Utwory z maja

Utwory z maja

Ale się porobiło: przez dwa lata z niedowierzaniem patrzyłem na wrzutki naszego chińskiego korespondenta na Instagramie, bo masowe imprezy trwały tam w najlepsze i ani maseczki nie było widać. Teraz pisze mi, że pierwszy raz od dwóch miesięcy wyszedł z domu, a jego psychika już wisiała nad krawędzią.

Tyle dobrze – dodaje – że miałem czas pisać kilka razy więcej recenzji niż zwykle. Skąd my to znamy (odpowiedź: z wiosny 2020, nie tęsknię).

Tymczasem na naszej nowej playliście – Brazylia, Grecja, Japonia, Izrael, Francja, Indie, Chiny, grecka Norwegia, Mali z Libanem, Gwatemala, Chile, Holandia, Turcja, Szwecja, Belgia, Luksemburg, Włochy, Meksyk, Filipiny, Kanada – a nawet Polska.

 

 


Globalna troska

Globalna troska

Mamy na bihajpie czas przemyśleń i szukania koncepcji na nowy sezon, bo poprzedni – oparty na licznych acz osobnych rekomendacjach na www – chyba symbolicznie zakończyły pandemia i wojna. Jednocześnie fantastycznie rozwija się nasz newsletter i playlisty na Spotify.

Tymczasem po tylu latach, bodaj już ośmiu, moje pierwotne bihajpowe marzenie się spełniło i o artystach z daleka napisała Polityka. No dobra, ja napisałem – o Japonce, Malijce i Meksykanach – ale skoro tacy decydenci wyrazili zgodę, to może choć w tej kwestii świat zmienił się na lepsze.

 

🐝


33 kawałki z 22

33 kawałki z 22

Trochę trudno było się zajmować muzyką, zaczepiać ludzi pytaniami o muzyczne nowości, a potem spamować nimi w mediach społecznościowych – od lutego 2020 r. A od lutego 2022 r. już w ogóle.

Niemniej spamujemy na Spotify, bo taka nasza karma, poza tym trudno ignorować te wszystkie fajne premiery. Oprócz tego parę albumowych rekomendacji w naszym newsletterze.

A co do lutego 2022 r. i naszego spamowania, playlista ukraińska z ledwie 11 kawałkami zrobiła takie same zasięgi, jak nasz masywny Best of 2021, tyle dobrze.

🇺🇦



Luty skradł nam wiosnę

Luty skradł nam wiosnę

Roland Leighton urodził się na początku wiosny 127 lat temu, wychowywał się przy Abbey Road. Jego rodzice pisywali książki przygodowe. Sam też miał talent do pisania, podobno uczniowskie nagrody musiał wozić do domu taczkami. Chciał być pismakiem, ale w oksfordzkim koledżu rozkręcił się jako poeta, co przydało mu się po poznaniu – poprzez jego kumpla, a jej brata – Very Brittain. Później wydała bestsellerowy pamiętnik z I wojny światowej, w którym opisywała leczenie rannych żołnierzy i opłakiwała utratę ukochanego.

Poznał ją, mając 19 lat. Rok później postanowił pójść na front. Z powodu krótkowzroczności przyjęcia w szeregi odmówiła mu brytyjska marynarka. Potem królewscy artylerzyści. Potem wojska logistyczne. Przyjął go Królewski Pułk Norfolk, został nawet porucznikiem.

Verę Brittain widywał tylko na przepustkach, mimo to zaręczyli się latem 1915 r., dwa lata po pierwszym spotkaniu. Miał już wtedy za sobą służbę we Francji i w Belgii, gdzie jego żołnierski entuzjazm wyparował. Snajper dopadł go we francuskim okopie w przeddzień wigilii tego samego roku, kilka miesięcy po zaręczynach i dwadzieścia lat z hakiem po narodzinach.

*

„Oczekiwanie, które musiało towarzyszyć przełomowi wieków; patriotyzm, który musiał towarzyszyć początkowi wojny; rozczarowanie, które musiało nadejść zaraz potem. Ta huśtawka nastrojów była tym, co mnie w tej historii zafascynowało” – mówił o inspiracji do utworu „A Life (1895 – 1915)” Mark Hollis, który tę ośmiominutową kompozycję o Rolandzie i Verze umieścił w sercu swojego pierwszego i ostatniego solowego albumu.

Dlatego przez te osiem rozlazłych, wspaniałych minut Hollis huśta słuchaczem atonalnymi flecikami, tamburynami, niezrozumiałymi zawodzeniami. Hollis przekonywał, że istotniejszym od tego, co się śpiewa, jest jak się śpiewa: „Po prostu tak czułem”.

*

Pierwsza i ostatnia płyta solowa Hollisa rozpoczyna się utworem „The Colour of Spring”. Co po raz pierwszy nie kojarzy mi się w pierwszej kolejności z trzecią płytą Talk Talk, którą zwykłem zapodawać 20/21 marca – w tym roku nie zapodałem – lecz z wypuszczonym dwa tygodnie temu utworem „Obudź się!” Saszy Czemerowa, muzyka z Czernihowa, jednego z pierwszych miast poturbowanych przez Rosjan w przeddzień pięknej wiosny obecnego roku, po dwóch tygodniach inwazji kompletnie otoczonego, ale i tak dalej bombardowanego. Chuje.

W tej średniej muzycznie piosence Czemerow nawołuje: „Pobudka! Luty skradł nam wiosnę!”.

