– Nie miałam pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje – dziewczynę stojącą za mną w kolejce do szatni koncert autentycznie zdumiał.
– No to już wiesz – zauważyła rozsądnie jej koleżanka.
Do wczoraj i ja nie wiedziałem, że można tak sprawnie balansować na granicy farsy i tzw. dobrej muzyki, bo dostępne w sieci nagrania koreańskiego UhUhBoo Project czegoś aż unikatowego nie zapowiadały. Wciąż nie mają o tym pojęcia ci, którzy Teatr Rozmaitości opuścili przedwcześnie. Choć wówczas ich rozumiałem – na powitanie sekstet postraszył nas okołorockową supersztampą: stopka na raz, werbel na trzy, cztery akordy, wokalista plecami do nas snuł smutki. Dźwięki „bambusowego fletu piri” sytuacji nie poprawiały, a przez barierę językową nie kleiły się rozmowy. Aż nagle wokalista się rozkręcił i my też.
W dyscyplinie psychopatycznego tańca Baik Hyunjhin już w połowie koncertu przekroczył standardy thomoyorkowe. Ale wygibasy uzupełniały jeno wielokrotnie bardziej radykalną ekspresję wokalnej czy raczej ekspresje wokalne. Takiej fontanny estetyk ustnych – od łzawych śpiewów przez pijackie zaśpiewy po krzyk, kwik, charczenie i jęki – dotąd nie zaznałem. W tym czasie kapela konsekwentnie upodabniała się do weselnych, co razem powinno pogłębiać poczucie kuriozum. Ale tylko pogłębiało zafascynowanie. I gdy bis wymusiła burza braw podbijana okrzykami, z zakłopotaniem wspominało się uprzejmościowe półoklaski z początku występu.
Pod sceną kręciły (się) kamery, więc może wkrótce ktoś coś wrzuci, a ja podlinkuję dla pokazania tego, co opowiedzieć trudno. Na razie zachęcam do sprowadzenia grupy jak najprędzej (czy Artur Rojek nas słyszy?), nim spełnią się obawy 41-letniego wokalisty i rzeczywiście okaże się za stary na takie cyrki. Najlepiej sprowadzić go razem z Jeong Cha Shikiem, autorem jednej z najdziwniejszych i zarazem najfajniejszych płyt ubiegłego roku, który okazał się artystycznym, emocjonalnym, równie niezrównoważonym krewniakiem lidera UhUhBoo. Aż musiałem sprawdzić i proszę: znają się.
UhUhBoo Project (어어부프로젝트)
27 listopada, Teatr Rozmaitości, Warszawa
w ramach festiwalu Pięć Smaków
.
”W dyscyplinie psychopatycznego tańca Baik Hyunjhin już w połowie koncertu przekroczył standardy thomoyorkowe”
W tym miejscu powinno być raczej ”standardy Ianocurtisowe”
Pląsający w swoim półzgięciu Hyunjhin skojarzył mi się od razu z maniakalnym Yorkiem, ale Curtisa na żywo z oczywistych względów nie widziałem, więc – być może!