I ma się kiepsko. Niespełna rok temu dowiedzieliśmy się, że 74-letni Hayao Miyazaki – najwyraźniej tym razem na serio – przechodzi na emeryturę, a przynajmniej rezygnuje z długiego metrażu. Równocześnie samo Studio Ghibli ogłosiło wielką pauzę na pozbieranie się. Oficjalnie po odejściu swojego sternika musi pomyśleć, dokąd płynie.
Nieoficjalnie mówi się o potrzebie poważnej restrukturyzacji, bo z finansami nie najlepiej. Jak donosi japońska prasa, ostatnie produkcje Studia się nie sprzedają, a nowy szef chce „rozebrać” kosztowny proces produkcji wymyślony przez Miyazakiego.
Ten z jednej strony zatrudniał rysowników na pełen etat, z drugiej tak dbał o szczegóły, że w Studiu powstawało średnio 5 minut animacji miesięcznie. Teraz mówi się o przeniesieniu produkcji do któregoś z tańszych krajów Azji Południowo-Wschodniej.
I ma się świetnie. Co pokazują obrazki powyżej i poniżej. Takich remiksów „Mojego sąsiada Totoro” oraz disneyowskiej „Wielkiej Szóstki” („Big Hero 6”), zasłużonego zdobywcy ostatniego Oscara za długometrażową animację, jest w sieci mnóstwo. Od premiery minęły prawie trzy dekady, a Totoro dalej podglądają zastępy zachodnich rysowników. Reżyser „Wielkiej Szóstki” ściągania z Ghibli nawet nie próbuje ukrywać.
Za tego rodzaju inspiracjami w ostatnich kilkunastu latach trudno było nadążyć. Twórcy „Avatara” przerysowywali „Laputę” i „Księżniczkę Mononoke”, a bracia Wachowscy „Nausikeę z Doliny Wiatru” w ostatniej części „Matriksa”. Powstają też dziesiątki adaptacji dzieł Ghibli przenoszonych do teatru, komiksów, książek.
Jak głęboko sięga wpływ Japończyków pokazuje to, że twórcy „Big Hero 6” pożyczyli od nich nie tylko Totoro, ale także pierwszego bohatera z azjatyckimi rysami. Gdyby to była wyłącznie kalkulacja rynkowa, to zamiast Japończyka daliby Chińczyka.
I trudno powiedzieć. Niby wpływ Studia na Hollywood nie słabnie, a ostatnio oficjalnie przystęplowała go Akademia, wręczając Miyazakiemu honorowego Oscara za całokształt twórczości. Zresztą równo dziesięć lat po tym, jak analogiczną nagrodę dostał na Festiwalu w Wenecji.
Wydawałoby się, że Europejczycy się trochę pospieszyli. Przecież Miyazaki miał jeszcze nakręcić dwa filmy. „Ponyo on the Cliff”, gdzie w pełni zrealizowało się jego zamiłowanie do patrzenia na świat tak, jak patrzą dzieci. Oraz „Zrywa się wiatr”, gdzie w pełni zrealizowało się jego zamiłowanie do patrzenia na świat z lotu ptaka.
Tyle że oba filmy, jakkolwiek udane i urocze, nie mają takiej mocy zapadania w pamięć indywidualną i kształtowania otoczenia ogólnego, jaką miały dzieła z poprzednich dekad. „Mój sąsiad Totoro” i „Nausicaä z doliny wiatru” w latach 80., „Księżniczka Mononoke” w kolejnej dekadzie, oscarowe „Spirited Away” i romansujący z 3D „Ruchomy Zamek Hauru” z lat dwutysięcznych. „Ponyo” i „Zrywa się wiatr” wydają się jakby jednorazowe. Coś się kończy.
I bardzo dobrze. Wszystkie laurki wystawiane Studiu Ghibli wychwalają osobowość studia, jego unikatowy charakter – w opozycji do zachodnich fabryk animacji. Pokochaliśmy Ghibli za to, że jest tak bardzo ludzkie. Że w każdej klatce widać człowieka, który ją wymyślił i rysował, a przynajmniej nadzorował. Jego pasje, marzenia, obawy. Ale ludzie się starzeją, wreszcie odchodzą. Schyłek Ghibli to nieunikniony etap dziejów studia, poniekąd potwierdzający jego niezwykłość.
