Tradycją TMM stają się powoli VIP-owskie zestawienia najlepszych utworów danego wykonawcy: najpierw Madliba, teraz The Roots. Formuła ta najbardziej podoba mi się ze względu na rozbieżność uzasadnień wypowiadających się gości. Na jednej stronie zderzają się kompletnie różne sposoby patrzenia na muzykę i pisania o niej – tak pod względem stylu, jak przede wszystkim przedmiotu komentarza.
Weźmy zwycięskie „You Got Me” Rootsów. Obok Afrojaxowej muzyko- i brzmieniologii:
Za trzy rzeczy. Pierwsza to drum’n’bassowe uptempo pod koniec. (…) Druga to odważny miks, wysuwający na pierwszy plan bębny z megaoszczędnym basem i nic ponadto (mówimy o kawałku prowadzonym jednak przez gitarę i wokal). Trzecia – arcyciekawe dysonanse powstające między rzeczonym basem a rzeczoną pudłówką.
mamy billboardowego Andrzeja Całę:
Długo czekali na taki sukces. Kiedyś Questlove zdradził, że był on możliwy, bo szefostwo ich wytwórni zapłaciło sowitą sumę na rzecz rozgłośni radiowych, aby te grały singiel na wysokiej rotacji. Jakoś nie mam żalu o taką formę dopingu :-) No i nagroda Grammy dla najlepszego kawałka, w pełni zasłużona.
i emocjonalno-sentymentalną Dominikę Węcławek:
Kiedy masz naście lat wszystko przeżywasz znacznie mocniej.
Taka przeplatanka ciągnie się przez cały artykuł, czasem autorzy zamieniają się stanowiskami – nawet Afrojax pozwala sobie na „trochę bełkotu kombatanta” – dzięki czemu całość czyta się dobrze nawet w przypadku uczulenia na którąkolwiek z prezentowanych konwencji. Taki recenzencki składak. Oczywiście pomysł realizował już wcześniej choćby Porcys w swoich kolektywnych recenzjach, jednak takie skrajności jednak się nie ujawniały, w końcu jedna redakcja.
Aczkolwiek przypomina mi się, jak wodę z ogniem godził w swoich ostatnich latach „Tylko” albo w swoich pierwszych „Teraz Rock”. Podczas gdy stara męska gwardia hołubiła w recenzjach walory zgodne z etosem autentyzmu i antypopowego ruchu oporu, młodzież zwykła rozpoczynać teksty według wzoru: liczba nagród/nominacji Grammy + debiut/szczyt na liście Billboardu + liczba sprzedanych płyt/singli + „gościli na okładce” Rolling Stone’a /Time/etc. No, ale ci pierwsi nie musieli nikogo nawracać, za to drudzy przekonywali dopiero naród do Nowej Rockowej Rewolucji.
.
Mnie zawsze podobał się styl Andrzeja Cały – prosto, celnie i na temat, bez niepotrzebnych ozdobników w stylu „a teraz patrzcie, jak no to ja potrafię rozłożyć utwór na czynniki pierwsze”.