Artykuł promocyjny

Daft Punk w warszawskim metrze

Ciągle spotykałem ludzi, którzy robili sobie zdjęcia z robotami. Co więcej, pomimo monitoringu, regularnie musieliśmy doklejać nowe roboty, ponieważ stale ginęły. Aż trudno uwierzyć, że ktoś potrafił zwędzić ze ściany taką dwumetrową postać!

Gdy wiosną wspominałem komuś ze znajomych o Daft Punk, natychmiast odpowiadali pytaniem: „To ci z metra?”. Cytowany powyżej Maciej Rychlicki z Sony Music Poland odpowiadał właśnie za promocję albumu „Random Access Memories”. I genezę tej nietypowej kampanii wyjaśnił zwykłym brakiem funduszy na coś (teoretycznie) lepszego:

Wielkość rynku muzycznego w Polsce sprawia, że nasze nakłady finansowe na promocję poszczególnych płyt są bardzo niewielkie w porównaniu chociażby z kinem. Szukamy więc rozwiązań tańszych, o których mimo to będzie się mówić.

Polska kampania Daft Punk znakomicie wpisuje się w światowy trend polegający na punktowych działaniach w realu, które rychło przenoszą się jednak do internetu i tam odbijają wielokrotnym echem. Projekcje Kanyego Westa w każdym z 88 miejsc oglądało zwykle po kilkaset osób. W sieci miliony. Na pustyni Mojave nowy album Boards of Canada kontemplowało pół setki fanatyków. Transmisję jednego z nich tysiąc razy więcej. Podobnie sieć pomnożyła grono zgromadzone w Tokio.

Więcej o tych nowych strategiach muzycznopromocyjnych piszę w artykule dostępnym już na stronie Polityki.

.

Fine.




Dodaj komentarz