Myslovitz – Nieważne jak wysoko jesteśmy…

Myslovitz – Nieważne jak wysoko jesteśmy… (EMI)

 

Żeby nie odwoływać się do „OK Computer” Radiohead czy „Think Tank” Blur – choć moglibyśmy, bo grawitacja tych grup kształtowała niegdyś trajektorię Myslovitz – wystarczy wspomnieć „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Ten nadspodziewanie nowoczesny album dwa lata temu przywrócił młodość grupie Hey. Myslovitz wkrótce będzie obchodzić swoje 20. urodziny. Członkowie kwintetu są średnio dwa razy starsi. I też przydałaby się im stylistyczna aktualizacja, bo u progu drugiej dekady XXI wieku grają wprawdzie muzykę ładną, ale jest to muzyka końca wieku poprzedniego.

Pewną szansą było nawiązanie współpracy z Marcinem Borsem, który wyprodukował wspomniane „Miłość! Uwaga!…”, a ostatnio realizował śmiałą „Grandę” Moniki Brodki. Nie brakowało także weny. Sami muzycy mówią o „najbardziej twórczym czasie w całej karierze”. A jednak album numer 8 w dyskografii Myslovitz mógłby być numerem 5. Pomiędzy „Z rozmyślań przy śniadaniu” a „Miłością w czasach popkultury” nie brzmiałaby zresztą bardzo nowocześnie, chociaż – znowu – brzmi pięknie.

W trakcie trzech sesji nagraniowych w Ustroniu, Lubrzy i Wrocławiu powstało 18 utworów, z których połowa trafiła na „Nieważne jak wysoko jesteśmy…”. Znakomite melodie w „Art Brut” czy „Przypadku Hermana Rotha” Artur Rojek wyśpiewuje pewnym i pełnym jak nigdy przedtem głosem. Gorzej wypadają ostrzejsze „Skaza” czy „Ofiary zapaści Teatru Telewizji”. Więcej w nich patosu niż gniewu, a ten ostatni przywodzi na myśl przedkapitalistyczny punk. Tu i ówdzie syntezatory konkurują z gitarami o pierwszy plan, ale to wciąż kosmetyka. Ten hamowany potencjał sugeruje, że po pięciu latach ciszy stojące na granicy rozpadu Myslovitz potrzebowało bezpiecznie wrócić na tory, a doganianie rzeczywistości muzycznej zespół odłożył na później.

I tutaj przypomina się owe dziewięć niewykorzystanych utworów. Trafią na kolejny, podobno „zaskakujący dla fanów” longplay. Oby zapowiedzią jego była zamykająca „Nieważne jak wysoko jesteśmy…” półminutowa melorecytacja Rojka na tle basowo-ambientowego pulsu. W tym właśnie fragmencie Myslovitz brzmią najmłodziej.

„Przekrój”

 

Fine.