Muzyka a Biznes – panel o playlistach radiowych

Udział wzięli:

Mateusz Smółka (RMF FM)
Wojciech Jagielski (Radio Zet)
Mikołaj Lizut (Roxy FM)

Wybór:

WJ: Każde radio komercyjne określa grupę docelową, do której zamierza dotrzeć. I poprzez kształt ramówki dba o to, by owa grupa docelowa czuła się dopieszczona. W pierwszym rzędzie staramy się mieć jak największą liczbę słuchaczy, najlepiej łącząc to z tym, by należeli oni właśnie do naszej grupy docelowej. Po przyciągnięciu trzeba ich jak najdłużej przytrzymać przy odbiorniku. A celem tego wszystkiego jest pokazanie reklamodawcom, że potrafimy dotrzeć i zatrzymać przy nas daną grupę słuchaczy, a w konsekwencji wyemitować daną reklamę odpowiednią ilość razy i utrwalić ją w świadomości odbiorcy. Z tego względu nasz produkt musi być, na ile to możliwe, dopasowany do tego, czego ci słuchacze oczekują – i stąd bierze się główny zarzut kierowany do rozgłośni komercyjnych, czyli że schlebiamy niskim gustom. Aby to wszystko osiągnąć, przeprowadzane są oczywiście badania rynkowe na temat tego, czego słuchacz oczekuje, a czego słyszeć nie ma ochoty.

ML: Największy na świecie format to tzw. AC, czyli adult contemporary. To wielki target, którego przedstawicielami są obaj moi koledzy. Drugim wielkim formatem jest CHR, czyli Contemporary Hit Radio. To także wielki format kierowany do młodzieży, który w Polsce reprezentują Eska Rock, Planeta czy RMF Maxxx. Istnieją jeszcze tak zwane wąskie formaty. Takie radia są w założeniu konstruowane jako niszowe, czyli kierowane do bardzo wąskiej grupy docelowej, cennej jednak ze względów reklamowych. W Polsce na tej zasadzie działają Roxy FM, Chilli Zet czy RMF Classic. W portfelu grup radiowych warto je mieć, ponieważ tutaj reklama jest precyzyjnie targetowana do audytorium miejskiego, ludzi wykształconych, majętnych.

MS: Badamy nie tylko muzykę, ale także program stacji. Czy na przykład o 6.30 ktoś ma ochotę słuchać prowadzącego? Czy o tej porze woli jeszcze słuchać samej muzyki? Ile ma trwać serwis? Czy blok reklamowy ustawić w tym czy innym miejscu? Głos prowadzącego zresztą też się bada. Jeśli chodzi o muzykę, to badamy ją regularnie. W RMF-ie co tydzień sprawdzamy najświeższe, najczęściej grane utwory, czyli playlistę. A co kilka miesięcy szeroką grupę utworów, w zasadzie całą bazę, w której znajduje się na przykład Michael Jackson. Emocje w stosunku do takich artystów  zmieniają się wolniej niż wobec tej pierwszej grupy. Jeśli utwór przestaje się podobać, zastanawiamy się, czy trzeba z niego zupełnie zrezygnować, czy tylko odrobinę schować.

ML: W swojej naiwności początkowo myślałem, że w radiach o mniejszym zasięgu – takim jak moje – można obyć się bez robienia badań rynkowych. Na dłuższą metę to jednak niemożliwe. Nie da się programować radia, nawet o wąskim zasięgu, nie znając opinii słuchaczy na temat puszczanych im utworów czy nawet gatunków. Podstawowe badanie to tzw. test muzyczny. Bierze się ludzi z danego targetu, puszcza się im tak zwane hooki – czyli charakterystyczne części utworów, zwykle kilkunastosekundowe – i oni decydują, czy to jest fajne czy niefajne.

MS: Patrzymy też na to, jak dany utwór zachowuje się w zachodnich rozgłośniach. I czy jego charakter, brzmienie pasuje do naszej. Choć czasem są zaskoczenia. Kto by się spodziewał, że RMF Maxxx będzie grało Adele czy Gotye. Ale to wzięło się stąd, że na tych artystów był już szał. Gdybyśmy rok wcześniej zrobili badania, prawdopodobnie wyszłoby, że one się do większości rozgłośni nie nadają.

