Lykke Li – Wounded Rhymes

Lykke Li – Wounded Rhymes (LL)

 

Cokolwiek postrzelonym debiutem „Youth Novels” Lykke Li przygotowała grunt pod atencję, którą cieszy się przy okazji premiery płyty drugiej. Choć radość to niepełna. Sieciowy hype 25-letniej wokalistce nałożył maskę zagubionego skandynawskiego dziewczęcia, choć mimo szwedzkiego pochodzenia część dorastania realizowała w Indiach i Portugalii, po wejściu w pełnoletność umknęła zaś do Nowego Jorku.

„Do tego 90 procent komentarzy pod moimi teledyskami na YouTube dotyczy wyglądu, tego jaka to jestem brzydka i tak dalej” – skarżyła się w jednym z wywiadów.

W walce z niechcianą gębą Lykke muzycznie skręca ku R&B i popowi (ani śladu laptopowej elektroniki) i nabiera poetyckiego animuszu. Inspirowane prozą Murakamiego singlowe „Get Some” drąży wątek psychicznej prostytucji. W „Sadness Is A Blessing” nieukrywany romantyzm i nadwrażliwość („Smutek to błogosławieństwo, smutek to perła, smutek to mój chłopak”) Li kontrastuje z ambicjami i potrzebą niezależności.

Tę ostatnią potwierdza zresztą jej wierność wobec własnej wytwórni LL pomimo oczywistego potencjału mainstreamowego. W służbie arcychwytliwym refrenom Lykke miesza brzmienia odległe historycznie i geograficznie, aranżacje rozpina się pomiędzy masywnym brzmieniem potencjalnych szlagierów a skrajnym umiarem. W „Unrequited Love” wystarcza jej głos, dyskretne rzępolenie gitary i tupanie. Płytę kończy niemal a capella. A każda melodia zdaje się zapowiadać rychłe gwiazdorstwo. Oby jednak i tę inkarnację znienawidziła równie prędko i równie płodnie.

„Przekrój”, 13/2011

 

Fine.




Dodaj komentarz