Niegdyś wszechobecne piosenki kończące się wyciszeniami są na wymarciu – odnotowuje Salon. W latach 80. i 90. absolutnie dominowały na listach przebojów. W ostatnich latach w końcoworocznych Top10 trafiało się tylko po jednym takim kawałku. W roku ubiegłym „Blurred Lines” Robina Thicke, które jednak trudno nazwać utworem współczesnym.
Skąd w ogóle wzięła się moda na fade-outy? Najpierw z braku czasu, by na poziomie wykonania dostosować długość utworów do potrzeb stacji radiowych i pojemności winylowego singla. Rozwój technologii nagraniowej sprawił, że inżynier dźwięku mógł sam uporać się z tym problemem.
Później wyciszenie stało się narzędziem estetycznym. Akceptowanym o tyle, że muzyka nagrywana się wyemancypowała. Nie miała już dokumentować (imitować) nagrania na żywo, była samodzielnym bytem. Dublowanie ścieżek, dodatkowy pogłos i inne efekty – w tym wyciszenia – były więc przez słuchaczy akceptowane, wręcz pożądane.
Salon przywołuje tu za książką Iana MacDonalda „Revolution in the Head” przykład Beatlesów. Przez większość kariery ucinali piosenki, tak jak robili to na koncertach. Ale gdy zeszli ze sceny i przestali myśleć o swoich piosenkach przez pryzmat wykonań na żywo, zaczęli kombinować. Także z zakończeniami – i tak powstało przynajmniej kilka świetnych wyciszeń.
A nagły odwrót od łagodnych zakończeń? Przede wszystkim: iPod. Odtwarzacze mp3 wystawiły słuchaczy na stałą pokusę przeskakiwania do kolejnego utworu, zanim zakończy się bieżący. A co dopiero, gdy owo kończenie się trwa kilkanaście, nawet kilkadziesiąt sekund. I to jakimś instrumentalnym dżemowaniem tudzież umiarkowanie treściwą wokalizą.
Powód drugi odnosi się do samych początków zakończeń. Z obecnymi możliwościami edycyjnymi inżynierowie dźwięku mogą dowolnie manipulować materiałem bez zawracania głowy wykonawcom. A więc także skracać utwory – choćby wycinając dwa wersy w drugiej zwrotce – a cięcia i tak nikt nie zauważy. Salon przypomina, że pierwsze wyciszenie w “Strawberry Fields Forever” Beatlesów byłoby niepotrzebne, gdyby George Martin mógł zamaskować niedoskonałości tego fragmentu w inny sposób.
Wreszcie wyjaśnienie trzecie: po prostu minęła moda. Co oznacza, że wkrótce wróci.
Nigdy nie lubiłem wyciszeń, ale boję się, że powodów ich znikania nie lubię jeszcze bardziej. Bo mam wrażenie, że eliminuje się wyciszenia ze względu na strach przed ciszą.
[…] grać ciszą, ba, nawet wycisza utwory – tego zabiegu nigdy specjalnie nie lubiłem, ale gdy wyciszenia wymierają, łatwiej dostrzec w nich mocny gest artystyczny. A na płycie “Too Bright” zaskakuje […]