„A marzenie na tę chwilę, to wreszcie trasa koncertowa” – mówiła mi pięć lat temu Julia Marcell.
Od tego czasu objechała sporą część Europy, a za miesiąc znów rusza w Polskę. Kto wie, może jej dzisiejsza wizyta na bihajpie trochę pomoże w dalszej ekspansji, tym bardziej że „Manners” zachwyciło chociażby naszą reprezentację latynoską.
Oby.
Nikt nie nic nie komentuje, a moim zdaniem jest jedna z ciekawszych i bardziej chwytliwych rzeczy w polskim ambitnym popie. Ten rytmiczny fragment ilustrowany w klipie odbijaną piłką mógłby spokojnie trafić do dawnej zakładki „Narzędzia rytm”:) Ta gitara neurotycznie powtarzająca pojedynczy dźwięk w zwrotce, ta barwa perkusji, ten call and response głównej melodii i wysokiego chórku… sporo tu naprawdę ciekawych rozwiązań. Takiej ciemnej i stosunkowo mocnej Julii Marcell nie kojarzę, to coś nowego. Jeśli cała płyta taka będzie, to zapowiada się mocny kandydat do podsumowań rocznych.
Kawałek zdecydowanie ciekawszy, niż na pierwszy rzut ucha mogłoby się wydawać. Z nowości na płycie także pierwszy kawałek (w całości) po polsku.
Słucham już całości, fantastyczna rzecz. Zupełnie inaczej Julia gra i śpiewa na tym albumie, ale wchodzi i wkręca się tak mocno, że dzisiaj słucham „sentiments” czwarty już raz.
Trzecia inna płyta – i trzecia bardzo dobra. I mam wrażenie, że pierwsza nagrana zupełnie „dla siebie” – nie dla internautów i nie dla radia, ani dla Polaków, ani dla świata.