Tinariwen – Tassili, Bombino – Agadez

Tinariwen – Tassili (Universal)
Bombino – Agadez (Cumbancha)

 

Podczas powstania Tuaregów na początku lat 90. przez ten sam obóz dla uchodźców na południu Algierii przewinęli się założyciel grupy Tinariwen Ibrahim Ag Alhabib oraz Omara „Bombino” Moctar. Ten pierwszy uchodził z północnego Mali, ten drugi z przedmieść Agadezu, stolicy Nigru. Czy 10-letni malec Bombino miał okazję posłuchać starszego o pokolenie i jeden zryw etniczny Ag Alhabiba?

Tego nie wiemy, ale przedziwnym zbiegiem okoliczności – a może to świadectwo siły naszego rynku koncertowego – Bombino i Tinariwen w tych samych dniach odwiedzają Polskę. Tinariwen z akustycznym „Tassili”, przepełnioną słynną już pustynną mistyką i najbardziej stonowaną płytą w swojej karierze. Tyleż ciekawości co obaw budziła obecność gości zza Atlantyku: gitarzysty grupy Wilco Nelsa Cline’a, nowoorleańskiej grupy dętej Dirty Dozen Brass Band oraz Tundego Adebimpe z TV on the Radio. Wnieśli oni odpowiednio: nic, niezbyt szkodliwe tło w „Ya Messinagh” oraz niepotrzebną angielszczyznę w „Tenere Taqhim Tossam”. Pozostawieni sami sobie Tinariwen zdają się siedzieć przy ognisku gdzieś na owym algierskim południu i opowiadać śpiewem o swoim życiu – co rzeczywiście miało miejsce, bo grupa przygotowała i zarejestrowała „Tassili” w obozie namiotowym nieopodal dawnego miejsca wygnania.

Z taśm zawierających własne występy pośród piasków Sahelu Bombino zmontował dwa lata temu swój międzynarodowy debiut „Guitars From Agadez, Vol. 2”. Tegoroczny „Agadez” to już owoc profesjonalnych sesji nagraniowych w amerykańskim Cambridge (na zaproszenie amerykańskiego filmowca Rona Wymana) oraz w tytułowej stolicy Nigru. 31-letni gitarzysta gra równie miękko i transowo co starzy mistrzowie z Tinariwen, a zarazem bardziej lekko, przejrzyście, melodyjnie i elektrycznie, co zresztą zapowiada już okładkowym portretem z Fenderem Stratocasterem.

Na który koncert się wybrać? Kto może, niech nie wybiera.

.

Fine.




Dodaj komentarz