Jak pomóc (zagranicznym) dziennikarzom

Jak pomóc (zagranicznym) dziennikarzom

W ciągu prawie roku udało nam się zaprezentować na bihajpie około 700 artystów z ponad stu krajów. Każdy wpis zawierał zazwyczaj parę zdań na temat danego wykonawcy, czasem dłuższy tekst lub wywiad. Do tego dochodzi kolejnych kilkuset wykonawców, którzy pojawili się w podsumowaniach 2014 roku – z podobnymi minikomentarzami.

Korespondenci nasi różnie radzą sobie z językiem angielskim. Wiele notek wymaga redakcji, uzupełnienia, przetłumaczenia, wręcz napisania od nowa. Normalnie cały proces zajmuje kilkanaście minut. Ale bywa, że prezentujemy postacie dosyć egzotyczne i mało znane nawet wśród lokalsów, wówczas nad kilkoma zdaniami ślęczy się nawet kilka godzin.

Swego czasu Jarek Szubrycht proponował przepis na sukces w branży muzycznej. Nieco skromniej chciałbym zasugerować, jak ułatwić życie zagranicznym pismakom, którzy a nuż zechcą napisać o twoim zespole kilka zdań. Chodzi o zupełnie podstawowe rzeczy, ale uwierzcie, nie piszę bez powodu.

1. Bio

W języku angielskim. Skąd jesteście, ilu was jest, kto na czym gra, coście razem nagrali, ewentualne ciekawostki, które każdy dziennikarz będzie chciał i wręcz musiał powtórzyć (patrz: theAngelcy). Wszystko to najlepiej umieścić i na Facebooku, i na Soundcloudzie, na stronie, wszędzie.

Jeśli dotarcie do tak podstawowych informacji zajmie dziennikarzowi godzinę – przeszukiwanie lokalnych serwisów i tłumaczenie ich notek czy wywiadów to naprawdę czasochłonne zajęcie – wówczas na ambitniejsze treści może zabraknąć mu czasu i sił.

Na pewno warto nie skazywać obcokrajowców na posługiwanie się Google Translate. Jeśli nie z litości, to żeby później nie słać sprostowań.

2. Zdjęcia

Albo choć jedno zdjęcie. Grafika. Rysunek. W ostateczności okładka w wersji bez napisów. Cokolwiek, co będzie można wstawić w obowiązkowe zazwyczaj pole pt. ilustracja i nie oszpecić przy tym swojego serwisu czy bloga.

Pisał o tym Jarek Szubrycht w ostatnim punkcie wspomnianego dekalogu. Dodam tylko, że printscreenowanie teledysków w polowaniu na nierozmazany kadr, bo zespół wciągu dwóch lat nie dorobił się sensownej fotki, to najbardziej uciążliwy element całej tej zabawy.

Zdjęcia „dla mediów” poza własną stroną najlepiej umieścić w fejsbukowej zakładce „profile photos”, tak żeby nie trzeba było się przedzierać przez cały stream komórkowych fotek z koncertów, imprez i wakacji.

3. Profile wszędzie

Na Bandcampie oraz na Soundcloudzie. Na Facebooku oraz na Twitterze. Teledyski na YouTube oraz Vimeo. Spotify i Deezer. Instagram i Pinterest też nie zaszkodzą. Prosta strona oficjalna takoż. Mówi to człowiek, który rok temu założył konto na Twitterze, a fejsbuka dalej nie używa.

Po pierwsze, ludzie mają różne preferencje i nigdy nie wiecie, którędy wieść się poniesie. Po drugie, poszczególne portale mają różne funkcjonalności. Bandcamp jest fajny i pozwala zarabiać, za to na Soundcloudzie łatwo repostować i robić playlisty. Po trzecie, dostęp. W wielu krajach latynoskich czy azjatyckich Facebook nie jest zbyt popularny, a gdzieniegdzie zakazany. Poza Chinami Twitter ma ostatnio problemy chociażby w Turcji. Powoli zamyka się Rosja. A mimo ekspansji serwisy streamingowe wciąż różnią się zasięgiem geograficznym.

Nie chodzi o podlizywanie się gawiedzi, której nie chce się wykonać dodatkowego kliknięcia, tylko fundamentalną dostępność – tak jak dawniej trzeba było zadbać, by płyta w ogóle pojawiła się na sklepowych półkach. I o pomoc tym, którzy bardzo chcą umieścić was na szczycie swojej listy najlepszych utworów roku na Soundcloudzie, ale np. wrzuciliście kawałek tylko na Bandcampa.

4. Kontakt

Czasem chcemy o coś dopytać, zrobić krótki wywiad, poprosić o zdjęcie – a artyści zazwyczaj chętnie pomagają. O ile uda się do nich dotrzeć.

Staroświecki e-mail wciąż pozostaje kanałem obowiązkowym, bo nie wszyscy – znów – mają Facebooka. Jeśli wolicie nie podawać bezpośrednich namiarów, umieśćcie na stronie i portalach społecznościowych kontakt do agenta, wytwórni, oddanego fana.

Jeśli podacie e-mail… sprawdzajcie go. W grudniu wysłałem do indonezyjskiego zespołu Matajiwa prośbę o zdjęcie, z którego moglibyśmy skorzystać. Odpisali 7 dni temu.

5. Tłumaczenia

Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej kibicuję językom lokalnym, do śpiewania po polsku jednak zachęcać nie zamierzam – co kto lubi. Jeśli jednak już wybierzecie ojczysty język, warto przetłumaczyć chociaż tytuł płyty, może nawet również poszczególnych utworów. By uprzedzić ewentualne pomyłki wynikające z dwuznaczności (albo wciąż wątpliwej intuicji Google Translate).

Jeśli ma to znaczenie albo chociaż walor humorystyczny, warto dorzucić tłumaczenie nazwy zespołu. Piszemy dzisiaj o przyjemnym tureckim zespole Son Feci Bisiklet. I jak tu nie wspomnieć, że nazwa ta oznacza Ostatni Fatalny Rower?

Fine.




Jeden komentarz

  1. szary czytelnik pisze:

    A wydawałoby się to takie oczywiste… Artyści, głowy w chmurach! ;)

Dodaj komentarz