Jak się pozbyć muzyki

Jak się pozbyć muzyki

Do kolegów kolekcjonerów mi daleko, ale dorobiłem się kiedyś czterocyfrowej liczby płyt, które zajmowały większość dostępnych półek, szafek, szuflad i pudło kanapy. By potem zacząć się ich na różne sposoby pozbywać, co przyspieszyła przeprowadzka.

O losie poszczególnych albumów decydowało pytanie tyleż proste, co bezwzględne. Czy sięgnąłem po daną płytę w ciągu ostatniego roku? Jeśli nie, to czas się rozstać. Nawet jeśli wydaje mi się, że może kiedyś w szczególnych okolicznościach najdzie mnie ochota, by do tej czy owej płyty z młodości wrócić. W rezultacie trzymam dziś mniej niż 10% dawnej kolekcji.

O czym przypomniała mi Marie Kondo, 30-letnia Japonka, której nauki opierają się na pytaniu równie prostym – i jeszcze bardziej skutecznym. Co docenili czytelnicy, bo jej kompaktowy podręcznik odgracania mieszkań i domów z planowanego nakładu 10 tys. egzemplarzy (w języku angielskim) podniesiono już do dwóch milionów. (Plus milion w ojczyźnie).

Owo rozbrajające kryterium, któremu Kondo zawdzięcza sukces, brzmi: Czy dana książka, ciuch, prezent cię tokimeku? Czyli czy cieszy twoje serce. Jeśli nie, to podziękuj danej rzeczy za wyświadczone ci usługi i odeślij ją do lepszego właściciela, który bardziej ją doceni.

Według tradycyjnych japońskich wierzeń przedmioty po 90 dniach używania zaczynają żyć swoim życiem, nabierają własnego ducha. Przez to, że ludzie z nich korzystają, gromadzi się w nich pewna siła. I zaczynają odpowiadać człowiekowi jak stworzenia żywe.

Wśród czterech tysięcy komentarzy na Amazonie przewija się zachwyt, zdziwienie, wkurzenie personifikacją skarpet czy biżuterii. Ale akurat do płyt pasuje ona znakomicie. W dusza, swoista osobowość płyt to jeden z argumentów za ratowaniem fizycznego nośnika muzycznego. „Do empetrójki nie da się przywiązać”. A co dopiero do streamu.

Gdyby ktoś potrzebował odchudzić dysk, półkę z płytami albo inne kolekcje, więcej o metodzie KonMari piszę w Polityce. (Tekst dostępny jest w całości w ramach miesięcznej porcji gratisów). Mnie od razu przekonała argumentem, który już wcześniej miałem okazję zweryfikować: za żadną oddaną rzeczą nie zatęsknisz.

PS Opublikowałem ten wpis tuż przed tym, jak Soundcloud padł. Więc może szczególnie uzależnieni powinni poczekać z tym wyrzucaniem płyt/mp3 jeszcze rok lub dwa.

Fine.




Dodaj komentarz