Wśród kilkunastu przewrotów stylistycznych i skojarzeń sięgających od Kate Bush po Katy B najbardziej na nowej płycie Julii Marcell zadziwiło mnie usłyszenie pomiędzy:
Echo calls your name
But life stays just the same
a podobno nieautobiograficznym:
I was raised by songs
’Cause my father he would rather
Rather have a son
takiej oto kwestii:
Słów składanie niedoczekanie
Zmądrychwstanie racz mi dać Panie
Myślobranie nie w moim stanie
Zdań igranie spisz na kolanie
Nie mam nic przeciwko temu, by wyrósł z tego jakiś szerszy nurt dwujęzyczny – zupełnie nieźle funkcjonują liczne mieszanki afrykańsko-, hiszpańsko-, skandynawsko-, czy nawet japońsko-anglojęzyczne, a przy okazji rozstrzygnie się dylemat wielu.
Ale nie z jakichś politycznych powodów jest to obecnie mój ulubiony moment „June”. Zdumiewa sposób, w jaki Julia zestawiła rytm, „kształt” i melodykę tekstu anglojęzycznego z polszczyzną, pod którą automatycznie podkłada się inne nuty. Gdybym trafił na „Echo” przypadkiem, wziąłbym to za mash-up wczesnej Marcell z Kapelą ze wsi Warszawa.
.
Pragnę zwrócić uwagę, że na zdjęciu pani ma też pasiak jakby łowicki…
(-:
Mam to samo z tekstem „Echo”. I choć próbuję (choćby w recenzji), to nie jestem w stanie do końca wytłumaczyć, dlaczego to tak na mnie działa.
B! Czy zachwyt trzeba zawsze tlumaczyc?
Konieczność uzasadniania zachwytu zależy od zawodu :-)
to ja czekam na to dłuższe tłumaczenie ;-) bo ta płyta mnie syci, doprawdy mocno ;-))
tymczasem:
http://soundcloud.com/bushdor/katebush-wild-man
[…] folk. Pod koniec uszczęśliwiła mnie dwujęzycznym „Echo”, którym zachwycałem się kiedyś tu, ostatnio tam. I pożegnała równie zamaszyście, jak przywitała. Stadionowej Julii pewnie […]