Interfejs przeglądarki Netscape Navigator wciąż kojarzy mi się z wrotami do wielkiego świata. Cokolwiek kapryśnymi, ale tak jak w stosunku do równie kapryśnego internetu wówczas użyłbym raczej słowa „tajemniczymi”.
Z okazji 20-lecia oficjalnego debiutu Netscape’a Pitchfork przepytał o pierwsze sieciowe doświadczenia muzyków. Poza odkrywaniem emaila i ściąganiem porno przewija się oczywiście kwestia muzyki. Brian King z Japandroids wspomina na przykład pierwszą stronę, jaką odwiedził: AllMusic.
Dla mnie AllMusic to już dojrzała sieć, bo odkryłem serwis stosunkowo późno (na przełomie wieków?). Ale rzeczywiście trochę zapomnieliśmy, jak rewolucyjny na owe czasy wydawał się ów „all music guide”, przewodnik po wszelkiej muzyce. Wiedzę biograficzno-dyskograficzną w tej skali gromadziły wcześniej tylko redakcje dużych magazynów muzycznych i redaktorzy opasłych encyklopedii.
Niektórzy goście Pitchforka przyznają się do ściągania pierwszych w życiu mp3 poprzez piekielnie wolne łącza. To naturalnie tylko podsycało ekscytację, sam pamiętam, choć znów – za ściąganie zabrałem się stosunkowo późno. Pod koniec lat 90. odkrywałem jeszcze uroki tzw. wymianek. Czyli korespondencji CD-Rowej z współuczestnikami list dyskusyjnych, poprzedzonej wymianką plików o nazwie SpisCD.xls lub podobnej.
Niemniej w roku 2000 zainteresowałem się „nowym” formatem, i niestety dokładnie pamiętam pierwsze ściągnięte mp3. Mimo że uważałem się już za cokolwiek wyrobionego i ambitnego nastolatka, pewnego wieczoru na komputerze kuzyna podłączonym do tepsowego dial-upa zassałem:
– „Big in Japan” Guano Apes
– „It’s My Life” Bon Joviego
– „Breathless” The Corrs
Czyli jak sądzę szczyt ówczesnej Listy Przebojów Trójki, taki czas. Słuchało się potem tych trzech kawałków w kółko, ilekroć robiło się coś (czytaj: grało) na owym kuzynowym komputerze.
Zabawnie dziś patrzeć na tamte historyczne ściągnięcia, bo wcale nie wydawały się przełomem. A oddzielały przecież millenia niedoboru od być może jeszcze dłuższej ery nadmiaru. Jeśli coś wydawało się wówczas rewolucyjne, to raczej taniejące w błyskawicznym tempie nagrywarki (i CD-Ry). Ewentualnie „repliki oryginałów” sprzedawane na stadionie jeszcze międzynarodowym po 10 zł.
Ale rewolucję w końcu poczuliśmy, bo pojawił się eMule.