I w pewnym sensie pożądany. Bo alternatywą byłaby zamiana „japońskiego Disneya” w faktycznego Disneya – scenariusz, który nowy szef pracowni wydaje się niestety rozważać. Mam szczerą nadzieję, że mu się nie powiedzie. I chociaż za 10, 20, 50 lat Studia Ghibli już nie będzie, to kolejne szlagiery Disneya sprowokują takie same remiksy, jak te powyżej. A kolejne Oscary przyznawane zachodnim animacjom tworzonym przez bataliony grafików i renderfarmy będą po części Oscarami dla pewnej garstki rysowników z Tokio.
Dopiero niedawno obejrzałem pierwszy film Miyazakiego z 1979 roku, czyli jeszcze sprzed założenia Ghibli. „Zamek Cagliostro” przypomina wprawdzie raczej produkcje kolegów reżysera niż jego baśniowy dorobek, ale już wtedy objawiły się chociażby mechaniczno-lotnicze pasje Miyazakiego. Zestawienie jego pierwszej pełnometrażówki z prawdopodobnie ostatnią spina dorobek jego życia niezwykłą, podniebną klamrą.
[…] przed zakończeniem dnia jeden link i cytat. Najpierw link: Mariusz Herma znowu dostarcza. Pisze o 30-leciu Studia Ghibli, do którego mam nie tylko ogromny sentyment, ale […]
Całkiem ciekawy „japoński” news dotyczący streamingu: http://japonia-online.pl/news/3065
Nareszcie… Przy takich cenach szybko powinni nadrobić stracone lata.
Szkoda, że tak mało ludzi słyszało o Zamku Cagliostro… ktoś się nawet kiedyś obruszył jak napisałem że to mój ulubiony film Miyazakiego….
Coś ta emerytura nie za bardzo Miyazakiemu wychodzi:
http://www.cartoonbrew.com/cgi/hayao-miyazaki-is-directing-a-computer-animated-film-115872.html
Zobaczymy, może z długim metrażem się też złamie, może na starość zrobi film dla Pixara?
Tak przy okazji wpływów Miyazakiego, to jednak warto powiedzieć o Pixarze właśnie, bo to chyba największy i najlepszy pozytywny pośredni wpływ Miyazakiego na światową animację. John Lasseter- twórca Toy Story i współtwórca Pixara był i jest gigantycznym fanem Miyazakiego. Do tego stopnia, że stał się jego reprezentantem i ambasadorem na USA. To on pilnuje dystrybucji i wszelkich procesów dostosowywania filmów Miyazakiego do zachodnich potrzeb. Poza tym – od czasu wchłonięcia Pixara przez Disneya – stał się szefem artystycznym całej disneyowskiej animacji, co niesamowicie podniosło poziom produkcji studia. Dzięki Disneyowi, a więc dzięki Lasseterowi i co za tym idzie – Miyazakiemu, ostatnia dekada jest najlepszą w historii disneyowskiej animacji chyba od pół wieku. Niektórzy nawet twierdzą, że Pixar to w ogóle najlepsza rzecz jaką mainstream hollywoodzki ma do zaoferowania w ostatnich 10 latach. A więc bez Miyazakiego ani „Wall-E”, ani „Odlot”, „Inside Out” czy (oczywiście) „Wielka szóstka” by nie zaistniały.
A DreamWorks też nie chcą być gorsi, bo w ich chyba najlepszym filmie „Jak wytresować smoka”, tytułowy smok również odrobinę wzorowany był na Totoro.
Ciekaw jestem, na ile sam Miyazaki zdaje sobie z tego sprawę – i jak te inspiracje odbiera (korzystnie czy z irytacją). Czekam teraz na japońskie animacje inspirowane Pixarowymi inspirowanymi Miyazakim.
Fajnie, że po raz 17 podniósł jednak sobie wiek emerytalny.
Myślę, że sobie zdaje i nie sądzę, żeby mu przeszkadzało. Przynajmniej w przypadku Pixara. Z pewnością fakt, że Disney zajmuje się dystrybucją Miyazakiego, dubbingiem i innymi rzeczami, nie wynika z tego, że to Disney, ale zdecydowała o tym właśnie osoba Lassetera, któremu Miyazaki niezwykle ufa.
A ten odwdzięcza się kiedy tylko może, okazując wyrazy miłości. A kiedy Miyazaki przyjeżdża do Stanów, to chyba go szef Pixara nie opuszcza ani na moment:
Totoro w Toy Story 3:
https://otakulypse.files.wordpress.com/2010/02/totoro-toystory3.jpg
Przemówienie Oscarowe:
https://www.youtube.com/watch?v=93-gRTUrHa8
wizyta Miyazakiego w Pixarze (wizyt Lassetera w Ghibli jest sporo)
https://www.youtube.com/watch?v=_oKZWJIyraw