Z okazji 20-lecia YouTube piszę w majówkowej „Polityce” o tym niesamowitym i niedocenianym medium bez precedensu w historii naszej błękitnej planety.
Chodzi nie tylko o jego niedorzeczne zasięgi – z YouTube korzysta 2,7 mld osób, czyli 1/3 ludzkości. Ale także różnorodność kanałów, którymi do nich dociera: przez stronę (druga najczęściej odwiedzana na świecie, po google.com), aplikacje, telewizory, auta, zegarki. I różnorodność treści, można by litanii z jej typów i tematów złożyć cały taki tekst.
Chodzi mi też o fakt, że wszystko to odbywa się jakby poza wieloma radarami, od instytucjonalnych po medialne, wyczulonymi kiedyś głównie na Facebooka czy Twittera, a teraz na TikToka. A przecież YouTube jest większy.
Też go nie doceniam, co uświadomiłem sobie na konferencji poświęconej temu 20-leciu, którą zorganizowano w biurze Google w Zurychu. Przez dwa dni niemal opustoszałym, nasza dziennikarska grupka spotykała tam niemal wyłącznie kolejnych speców serwisu – od trendów, technologii, prawa, muzyki.
A potem nagle zrobiło się tłumnie i nerwowo. Oto bowiem na urodziny YouTube zjechali z całej Europy rozmaici creators, youtuberzy z milionowymi zasięgami. Co oznaczało ściągnięcie na miejsce ochrony z psami i wygonienie ze strefy twórców dziennikarzy, abyśmy tych gwiazd współczesnego showbiznesu bez wcześniejszych uzgodnień nie zaczepiali.
Sam nikogo z nich nie zaczepiałem, bo nikogo z nich też nie znałem.