*

Putin skradł im wiosnę, skradł nam wiosnę. Putin kilka dni temu na moskiewskim stadionie, oddzielony od tysięcy w większości przymusowych lub opłaconych wyznawców kilometrami dystansu sanitarnego, recytował Pismo Święte: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.

Wiosenna płyta Talk Talk rozpoczyna się utworem „Happiness is Easy”. Hollis ostrzegał 36 lat temu:

Take good care of what the priests say
’After death it’s so much fun’
Little sheep, don’t let your feet stray

Na okładce jego pierwszej i ostatniej solowej płyty jest Baranek Boży, chleb wielkanocny, który Stephen Lovell-Davis – ależ ma mocarnego instagrama – sfotografował gdzieś na południu Włoch. Hollis tak tłumaczył wybór okładki:

„Podoba mi się, że coś wydaje się wychodzić z jego głowy, jakby fontanna myśli. Fascynuje mnie też sposób, w jaki ułożone są oczy. Gdy zobaczyłem to zdjęcie po raz pierwszy, nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Ale jednocześnie jest w tym coś niezwykle tragicznego”.

*

O Talk Talk w 2021, 202020192018201720162015201420132012201120102009.

 

🇺🇦


Ukraina

Ukraina

„Nie wiem jak ty, ale nawet pod prysznicem czytam albo oglądam filmiki z Ukrainy” – pisze kumpel z liceum.

Oczywiście, że czytamy i oglądamy nawet pod prysznicami. W moim przypadku to także część pracy – więc w zasadzie całodobowo – ale tym bardziej szanuję wszystkich kumpli i krewnych, dla których to sama troska. Choć także o siebie.

A między filmikami niemal każdy, kogo jeszcze znam (prawie) po tej pandemii, szuka miejscówek dla uciekinierów. I jak na razie wszyscy znajdują.

Nie chciałem zawracać głowy naszym ukraińskim korespondent(k)om muzyką, ale łotewski korespondent kazał mi zrobić ukraińską, playlistę, natychmiast. Więc jednak napisałem do jednej – uciekła z Kijowa do Lwowa, na razie wszystko w porządku – i razem coś zmontowaliśmy.

Tutaj przystępna jedenastka, ale w bihajpowym ukraińskim katalogu znacznie więcej.

Zdjęcie: dsns.gov.ua

 

🇺🇦


Akcja decentralizacja

Akcja decentralizacja

Bihajp miesiąc temu znów podsumował rok i zaczynam wątpić, czy zdołam wszystko przesłuchać, bo sypnęły się już premiery tegoroczne.

Z tego, co słyszałem wcześniej lub dzięki podsumowaniu, a czego nie widuję raczej w globalnych czy polskich podsumowaniach (np. Arooj Aftab czy Jaubi), na pewno wyróżnili się dla mnie Roth Bart Baron i Yuta Orisaka z Japonii, Maria Arnal i Marcel Bagés z Hiszpanii, Maris Pihlap z Estonii, Katrine Stochholm i Amazon ze Szwecji, Froukje z Holandii, Natisú z Chile, Maple Glider z Australii…

I kolumbijski raper N.Hardem w tym singlu.

*

Gdy lata temu startowaliśmy z bihajpem, czasem mnie pytano, czy nie obawiam się, że inni skopiują pomysł i z komercyjnym wsparciem przejmą tę nieanglosaską resztę świata. Mam nadzieję – odpowiadałem – że wkrótce takich serwisów będą pęczki. Ale nie ma. Wciąż gros słuchaczy zawodowych i hobbystycznych interesuje głównie muzyka globalna – czyli po angielsku – albo lokalna, w ich własnym języku. Ale może już niedługo?

W nowej „Polityce” piszę o największej jak dotąd szansie na nie tylko muzyczną, ale szerzej – popkulturową decentralizację. Bo tym razem nie chodzi o jedno „Gangnam Style”, ale całą falę nieanglojęzycznej muzyki i seriali zalewających serwisy streamingowe muzyczne i filmowe, najmocniej w języku koreańskim i hiszpańskim, ale francuski czy japoński tak bardzo nie ustępują. I po raz pierwszy transfery wiodą nie do, ale od angielskiego ku innym.

Obym miał rację, a tymczasem przypomnijmy sobie pierwszy japoński przebój ze szczytu listy Billboardu, oby jak najszybciej przestał być też ostatnim.

 

 




O smartfonach

O smartfonach

„The Guardian”: „iPhone firmy Apple łączy telefon, odtwarzacz muzyki i wideo z przeglądarką www oraz e-mailem. Ale według badaczy popyt na takie wielofunkcyjne urządzenia jest niski, szczególnie w krajach zamożnych”.

„Bloomberg”: „iPhone to tylko luksusowe cacko, które przemówi do garstki technologicznych frików. Jego wpływ na branżę będzie nieznaczny”.

„Techcrunch”: „Ta wirtualna klawiatura będzie tak użyteczna, jak pisanie e-maili i SMS-ów na telefonie z okrągłą tarczą numerową. Niech nas nie zdziwi, jeśli spora część nabywców iPhone’a pożałuje wyrzucenia swoich BlackBerry po odkryciu, że pisanie e-maili zajmuje im godzinę dziennie więcej”.

Takie opinie 15 lat temu zbierał iPhone jedynka. W nowej „Polityce” piszę o tym, co wydarzyło się potem, przy okazji nowej książki Michała R. Wiśniewskiego „Zabójcze aplikacje. Jak smartfony zmieniły nasz świat”.