WJ: Rola dyrektora muzycznego polega na tym, że bierze na siebie odpowiedzialność za to, czy trafia czy nie trafia z utworami w gusta publiczności. Ja dostaję tygodniowo jakieś 400 utworów. Z nich może być zagranych jeden lub dwa, w wyjątkowym tygodniu trzy utwory. Czyli poniżej jednego procenta z tych wszystkich, które dostajemy. Moim psim obowiązkiem jest przynajmniej przesłuchać wszystkie te, które przychodzą. Ale wprawne ucho potrafi ocenić ich przydatność już po kilkunastu, trzydziestu sekundach. Jeśli się waham, to po minucie wiem, czy dany utwór pasuje do brzmienia stacji. Gdy mam wątpliwości, czekam dwa lub trzy dni i jeszcze raz tę piosenkę przesłuchuję. Do tego momentu wszystko opiera się na naszym guście. Czasami zdarza się, że osoby, które pytasz o ten utwór – asystenta czy kolegę – zanim jeszcze badania będą robione, stwierdzają, że piosenka się nie nadaje. Jeżeli jestem do niej przekonany, to odrzucam tę opinię i idę pod prąd. Gotye rzeczywiście nie pasował do radia mainstreamowego, był idealny dla rozgłośni niszowych. Ale było w nim coś takiego, że zaryzykowałem, że on się przyjmie. I w tej chwili jest najlepiej oceniany ze wszystkich granych przez Radio Zet.

(Na temat ustawy o obowiązku grania w radiach polskiej muzyki).

WJ: W świecie muzyki alternatywnej Polacy nie są źli, ale jeśli chodzi o mainstream, to ilu jest polskich wykonawców, których naprawdę można słuchać? [Z sali: dziesiątki]. Tak naprawdę są to trzy, cztery dziesiątki. Polski rynek jest w zapaści jeśli chodzi o muzykę popularną. Bajm, Perfect, jeszcze parę innych osób ocierających się o alternatywę czy pseudohiphopowców. Ale jak na kraj, który ma tyle milionów mieszkańców, jest to bardzo słaby wynik. Ta ustawa działa przeciwko słuchaczom. Z badań wynika, że jesteśmy jednym z niewielu narodów na świecie, który nie ceni własnej muzyki. Nasi wykonawcy – z tego zakresu oczywiście – nie są lubiani. Jeśli damy do wyboru Adele i powiedzmy Edytę Górniak, to 90 proc. słuchaczy wybierze Adele. Częściowo wina leży po stronie wytwórni muzycznych i braku pieniędzy. Mając znów do wyboru dwie artystki – uznaną i nową – oczywiście postawią na tę uznaną. A ponieważ mamy wciąż tych samych wykonawców, jesteśmy nimi znudzeni i nie chcemy ich słuchać. Ta ustawa zmusza nas do tego, byśmy de facto wkładali naszym klientom muzykę, której nie chcą słuchać.

ML: Niech o idiotyzmie tego przepisu świadczy też to, jak zdefiniowana jest ta zasada. Jeśli któryś z polskich artystów nagra utwór po angielsku, nie będzie to zaliczone. Jeśli stacja zagra Chopina, to także się nie liczy, bo decyduje obecność polskich słów. Leszek Możdżer jest zrozpaczony.

(Z publiczności padło oskarżenie o mówienie o muzyce przy użyciu takich słów jak „target” czy „rating” i traktowanie najwyższej formy sztuki jak byle produktu).

WJ: Po pierwsze, stacje komercyjne nie mają obowiązku realizować jakiejkolwiek misji. Jeśli jest nam z nią po drodze, to bardzo fajnie. Ale czasem odbijamy się od wielkich liczb. Możemy iść pod prąd, ale wciskanie ludziom czegoś, czego – jak pokazują nam badania – nienawidzą. [Tu padł przykład którejś z niedawnych piosenek Maanamu]. Ale to nic nie da. Po drugie, każdy z nas tutaj zgromadzonych będzie miał inne zdanie na temat tego, co jest sztuką wysoką, a co nie.

