Panarabską edycję telewizyjnego „Idola” wygrał w ostatni weekend 23-letni śpiewak weselny, który przynajmniej do niedawna mieszkał w obozie dla uchodźców w Strefie Gazy. W finale Mohammed Assaf (ten w środku) pokonał konkurentów z Egiptu i Syrii (nie ci po bokach). Palestyńczycy świętowali jego zwycięstwo na ulicach przynajmniej kilkunastu miast, było dla nich bowiem tyleż wielkim sukcesem, co rezultatem wielkiej mobilizacji. Do głosowania zachęcały nie tylko plakaty rozklejane na murach Strefy Gazy, Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy, ale nawet sam prezydent Mahmud Abbas. Szefowie Banku Palestyny obiecali dorzucić do puli setki tysięcy firmowych SMS-ów.
Zwycięstwo Assafa to również wielki kłopot dla rządzącego w Gazie Hamasu. Organizacja zablokowała projekcję finału konkursu na głównym placu Strefy, a kontrolowana przez nią telewizja wygraną Assafa zignorowała. Hamas, która ostatnio próbuje zabronić nieślubnym parom wspólnych spacerów po plaży, uznaje programy typu „Idol” za sprzeczne z islamem. A do tego Assaf pokazał się przed kamerami w chuście arafatce kojarzonej nie tylko w Polsce z założycielem konkurencyjnego Fatahu. Nowo wybrany idol po ogłoszeniu wyników zaapelował też o jedność narodową, czyli w domyśle o zakończenie konfliktu pomiędzy obiema organizacjami. Najlepsze, co w atmosferze euforii Hamas mógł zrobić, to zbytnio przeciw tej radości nie protestować.
Zaskakująca jest częstotliwość, z jaką wymyślony na Zachodzie wyłącznie dla celów merkantylnych „Idol” wkracza w przestrzeń społeczno-polityczną w krajach Azji, Afryki czy Bliskiego Wschodu. Socjologowie czy politolodzy już kilka lat temu zwracali uwagę na to, że w krajach niezbyt demokratycznych programy typy talent show tracą wyłącznie rozrywkowy charakter i stają się doskonałą szkołą właśnie demokracji i równości.
Chińczycy odkrywali dzięki nim, że głos każdego z nich ma znaczenie. Co władze komunistyczne zauważyły z lekkim opóźnieniem i dopiero po spektakularnym sukcesie „Super Girl” – prawie pół miliarda osób oglądało finały – postanowiły zawiesić emisję tej „wulgarnej”, „manipulacyjnej” „trucizny dla młodzieży”. Publiczność w RPA przez lata dojrzewała do zwycięstwa czarnoskórego kandydata. W Arabii Saudyjskiej, gdzie śpiewa zastąpiono recytacją wierszy, szokowało już postawienie kobiet z bezpośredniej konkurencji z mężczyznami. Zwyciężczyni jednej z edycji zaimponowała podwójnie, bo decyzją o występie sprzeciwiła się woli męża. W Afganistanie sukces własnego zespołu za pomocą SMS-ów przegłosowali wrogowie wszelakich głosowań – Talibowie.
Jakkolwiek zabawnie to zabrzmi, sama nauka akceptowania porażki bez natychmiastowej chęci zemsty w wielu krajach jest podobno nowością. Do tego wbrew obawom o „westernizację” tamtejszych kultur idolopodobne programy raczej wyciągają z nisz zapomniane ludowe tańce i lokalne tradycje muzyczne. Bo mimo wspólnego formatu i podobnych czołówek każdy lokalnych „Idolów” okazuje się mieć własny, niepowtarzalny charakter. I jak widać miewa również nieprzewidziane konsekwencje pozamuzyczne.
A jeśli chodzi o Mohammeda Assafa, to najlepiej brzmi a capella.
.
„Szefowie Banku Palestyny obiecali dorzucić do puli setki tysięcy firmowych SMS-ów”
„programy typy talent show tracą wyłącznie rozrywkowy charakter i stają się doskonałą szkołą właśnie demokracji i równości”
hmmm…
Zakres bonusu bankowego był proporcjonalny do liczby „normalnych” głosów oddanych na Assafa, więc mocno niedoskonała – ale jednak demokracja ;-)