Przeprowadziłem ostatnio kilka krótkich konwersacji dla beehype’a (w języku angielskim), m.in. z Rökkurró (Islandia), Zoe Viccaji (Pakistan), Sverige (Szwecja), Tamar Eisenman (Izrael).
Wokalistka Rökkurró, Hildur, odnotowała ciekawy trend na islandzkiej scenie:
Rozrosła się, poszerzyła. Przez jakiś czas sporą jej część stanowił „krútt” – śliczniutkie indie. Ta frakcja wymiera, coraz więcej jest za to eksperymentów. Wynika to, jak sądzę, z niewielkich rozmiarów naszej sceny. Ludzie nie chcą powielać tego, co robi już ktoś inny, bo mały rynek islandzki nie zdołałby utrzymać wielu artystów grających podobnie. Dlatego nasi muzycy szukają autentyzmu i zajmują się rzeczami, które faktycznie ich fascynują.
I dodała: „Ten sposób myślenia prawdopodobnie przysłużyłby każdej lokalnej scenie!”.
Kto wie, czy naszego boomu muzycznego z ostatnich lat nie zawdzięczamy tej samej, choćby nieuświadomionej konstatacji. Czas przestać narzekać na małość polskiego rynku muzycznego, bo może jej zawdzięczamy wielkość polskiej muzyki?
Trzysta tysięcy vs trzydzieści parę milionów.
Pięć tysięcy vs. dziesięć tysięcy dla złotej płyty.
Mówimy o wielkości rynku, nie o populacji.
mnie się wydaje, że w powodzeniu naszej muzyki alternatywnej małość naszego rynku przysłużyła w trochę inny sposób. artyści wydają się sami, albo w małych wytwórniach, co powoduje, że mają mniej ograniczeń, nie są krępowani wymogami wytwórni (często przychodzą już z gotowym materiałem), więc mogą sobie pozwolić na więcej eksperymentów. spadków sprzedaży płyt też nie muszą się obawiać.
I wszyscy znają się z wszystkimi, produkują i grają sobie wzajemnie na płytach, pomagają. Pamiętam, jak te dziesięć lat temu dokładnie to samo mówiło się o Islandii.
Co do wielkości islandzkiego rynku jeszcze, gdyby dodać eksport (certyfikaty go nie uwzględniają), może się nawet okazać większym od polskiego.
Raz – śliczne słowo „krútt” :)
Dwa – jak Ona to pięknie podsumowała :) To co się dzieje muzycznie na Islandii jest po prostu magią. Pięknym przykładem jak muzycy ewoluują, łączą się tworząc nowe projekty, wspierają się nawzajem… A to wszystko dzięki temu, że są otwarci i nie boją się własnie tego kluczowego słowa: autentyzmu.
Trzy – zazdroszczę udziału w beehype! Uwielbiam tam zaglądać :)
I jeszcze ciekawa uwaga Hildur: że dawniej śpiewanie po islandzku było rzadkością – sama kilka lat temu mówiła o „wymieraniu” kapel wybierających rodzimy język. Dlatego zresztą Rokkuro wiernie się go trzymało. Teraz to nic specjalnego.
[…] listopadzie wokalistka Rökkurró wyjaśniała mi fenomen muzyczny swojego kraju efektem skali: „Ludzie nie chcą powielać tego, […]