ML: Przy czym nie uważam, żeby prowadzenie radia było tym samym co sprzedawanie gwoździ. Osobiście mam to szczęście, że pracuję w rozgłośni, która stawia na ambitniejszą muzykę, bo kierowana jest do takiej a nie innej publiczności.

WJ: Kiedy ludzie naprawdę interesują się muzyką? Wszyscy w tym interesie wiedzą, że 99% osób przestaje się nią aktywnie zajmować, gdy zaczynają pracować, zakładają rodziny. Przestają interesować ich nowości. Dlatego radia takie jak moje nie próbują promować nowości, bo nasz odbiorca ma już wyrobioną opinię co to tego, czego chce słuchać. Dla odbiorcy poniżej tych 25 lat są przygotowane specjalne radia. W nich rotacja nowości jest większa. Dlatego w ogóle wymyślono te formaty – bo kiedyś było jedno General Radio – aby nie dochodziło do konfliktu interesu. Raczej nie ma szans, by w rozgłośniach grających muzykę mainstreamową pojawiały się audycje, w których przez 2-3 godziny będą prezentowane nowości.

MS: Myśląc o tym, co jest świeże czy nowe, zbyt często myślimy o sobie. Ja też znałem Gotye na długo przed tym, jak trafiło do radia, ale dla wielu osób Gotye czy Adele to są naprawdę świeże rzeczy. Tempo odkrywania, co jest nowe, a co jest stare, bywa bardzo różne. Poza tym granie nowości ma sens w zasadzie tylko wówczas, gdy coś więcej o tych piosenkach się opowie. W rozgłośniach mainstreamowych na to także nie byłoby czasu.

WJ: Konsultanci przyjeżdżający z różnych krajów do Polski są zdziwieni, bo okazuje się, że Polska jest być może najtrudniejszym rynkiem radiowym na świecie. Na Zachodzie nie ma takiej sytuacji, by były dwie bardzo podobne do siebie rozgłośnie ogólnokrajowe. My naprawdę tkwimy w pewnego rodzaju klinczu. Mówi się często, że gdyby wyjąć dżingle z ramówki Radia Zet i RMF-u, to ludzie nie potrafiliby odróżnić, której słuchają. To jednak potwierdza tylko precyzyjność naszych badań. Od ich wyników na pewno nie uciekniemy, bo musimy wiedzieć, co lubią nasi słuchacze. Ale te gusta trochę się zmieniają. Jeśli przypomnicie sobie słodkie brzmienia dziewczęcych chórków z lat 60. czy Beach Boysów i porównacie z dzisiejszą muzyką, to zauważymy ogromną przepaść. Ta zmiana pojawia się co jakiś czas albo rewolucyjnie – jak w momencie pojawienia się Sex Pistols, albo ewolucyjnie – jak to się dzieje od kilkunastu lat, gdy wykonawcy się wzajemnie kanibalizują, coś dodają, coś odejmują. I w ten sposób pojawia się nowa jakość.

.

Fine.




19 komentarzy

  1. W sumie to radia mainstreamowe mają misję. Ich misją jest po prostu słuchanie odbiorców i weryfikowanie, czy chcą tego, czy tamtego słuchać. Misja a edukacja to dwie różne kwestie. A z tą ustawą o obowiązku grania polskiej muzyki to jakaś żenada. W sensie jak to ustawy w Polsce – źle skonstruowane.

  2. wieczór pisze:

    konkretniej skomentuję całą konferencję w niedzielę, gdy będzie już po wszystkim.

    panel radiowy był najciekawszy, bo pojawiła się dyskusja, która ujawniła, że spotkały się na sali dwa światy. paneliści, którzy mają do muzyki stosunek biznesowy (stąd te porównania do sklepu z trumnami, gwoździami i butami) kierują się w swoich działaniach badaniami rynku. publiczność i artyści obecni na sali to idealiści, którzy wierzą w misję muzyki i mają jej romantyczną wizję (sztuka, a nie produkt) oraz tak naprawdę kilkuprocentowy margines społeczeństwa (vide zeszłoroczny raport o aktywności kulturalnej polaków). te światy są raczej nieprzenikalne, dlatego zupełnie nie rozumiałem oburzenia dagi gregorowicz, której piosenki zostały odrzucone w chilli zet. rola kulturotwórcza jest rolą radia publicznego (z prawdziwego zdarzenia, bo jednak polskie radio jest w pewnym stopniu uzależnione od reklamodawców). fajnie, gdy nowe trendy podłapuje nadawca komercyjny, ale nie jest to jego podstawową rolą. polskim problemem nie jest niski poziom stacji radiowych tylko społeczeństwa, które badane same się skazuje na taką, a nie inną muzykę.

