.
Kristine McKenna: Dlaczego na scenie kreatywnej tak bardzo ceni się oryginalność?
Brian Eno: To jakaś ściema. Ludzie są zawsze oryginalni, tyle że niektórzy postrzegają to jako coś istotnego, a inni odrzucają jako aberrację. Jednym z ciekawych aspektów muzyki etnicznej w niemal wszelkich jej odmianach jest fakt, że nie koncentruje się wokół idei nowości. Przykładowo w reggae rok za rokiem słyszysz wciąż te same riffy, zmienia się tylko kontekst. Chodzi o to, by czegoś używać dopóty, dopóki coś znaczy. W zachodniej kulturze wysokiej należy porzucić dany pomysł w momencie, gdy nie możesz go już trzymać na wyłączną własność. Jeśli inni się podłączą, musisz to zostawić i pójść sobie gdzie indziej. A to przecież idiotycznie dziecinne nastawienie.
.
— z rozmowy z 1980 roku, via Fluxtumblr.
.
No i racja. W kulturze ostatnich kilkudziesięciu lat istnieje jakieś takie kompulsywne zapotrzebowanie na innowacyjność i postęp. Ma to też masę dobrych stron, ale chyba najlepiej, kiedy pęd ku oryginalności i kultywowanie sprawdzonych wzorców się uzupełniają/ścierają.
Przypomina mi to kwestionariusz Prousta Davida Bowie:
„Najbardziej przeceniana ludzka cecha: oryginalność”
Przy czym Eno krytykuje tych, którzy porzucają własne pomysły po tym, gdy inni się pod nie podczepią. A co z tymi ostatnimi? :-)
To podczepienie się jest chyba nie do uniknięcia. Gdybyśmy mieli odsunąć wszystkich, którzy się podpinają i rozwijają to, co ktoś inny wymyślił, to by w ogóle nie było kultury ani sztuki. Nawet ci bardzo oryginalni – gdyby pogrzebać – bazują na rzeczach uprzednio powstałych.
Pewnie. Chodzi w sumie nie tyle o realizację, co samą intencję – faktyczną oryginalność (zawsze w określonym zakresie, a czasem po prostu się nie uda lub podświadomość oszuka) odróżniłbym od dążenia do niej (cynicznego żerowania na cudzej pomysłowości tudzież zwykłego lenistwa jednak bym się czepiał).