I ponury wicher dmie

the car is on fire - lake & flames

Grupa The Car Is On Fire, autorzy jednej z najładniejszych w pokomunistycznej Polsce płyt i jednego z najfajniej wyprodukowanych momentów w dziejach rodzimego grania:
.
[audio:https://www.ziemianiczyja.pl/wp-content/uploads/2013/08/The-Car-Is-On-Fire-Cant-Cook-Who-Cares.mp3]

…czyli wstępu do singla „Can’t Cook (Who Cares)” opatrzonego zacnym – szczególnie jak na owe czasy – teledyskiem, kilka godzin temu oficjalnie ogłosili zakończenie kariery po długim i wymownym letargu. (Nawiasem mówiąc: zakończenie owocnej dziesięcioletniej kariery notką na facebooku).

Łukasz Kuśmierz podarował im zgrabną laurkę, a mnie przypomniała się rozmowa z producentem albumu „Lake & Flames” Leszkiem Biolikiem. Wspomniał w niej o dwóch poniekąd nieodłącznych elementach sesji nagraniowych wielkich płyt: o napięciach (do druku nic nie poszło, może kiedyś opowiedzą biografowi) oraz pracowitości:

W przypadku płyty „Lake & Flames” więcej czasu niż w studio spędziliśmy u mnie w domu, robiąc na komputerze jej wersję demo.

Obiecują pożegnalne niespodzianki, ale działalność faktycznie zakończyli utworem „Lazy Boy”, zatytułowanym poniekąd proroczo. Tytuł niniejszego wpisu oczywiście stąd, skąd i nazwa zespołu. I gdyby wygadali się dwa tygodnie temu, kiedy GY!BE przynudzali na Offie, to można by pomyśleć, że ich też zobaczymy jeszcze kiedyś na głównej scenie i to w składzie najmniej prawdopodobnym.

Obstawiamy?

.

Fine.




4 komentarze

  1. szary czytelnik pisze:

    5-6 lat? Ja bym nie miał nic przeciwko:)

    W tym „naj” z pierwszego akapitu wyszczególniłbym jeszcze okładki – 2 i 3 naprawdę świetna.

  2. Co tu dużo mówić, jakiś fajny i ważny etap został zamknięty. Zdaję sobie sprawę, że takie deklaracje mogą wywołać efekt wahadła i w sieci pojawią się przytyki pod adresem TCIOF oraz osób, które z nimi dorastały, ale… Ludzie jeszcze ich docenią, a dzisiejsi hejterzy będą przysłuchiwać się OFF-owej reaktywacji ;).

  3. Przyszła mi do głowy jeszcze jedna refleksja. Skoro prace nad „Lake & Flames” przypominały walkę, to płyta była owocem kompromisów (co zresztą słychać) i członkowie zespołu zamknęli ją z poczuciem niedosytu. Może nawet ciężko było im ją tak na 100% polubić. Tymczasem my wówczas i po tylu latach nadal jaramy się, jak to ujął Kuba Ambrożewski, „albumem tętniącym emocjami autorów, chaotycznym w całym swym uporządkowaniu i przez to jedynym w swoim rodzaju”. Myślę, że to powinno dać do myślenia wszystkim tym artystom, którzy uważają, iż jak już będą decydować jednoosobowo czy jak wycyzelują produkcję, brzmienie, to wtedy wyjdzie im TA płyta.

  4. Mariusz Herma pisze:

    Prawda. Tylko że jeśli tego nie nauczyli ich Beatlesi, to już nikt nie nauczy :-)

Dodaj komentarz