  3. Mariusz Herma pisze:

    I jeszcze taki paradoks: artyści – tutaj w osobie Dagi – przyznają, że rozsyłają promosy i chodzą po radiach, starając się zwiększyć zasięg swojej muzyki, swoją popularność. A jednocześnie odmawiają prawa do tego samego komercyjnym stacjom radiowym.

  4. ArtS. pisze:

    Ja myślę, że to jednak nieco zbyt uproszczona diagnoza. Każde badanie projektuje jakąś rzeczywistość a priori, nigdy nie jest po prostu odzwierciedleniem „stanu faktycznego”. Dlatego definiowanie problemu w kategoriach „niskiego poziomu społeczeństwa” też nie wydaje mi się właściwą drogą. To znacznie bardziej złożona kwestia, której nie podejmuje się tu rozstrzygnąć. Zwracam po prostu uwagę, że zrównywanie mechanizmu rynkowego z demokracją, czy wręcz uznawanie go za ucieleśnienie powszechnej woli, jest samo w sobie pewnym chwytem ideologicznym.

    To trochę taka samospełniająca się przepowiednia, co świetnie ilustruje następujące stwierdzenie: „Jeśli damy do wyboru Adele i powiedzmy Edytę Górniak, to 90 proc. słuchaczy wybierze Adele. Częściowo wina leży po stronie wytwórni muzycznych i braku pieniędzy”. Piękne.

  5. Mariusz Herma pisze:

    Gdy spojrzeć poza konkretne nazwiska, to pytanie jest ciekawe: dlaczego statystyczny Polak, mając do wyboru zagraniczną gwiazdę i jej rodzimy „odpowiednik”, wybierze tę pierwszą. WJ twierdzi, że przyczyną jest niska jakość „odpowiedników”. A winne temu są między innymi wytwórnie, które w „odpowiedniki” specjalnie nie inwestują, bo bezpieczniej importować sprawdzone nazwiska z wytwórni-matki.

    Zaskoczyło mnie to o tyle, że zawsze mówiło się: muzyka śpiewana po polsku najlepiej się sprzedaje (na płytach). W tej chwili na OLiSie Tabasko i Andrus są przed Kings of Leon, Adele i Madonną. Bajm obok Lany del Rey i Katie Meluy. Piaseczny przed Gotye. Obok Cohena – WSRH, Grammatik, Tede i Grzeszczak. Tak jakby w Polsce fonografia miała swoje reguły, a radio swoje.

  6. Daga pisze:

    Chyba Mariuszu źle mnie zrozumiałeś….

    Zebrało mi się na wymioty, gdy usłyszałam o słabej kondycji polskiej muzyki.
    Przypomina mi się stwierdzenie jednej z producentek Wendy Woldman : „Polacy mają bardzo dużo niesamowicie oryginalnej muzyki. Po co próbują naśladować popowe gwiazdki ze Stanów, kiedy mają tyle świeżości wschodu”.

    @Mariuszu, czego ja niby odmawiam mediom komercyjnym. Poszukiwań?

    Buziaki :)

    Czekam na wieści i rozjaśnienie mroku.

    p.s.
    Podobałą mi się dziś wypowiedź jednej z pań o możliwości uzyskiwania takiej odpowiedzi na zadane pytanie, jaka nam się podoba

    Wogóle cudowna była możliwość dyskusji.

    Strasznie mnie intryguje wniknięcie w Twoje rozszyfrowanie dzisiejszego playlistowego paneu, Mariuszu.

    Tyle na 02.41

  7. Daga pisze:

    p.s. 8
    Porównywanie Edyty Górniak do Adele..
    troszkę jednak to mi się gryzie.

