Obejrzałem nowy teledysk „Push Thru” niby Taliba Kweliego z gościnnym udziałem Curren$y’ego i Kendricka Lamara – trzech wielkich raperów z trzech wielkich rapowo miast – ale po zwrotce tego ostatniego zrobiło mi się żal pozostałych. Jeszcze bardziej, gdy spojrzałem na komentarze. Kendrick zgarnął niemal całą pulę. Skoro z taką łatwością kradnie cudze kawałki, to chce się wierzyć, że jesienią, na swoim, przejdzie także samego siebie.
Zastanawiałem się, co tak mi się u Lamara podoba. Wyszło, że muzyczność i zmienność. Albo krócej: muzyczna zmienność. Gdyby jego partie rozpisać na nuty, okazałoby się, że facet bez przerwy zmienia metrum, przesuwa akcenty i rymy, sypie fermatami. Rozpieszcza ucho do tego stopnia, że kiedy choć przez chwilę „po prostu sobie mówi” – na czym kończą się dyspozycje większości raperów – to natychmiast budzi oczekiwanie zmiany. I natychmiast to oczekiwanie zaspokaja.
O ile więc taki Eminem był geniuszem konsekwencji, Kendrick jest hiphopowym wiercipiętą. I oby w tej zmienności pozostał niezmienny.
.
Podobna sytuacja co z Oceanem. Świetny mixtape podniósł oczekiwania na sześciometrowy pułap (biorąc miary z skoku o tyczce). Ocean akurat pobił rekord świata, zobaczymy jak skoczy Lamar. Oby wysoko. Fajny wpis – krótki, ale bardzo treściwy.
trzymam za niego kciuki bardzo mocno, „boje się” że po raz pierwszy w życiu na szczycie rocznego podsumowania znajdzie się album hiphopowy. ale ale – co mnie nie pokoi to jego współpraca z wytwórnią Dre – np teraz wrzucił kawałek z Jeezym, wcześniej zapowiedź jakiejś kolabo z Gagą, boje się że z takiego rozpędu nie uda się tego dobrze zakończyć lądując na podwórku czystego mainstreamu.
Chyba lepiej było zakręcić się koło jakiejś fajnej małej, prężnej, z potencjałem natury Kendricka, wytwórni, gdzie Cie nie zepsują złym spojrzeniem na muzykę odbierając niezależność. zobaczymy.
A co miałeś na szczycie w ubiegłym roku?
gang gang dance
już jest. AOTY2012
Śmiała opinia jak na 3-4 godziny po wycieku, ale życzę racji – dwa AOTY z rzędu to byłby niezły wynik :-)
no dobra, smiała, ale tak czekałem na coś tak „biorącego” już od pierwszych dźwięków pierwszego kawałka na płycie, że sama warstwa muzyczna, bez tekstowej i kontekstowej, z automatu stawia album na liderze. wiem wiem, zajawienie jest intensywne i pochopne i trzeba poczekać, ale nie moglem się powstrzymać przed tym postem – poprzedni był równo 2 miesiące temu, taka nic nie znacząca symbolika :P
Na RYM właśnie dobił do 4.0. Co ciekawe, zamiast opadać wraz ze zbliżaniem się do premiery – bo do die-hardów dołączają nie-fani – cały czas się wspina.