The xx – Coexist

The xx — Coexist (Young Turks)

 

Fenomen pierwszego albumu Brytyjczyków brał się ze zderzenia genialnego w swojej prostocie pomysłu na brzmienie mocne swą słabością ze znakomitymi piosenkami. Jak wszyscy zdążyli się już zgodzić, „Coexist” w warstwie koncepcyjnej jest sequelem debiutu i kwestią debaty pozostaje tylko ocena samej strategii stabilizacji. Robią swoje, trzymają się sprawdzonej stylistyki – dobrze to czy źle?

Imperatyw ewolucji nieustającej wciąż wydaje się obowiązywać, dlatego obrońcy The xx całkiem słusznie będą obstawiać, że do jakichś zmian jednak doszło. Bębny ustąpiły bitom, nastąpił dalszy odwrót od przebojowości czy wręcz od samego dźwięku, bo „Coexist” gra jeszcze ciszej i wygląda jeszcze przejrzyściej niż „xx”. Choć znajdą się i tacy, którzy wprost przyznają: to samo, nie szkodzi. Przeciwnicy stylistycznej stagnacji stwierdzą krótko, że lepiej byłoby im ponieść klęskę, próbując przekroczyć siebie, niż dorastać w zacisznej piaskownicy.

Przy braku nowego, dla mnie na pierwszy plan automatycznie wysuwa się szukanie pięknego. Znalazłem je w bezbłędnym otwarciu albumu, zestawiającym ascetyczne „Angels” z transowym „Chained”. Na bazie tego drugiego spokojnie mogliby nagrać album, który wyrwałby ich z objęć głośniczków komputerowych i przeniósł na porządne soundsystemy – jakkolwiek musieliby się nieco bardziej postarać niż w podobnie wytupanych „Sunset” czy „Swept Away”. Chociażby tak, jak w „Reunion”, czyli trzecim jasnym punkcie płyty przyjemnie rozświetlonym przez metaliczne steeldrumowe refleksy.

Pozostałe dwadzieścia parę minut płyty trudno opisać inaczej, niż jako dość ładne. Albo nie dość. W każdym razie na czyhające gdzieś w tej czerni pytanie, czy gdyby ta płyta ukazała się jako pierwsza, to… – sława, Mercury i łzy – bez większego zawahania odpowiedziałbym, że jednak nie.

A co do samej oszczędności aranżacyjnej tria, to być może bardziej niż pamięć o późniejszych koncertach tłumaczy ją wciąż ograniczona przepustowość internetu. Romy Madley Croft wyznała gdzieś ostatnio: „iChat is a really good way of working – that seperation is nice – but we do sit together and listen to demos, talk about them”. Co za czasy – pracują na czacie, czatują w pracowni.

.

Fine.




Dodaj komentarz