    Co do Pani z Chilli Zet
    Chodziło mi o to, że nie uzyskałam od Pani odpowiedzi obfitującej w argumenty, tylko proste słowa…
    BO NIE (+ śmiech)

    Poczułam się, jak szmata.

    Ten kubeł wody wiele mnie nauczył.

    Pytam zatem Panowie. Lepiej siedzieć w kąciku? Czy może próbować piszczeć?

    Jak ta mysz – ma się rozumieć?

  8. Mariusz Herma pisze:

    Wymioty były o tyle niezasłużone, że WJ nie wypowiadał się o kondycji polskiej muzyki w ogóle, tylko o kondycji polskiej muzyki mainstreamowej – mega-gwiazd na poziomie „Bajmu i Perfectu”, na których swój biznes budują największe rozgłośnie komercyjne i bez których sobie zwyczajnie nie poradzą. Ten wątek WJ zaczął się przecież od przyznania, że alternatywa w Polsce radzi sobie dobrze.

    > @Mariuszu, czego ja niby odmawiam mediom komercyjnym. Poszukiwań?

    Poszukiwań sposobów na zwiększenie popularności, mimo że taki właśnie jest sens ich istnienia. Ale nie odniosłem się tutaj tylko do Twojej wypowiedzi, tylko powszechnego domagania się, by RMF i Zet-ka grały „lepszą muzykę”. By wpuściły, powiedzmy, „odrobinę” world music. No tak, ale ktoś na konferencji w Poznaniu domaga się właśnie, by wpuściły też „trochę” jazzu. W Krakowie, by zagrali choć jeden kawałek alternatywno-rockowy. Gdzie indziej chcą ciekawej elektroniki. I tak RMF i Zetka mają zamienić się w fajne, ambitne rozgłośnie słuchane przez dokładnie taką publiczność, jaka słucha fajnych, ambitnych rozgłośni. Zrezygnować z własnej popularności na rzecz popularności wykonawców, którzy na to „zasługują”. Takiego myślenia nie rozumiem.

    Historia z Chilli Zet „piękna”.

  9. wieczór pisze:

    @Tak jakby w Polsce fonografia miała swoje reguły, a radio swoje.

    może dlatego, że płyty kupują starzy ludzie albo fani. a radia słuchają wszyscy jak leci.

    @„Polacy mają bardzo dużo niesamowicie oryginalnej muzyki. Po co próbują naśladować popowe gwiazdki ze Stanów, kiedy mają tyle świeżości wschodu”.

    tyle lat chcieliśmy być częścią zachodu, że wszystko, co ze wschodu zostało uznane za dzicz i obciach.

  10. MataczDewot pisze:

    Z wielką przykrością obserwowałem piątkowy panel.

    Za prelegenckim stołem ujrzałem 3 prypadki syndromu sztokholmskiego najczystszej maści [no, może 2,5 ML próbował wyjść z roli] – inteligentni ludzie, z fajną przeszłością nieraz, porwani przez post-PRL-owską mafię pseudoartystów i współczesną klikę tabloidowo-antymuzyczną, byli w stanie bronić tej babilońskiej kuźni troglodytów, jaką są ich parszywe rozgłośnie i babiloński mainstream, rzucając w twarz obecnym na sali wybitnym polskim artystom, że ustawa wprowadzające regulacje znane np. we Francji już od bardzo dawna, to efekt ich pazernego lobbingu. [!!!]

    Czysta hipokryzja panelistów wyszła na jaw w konstatcji, że badania, jako decydującym czynniku tego, co puszczają najwięksi, przy jednoczesnym mówieniu o tym, że to nos „panów redaktorów” na etapie preselekcji ma decydujące znaczenie. Zresztą, ostatecznie obaliła tezę panelistów Daga swoim wystąpieniem – brawo!

    W ogóle: panel przyniósł ostateczną kompromitację wszelkich stawianych przez panelistów tez, łącznie z ich bolesną auto-kompomitacją jako pseudo-dziennikarzy. Szkoda, że nie ma tego w Pana podsumowaniu.

    Może jak się „hookną” w swoje „targety” i „playlisty” to się obudzą… A może kiedyś ich sumienia obudzi MUZYKA…

    Pozdrawiam i dzięki za wpis!

