Kultura z algorytmu

Kultura z algorytmu

Nie tylko o Netfliksie i serialu „House of Cards”, wyreżyserowanym niejako przez big data, rozmawiałem z analitykiem firmy, która Netfliksa w tych niebywałych rachunkach wspiera.

Tekst okazał się jednym z tych, które pisze się bez większego przekonania, czy mają większy sens. Bo przecież wszyscy wszystko to wiemy. A potem przychodzą maile o treści: Wstrząsające.

Co ciekawe, tę przerażającą niektórych inwigilację inni wymieniają wśród głównych powodów, dla których pokochali Netfliksa. Że uch rozpoznaje, że wie, gdzie przerwali oglądanie.

Obstawiam więc, że odważne prognozy z końca artykułu nie tylko staną się rzeczywistością szybciej, niż byśmy sądzili, ale też że uznamy te usprawnienia za naturalne – tak jak wszystkie dotychczasowe.

Fine.




4 komentarze

  1. fripper pisze:

    Nie do końca jestem przekonany, czy faktycznie ten Netflix aż tak dokładnie to wszystko analizuje i chyba sporo tutaj jest PR-owego nadymania balona.

    Niedawno zostałem Netfliksiarzem na próbę i wybór filmów jest tak niewielki, że ciężko mówić o tak niezwykle zindywidualizowanych ustawieniach. Faktycznie portal na początku prosi o wybór trzech filmów. W domyśle mają to być różne od siebie rzeczy, żeby zaznaczyć rozpiętość zainteresowań użytkownika, jednak wybór był tak bardzo zawężony (nawet jak na całość zbioru dostępnego w tym momencie dla polskich klientów), że w efekcie dwa z trzech wybranych przeze mnie tytułów niewiele się od siebie różniły.

    Bardzo czekam na sensowną platformę streamingową z filmami, ale – w porównaniu z muzyką – jest dramat. Niewiele filmów do wyboru, kompletny brak portalu z klasyką nieamerykańską (niestety, Netflix na razie to tylko produkcje z USA). Przy dzisiejszym rozwoju technologicznym taka sytuacja zakrawa na skandal. Atutem piractwa nie jest już dziś cena, ale właśnie dostępność, która z powodu absurdów prawa licencyjnego, wciąż jest drastycznie ograniczana na wszystkich legalnych platformach.

    Z muzyką też nie jest tak różowo. Niby Spotify czy Google Play mają bardzo szeroki wybór i sensowną cenę, ale wciąż wielu rzeczy nie ma i – co najgorsze – nigdy nie wiadomo, czy zupełnie nieoczekiwanie nasz ulubiony wykonawca nie postanowi wycofać swojego katalogu.

    Mechanizmy rekomendacji działają różnie. W przypadku Netflixa, kiedy się ogląda dużo filmów z praktycznie każdego gatunku (również z powodów zawodowych), system głupieje i rekomendacje są w dużej mierze przypadkowe.
    Za to lubię rekomendacje Amazonu. Naprawdę udało mi się dzięki nim poznać trochę nowej muzyki, która przypadła mi do gustu. Nieźle działa bardzo lubiany przeze mnie Flipboard, który faktycznie podsyła newsy i artykuły zgodne z moimi upodobaniami. Ale używam go niemal ciągle, więc ma sporo danych do analizowania.

  2. Mariusz Herma pisze:

    Analizują prawdopodobnie znacznie więcej elementów niż te wymienione :-)

    Co do katalogu, rzeczywiście jest bardzo płytki, ale:

    a) jesteś pewny, że oferta dostępna w Polsce odzwierciedla tę dostępną amerykańskim widzom? Bo mam wrażenie, że to tylko ułamek.

    b) katalog rotuje, co miesiąc pojawiają się nowe tytuły, inne znikają – ich dobór zależy w dużej mierze od big data zbieranych wewnątrz i poza Netfliksem (w tym rzeczy trendujących w torrentach)

    c) braki europejskie w katalogu amerykańskiego serwisu filmowego są trochę jak braki latynoskie w katalogu europejskiego serwisu streamingowego

    d) jesteś szalenie niereprezentatywnym widzem – podobnie jak większość z nas krytykujących Spotify za takie czy inne braki :-)

  3. fripper pisze:

    a) Jasne, że nie. Polski Netflix jest w powijakach i liczę na to, że się jakoś sensownie rozwinie, więc (na razie) wybaczam bardzo małą ilość filmów. Dziwi mnie jedynie, że kiedy miałem wybrać na początku te trzy różne, to nawet na tle tej polskiej oferty, wybór był zaskakująco mało różnorodny.

    b) To że znikają, to niestety właśnie wielka wada legalnych serwisów streamingowych.

    c) Racja, ale w tym momencie w Polsce nie ma ŻADNEGO serwisu z klasyką kina nieamerykańskiego (poza polskim kinem, które o dziwo, dzięki decyzjom szefów dużych studiów: Zanussiemu i Łukaszowi Barczykowi, jest nieźle dostępne – legalnie i często za darmo, nawet w full HD). Kolega mieszkający w Stanach używa Netflixa od lat i ma za pomocą tego jednego portalu jednak możliwość poznawania historii światowego kina. Jasne, jedne rzeczy wypadają, inne znikają, czasem wracają, ale są tam filmy z całego świata. I nowe, i stare. Czekam na serwis, który da mi w Polsce coś porównywalnego, tzn. JEDEN portal z naprawdę szerokim i różnorodnym wyborem.

  4. Mariusz Herma pisze:

    Myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej spełnienia tego marzenia – przynajmniej na poziomie odpowiadającym Spotify w muzyce. Jest popyt – ewidentny, jest konkurencja już nie tylko ze strony piractwa, jest technologia. Brakuje podaży. A jeśli chodzi o obieg międzynarodowy, z kinem jest o tyle łatwiej, że festiwale filmowe przygotowały widzów do oglądania rzeczy tytuły z całego świata – propozycje z Azji czy Bliskiego Wschodu inaczej niż w muzyce są już zasadą, a nie wyjątkiem.

    Utrudnieniem pozostaje kwestia napisów. Na szczęście i tutaj festiwale przecierają szlaki, wystarczy potem odkupić. No i dla publiczności streamingowej podpisy angielskie nie sprawiają przeważnie problemu. Niemniej mogliby się dogadać z Grupą Hatak i podobnymi :-)

Dodaj komentarz