Teraz Polska

Z wiadomej okazji serwis „Guardiana” zainaugurował wczoraj serię Sounds of Polandstreszczając nasz pop w 10 utworach. (Dzisiaj w drugiej odsłonie Piotr Metz przedstawia reprezentantów rozmaitych stylów, poleca lokale muzyczne i myli Vadera z Behemothem, być może z powodu nastoletniego pseudonimu Petera).

Po odruchu radości z samego faktu zacząłem się zastanawiać, czyśmy za sprawą owej dziesiątki i towarzyszących jej opisów nie okazali się bezrefleksyjnymi importerami (Daab), imitatorami (od Skaldów po Hey), a nawet plagiatorami (Oldfieldowy „Papierowy Księżyc”). Do tego przeraźliwie melancholijnymi (od German po Brodkę). Ostatecznie dobrze, że zestawienie otwiera „Śliczna wiolonczelistka”, bo tak muzyka jak teledysk przynajmniej uniwersalne i radosne.

W temacie polskich przebojów polecam ciekawą dyskusję Rafała Kalukina z redakcją Screenagers pod linkowanym tu wcześniej rankingiem 200 rodzimych piosenek wszech czasów. (Skądinąd słynnym już chyba na kraj cały: pisały Wyborcza, NaTemat, TMM, RP.pl, była wzmianka we „Wprost” i pewnie na kilku antenach). Ciekawą, bo spotkały się dwa punkty widzenia tyleż odmienne, co równie uzasadnione.

Sam w stosunku do podsumowania mam wątpliwości głównie techniczne. Brak limitu utworów jednego wykonawcy, jakim zachodnie serwisy zwykły się bronić m.in. przed inwazją Beatlesów, wyraźnie ograniczył różnorodność. Z hip-hopu z kolei lepiej byłoby zupełnie zrezygnować, bo wyszło szczątkowo, a rapowi w praktyce nierzadko dalej do „piosenki” niż pewnym popularnym instrumentalom i śpiewanym suitom.

Merytorycznie ranking padł trochę ofiarą zrywu, któremu zawdzięcza swoje istnienie: wspólnej fascynacji redakcji portalu kilkoma konkretnymi zjawiskami, szczególnie z lat 80. Stąd wyraźny przechył ku tej dekadzie (46 miejsc w pierwszej setce). Nie uświadczylibyśmy go pewnie ani trzy lata temu (inne zajawki), ani za trzy lata (poszerzenie i naturalna fragmentacja zainteresowań). Choć i to okazało się pretekstem do rozmaitych dyskusji, które mnie przynajmniej sprawiły tyle samo radości, co klikanie w te wszystkie „Posłuchaj”.

Ucieszył mnie niezmiernie swoją listą indywidualną Afrojax (Michał Hoffmann). Bo docenił relatywnie dużo relatywnie nowych piosenek w rodzaju „To tu, to tam” czy „Ja wysiadam” (pierwszy hymn ruchu Slow Life?). To jedne z najzgrabniejszych odpowiednio kompozycyjnie i brzmieniowo rzeczy, jakie przez ostatnich kilkanaście lat można było usłyszeć w radiu. I które akurat od naszego pokolenia – dorastającego właśnie przy nich, a czasem wbrew nim – mogą potrzebować rehabilitacji nawet bardziej niż owa „stara polska muzyka”.

.




Dodaj komentarz