a na ich miejsce przyszli inni gracze – bardziej otwarci kulturowo, zdolniejsi, po prostu błyskotliwsi. Serwis zachował nazwę, ale rozpoczęła się nowa era. To była przepaść. Screenagers krok po kroku eliminowali swoje wady, rozwijali zalety, powielali też pewne słuszne w moim odczuciu pomysły z Porcys (np. pisanie o singlach, poszerzanie stylistycznego spektrum o komercyjny pop i tak dalej).
„Paczka” to chyba przesada, ale fakt, że mniej więcej od 2007 roku nastąpiło „towarzyskie przemieszanie” między redakcjami Screenagers i Porcys. Te składy po prostu zbyt mało dzieli, żeby się nie znajomiły i nie darzyły sympatią. A co do rywalizacji, kompetycji, wyścigów… Jak byłem młodszy, to może i to rozpatrywałem w takich kategoriach. Ale im jestem starszy, tym te pojęcia coraz bardziej kojarzą mi się z niedojrzałą, nastoletnią burzą hormonów. I raczej zostawiłbym takie emocje licealistom bądź studentom.
Jak patrzyło Ci się na karierę „doznawania”? Pamiętasz felieton Bartka Chacińskiego w „Przekroju” z końca 2005 roku?
Był dawno temu taki artykuł, racja. Ale ja muszę oficjalnie uściślić, że nie jestem odpowiedzialny za powstanie słowa „doznać”. Wprowadził je w obieg były recenzent Porcys i nasz serdeczny kolega Paweł Greczyn. Ja miałem jedynie udział w rozpropagowaniu tego slangowego określenia. To słowo (w tym znaczeniu oczywiście) musiał ktoś wymyślić, aż się o to prosiło. I nie wyobrażam sobie bez niego opisu swojej rzeczywistości ubiegłej dekady. Natomiast ja z kolei wymyśliłem termin „niezal”, jako polskie tłumaczenie „indie”. I kiedy widzę, że ten wyraz robi zawrotną karierę – jest często używany w artykułach muzycznych, z hermetycznego żargonu przepoczwarzył się w prawie oficjalny rzeczownik/przymiotnik, od niedawna funkcjonuje nawet serwis newsowy z tym słówkiem w nazwie – to z jednej strony mam ubaw, a z drugiej jest mi bardzo mi miło. Kto wie, może za parę lat „niezal” trafi do Słownika Języka Polskiego?
Twoja ulubiona płyta wszech czasów, gdy zakładałeś serwis? A obecnie?
Wtedy „Kid A”, a „Loveless” bylo w top 5. Teraz „Loveless”, a „Kid A” jest w top 5. Ale bardziej miarodajnie ewolucję moich gustów obrazuje fakt, że na pytanie „Olivia Tremor Control czy Olivia Newton-John?” w 2001 odpowiedziałbym „to pierwsze”, a dziś – „to drugie”.
Dotknijmy tajemnicy: kim jest Błażej Mendala i skąd wzięła się nazwa Porcys?
Błażej Mendala to wydawca, webmaster i prawny właściciel (a na początku działalności serwisu redaktor naczelny) Porcys. Nazwę „Porcys” wymyślił właśnie Błażej i zawsze utrzymywał, że to słowo nie oznacza nic – po prostu ciekawie brzmi. Ja jestem tak przywiązany do słowa „Porcys”, że nigdy nie zastanawiam się co ono oznacza – i czy w ogóle coś. Albo skąd się wzięło. Porcys to Porcys – nasz serwis. I tyle.
radiohead i sigur rós
w sumie nic nowego z wywiadu sie nie dowiadujemy
pudło, pozdrawiam
Strange twist of fate, ale generalnie piątala, Borys.