2011: Momenty były

Tekstów, refrenów, riffów, groove’ów, pokazów wirtuozerii, mocarnej produkcji albo ulotnych nastrojów – różne rzeczy ludzie lubią w muzyce najbardziej. Dosyć wcześnie odkryłem, że mnie najszczególniej kręcą momenty. Sekundowe często drobiazgi, które pozwalają się z piosenką – a nawet całą płytą – zaprzyjaźnić.

W późnej podstawówce, gdy White Town zdążyli już wszystkich zirytować  niemiłosiernie w radiu eksploatowanym „Your Woman”,  ja za każdym razem cieszyłem się perspektywą piknięcia. Tak jak przewija się filmy czy seriale do ulubionych scen, tak w 22-minutowym „Supper’s Ready” Genesis wciskałem ►► aż do Gabrielowego „A flower?”, w „Black or White” Michaela Jacksona do finału raperskiego featuringu, a „L’enfant” Vangelisa – jeden z moich pierwszych oficjalnie ulubionych kawałków – wciąż cofałem do wejścia fortepianu.

O trąbce w „The Glorious Land” PJ Harvey, która zbiegła mi się czasowo i tematycznie z przedwiośniem arabskim, pisałem już gościnnie na łamach Screenagers. W 2011 roku przewijałem również do:

odwiedzin pianina w „New Begining (Tidal Darkness)” Deaf Center po trzyminutowym dronie
• kluczenia w harmonii Salyu w „Muse_Ic” (1:04-30, kumulacja 1:17-22)
przejścia z „lulla” w „bye” w „Lulla/Bye” Matany Roberts
• zestawienia wścieklizny Kendricka Lamara z freejazzową rozwałką w „Ab-Soul’s Outro”
glissów wokalnych Anny Prior z Metronomy w „Everything Goes My Way”
• pierwszego podniesienia głosu mamuśki Kate Bush w „Snowed in at Wheeler Street”
• miękkiej a dosadnej prośby Anny Wise w „Darkness” Cunninlynguists
wejścia basu w powietrze Jamiego Woona (wiem, singiel z 2010, ale… mam nowe głośniki)
…i normalnej gitary na finiszu „The King of Limbs” Radiohead po 35 minutach loopów
schromatyzowania Tinariwen przez Kiran Ahliwalię w „Mustt Mustt” (2:46)
zmądrychwstania Julii Marcel

 

.

Fine.




4 komentarze

  1. Sharanchia pisze:

    Odwiedziny pianina kwalifikują się do tytułu Dziewiątego Cudu Świata

  2. Pablo Renato pisze:

    „przejścia z „lulla” w „bye” w „Lulla/Bye” Matany Roberts”

    Ciekawe, bo ja mam z tej płyty inny „moment”: gdy Matana w „Liberation…” prosi Mr.Bass by teraz zagrał: „pa pam o pąm pąm…”

  3. Mariusz Herma pisze:

    Najlepsze płyty rozpoznaje się po wielości „momentów” :-)
    Dopisałem jeszcze Kiran i Salyu, wcześniej zapomniałem.

Dodaj komentarz