  11. Marceli Szpak pisze:

    @ : Badamy nie tylko muzykę, ale także program stacji. Czy na przykład o 6.30 ktoś ma ochotę słuchać prowadzącego? Czy o tej porze woli jeszcze słuchać samej muzyki? Ile ma trwać serwis? Czy blok reklamowy ustawić w tym czy innym miejscu? Głos prowadzącego zresztą też się bada.

    Jak ja bym chciał, żeby do nich kiedyś dotarło, że nie ma takiej godziny, kiedy chce się słuchać prowadzących i że radio powinno się ograniczać do listy powiedzmy 100 tysięcy utworów, z których można sobie poukładać samemu, co tam każdemu potrzebne. Zamawiasz sobie plejlistę na dziś i już, wymarzone radio dla każdego. Na takie mógłbym nawet abonament.

  12. MataczDewot pisze:

    Jeszcze w temacie – [nomen-omen] Wojciech Jagielski [ex GW] dla Polityki o polskich mass-mediach przez ostatnie 20 lat:

    „Sprzedawaliśmy głupotę na masową skalę i teraz mamy odbiorców wychowanych na tej głupocie.”
    „Jak ktoś chce kontrolować nas, to podnosimy krzyk. Chcemy być ponad prawem, a przede wszystkim ponad krytyką.”

    Pozdrawiam.

    za: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/wojciech-jagielski-sprzedawalismy-glupote-na-masowa-skale

  13. Sajmon pisze:

    …….Przeczież to nie ten Jagielski……

  14. magda pisze:

    Luźne zastanowienie: Czy, skoro alternatywa radzi sobie bardzo dobrze, naprawdę nie ma sposobu na przekonanie odbiorców do tego rodzaju muzyki, i wszystkie dalsze strategie muszą być oparte na założeniu 'spróbujemy wszystkiego, byle nie czegoś nowego’?

    Słuszne wydaje mi się nawiązanie do słów (przecież nie tego :) ) Jagielskiego. Tezy RMF/Zet dosyć mnie zmierziły, i nie umiem sobie wytłumaczyć, że chociaż faktycznie stacje komercyjne nie mają żadnego obowiązku oprócz zarobienia na wszystko, na co mają zarobić, to nie spotyka się to z żadnym, ale to żadnym oporem większości słuchaczy. „Nie będę słuchał, bo nie”, jest oczywiście najłatwiejszą odpowiedzią w ankiecie/badaniu, ale ogromnie kusiłby mnie eksperyment, by w każdej zetkowej godzinie grać jedną rzecz wbrew statystykom, tak długo, aż się osłucha. I tak w nieskończoność.

    „Poza tym granie nowości ma sens w zasadzie tylko wówczas, gdy coś więcej o tych piosenkach się opowie. W rozgłośniach mainstreamowych na to także nie byłoby czasu.” – Bez sensu. Poszukiwanie komentarza można faktycznie zostawić tym, których zainteresowanie muzyką jest aktywniejsze, ale zapełnianie przestrzeni akustycznej dźwiękiem minimalnie (minimalnie!) bardziej odkrywczym/nowym/lepszym byłby raczej okazaniem słuchaczowi szacunku.
    I teoretycznie możemy sobie odpuścić zaangażowanie tematem stacji komercyjnych i robić/słuchać swoje, ale wszechobecne Zet/RMF mają na wychowanie muzyczne całych polskich mas wpływ przerażający. Wydaje mi się nawet, że to nie jest kwestia wyboru, tylko w którymś momencie życia, oby jak najwcześniejszym – desperacka ucieczka z tej przestrzeni eteru.

  15. Mariusz Herma pisze:

    O tym też była mowa: jeśli słuchacz „zetkowy” włączy radio i trafi na taki „ambitny” kawałek, to radiostacja może go stracić nawet na długie miesiące. Albo i na zawsze. Dlatego nigdy sobie na to nie pozwolą. Naprawdę przy wszystkich pretensjach trzeba pamiętać, że jeden nietrafiony utwór przy tak masowej publiczności może oznaczać utratę powiedzmy 760 tysięcy słuchaczy.

    Nie mówię, że mi się to podoba. Bardzo chciałbym, żeby było inaczej. Wciąż jednak nie rozumiem oczekiwania, że zwykłe firmy prywatne (bez właściciela-idealisty na czele) będą się zachowywać inaczej. Jeśli Jagielski czy Smółka rano puszczą Arcade Fire, po południu ich szefostwo zobaczy słupki słuchalności i wieczorem będą zwolnieni.

    Warto poza tym pamiętać, że dla tych kilkunastu milionów słuchaczy muzyka wcale nie ma być głębokim przeżyciem duchowym, tylko zwykłym zapychaczem przestrzeni akustycznej. Protekcjonalne zakusy, by naszych muzycznych prostaczków edukować, są nie tylko (IMO) bezcelowe (przełączą stację), ale też zuchwałe, bo wbrew ich dobrowolnym wyborom. W większości miejsc kraju mamy przecież całkiem niezłą paletę stacji muzycznych, a jednak ludzie *wybierają* RMF/Zetkę. Stąd trochę nie na miejscu jest mówienie, że ktoś im coś „wpycha” i „ogłupia”.

    W najlepiej wyedukowanych muzycznie krajach, od Skandynawii po Japonię, w mainstreamowych radiach i tak leci młócka. Bo większość ludzi przy odbiornikach oczekuje bezpiecznego tła, a nie pokarmu dla duszy.

  16. ArtS. pisze:

    Te oczekiwania nie są znowu takie bezpodstawne. Od innych firm komercyjnych też oczekujemy, żeby np. zmniejszyły zanieczyszczenie środowiska naturalnego, choć jest to sprzeczne z ich interesem ekonomicznym. Skoro tyle się mówi o społecznie odpowiedzialnym biznesie, to może powinno to dotyczyć również – jeśli nie przede wszystkim – przemysłu kulturowego?

  17. krzysiek pisze:

    Jakkolwiek sympatyzuję z Twoimi czy Magdy poglądami, to Zetki nie uważam za część „przemysłu kulturowego”. Chyba, że za taki uznamy również telenowele, wieczory kabaretowe i talk show Kuby Wojewódzkiego.

    Czy gdyby Zetka zaczęła przemycać ambitniejszy repertuar czy po prostu mainstreamowo-popowe dobre nowości to zacząłbym słuchać Zetki? Nie, nie pozyskaliby mnie w ten sposób. To jest inne terytorium, na którego istnienie można się obruszać, ale to jak obrażanie się na rzeczywistość.

    Zgadzam się tutaj z trzecim akapitem ostatniego komentarza Mariusza Hermy /a w związku z drugim akapitem to chyba w zasadzie współczuję tym ludziom, którzy trudnią się taką pracą/. Wybór istnieje, media też wychowują – i po to mamy media publiczne – ale barbarzyństwo, cytując klasyka, zaczyna się w domu. Czy Polacy są głusi i mało muzykalni? Są. Ale winy za to nie ponosi przede wszystkim radio, przede wszystkim domy i szkoły. Skoncentrować trzeba się na tym, na co mamy jakiś wpływ. Ustawa nakazująca puszczanie polskiej muzyki również w prywatnych rozgłośniach jest po prostu śmieszna i śmieszne byłyby inne podobne regulacje.

    Środowiska żywo zainteresowane kulturą – a więc w oczywisty sposób niebędące targetem wymienionych radiostacji – mimo wszystko powinny wywierać stałą presję, przypominając, że chała jest chałą i że jest dla niej alternatywa.

    Przyzwyczaiłem się do tego smutnego obrazu, z drugiej strony od dziennikarzy zajmujących się informowaniem i sferą publiczną – również w prywatnych mediach – jestem skłonny wymagać dużo więcej, tzn. idealistycznie chciałbym, żeby uznali swoją pracę za misję, która wiąże się z poważną odpowiedzialnością i ze szczególnym rodzajem zaufania. Tak też niestety nie jest, ale odpływam od tematu, więc stawiam kropkę.

  18. krzysiek pisze:

    PS. A „społecznie odpowiedzialny biznes” to fikcja. Przynajmniej na razie.

Dodaj komentarz