Jacyś wariaci przebadali 1,860,427 wpisów na Twitterze, które dotyczyły śmierci Michaela Jacksona. Głównie pod kątem emocji.
Key findings
- At its peak, the conversation about Michael Jackson’s death on Twitter proceeded at a rate of 78 tweets per second.
- Users tweeting about Jackson’s death tend to use far more words associated with negative emotions than are found in 'everyday’ tweets.
- Roughly 3/4 of tweets about Jackson’s death that use the word 'sad?’ actually express sadness
- Tweets expressing personal, emotional sadness about the Jackson’s death showed strong agreement among coders while commentary on the auxiliary social effects of Jackson’s death showed strong disagreement.
Z błahszych obserwacji: spora część internatów opłakiwała Micheala Jacksona.
Mnie najbardziej zastanawia stopień koncentracji informacji. De facto 25% twittów miało miejsce w 1-2 godziny, a 50% w ciągu 1 popołudnia. potem temat zginął.
Ciekawe, że taki jest obecnie okres trwałości informacji (z punktu widzenia zaangażowania emocjonalnego lub intelektualnego). To ma i będzie miało poważne implikacje dla całego rynku muzyki (dokąd może pójść fast-foodyzacja muzyki?)
Zamiast rozpiski premier płytowych na dni – a w zasadzie tygodnie, bo w Europie celuje się w poniedziałki, w Stanach we wtorki – będziemy mieli grafik godzinowy/singlowy:
13:00 Weezer –
14:00 Arctic Monkeys –
15:00 Megadeth –
15:34:59 Radiohead –
A zamiast sezonu gorącego (wiosna/jesień) i ogórkowego (lato), będą lepsze i gorsze pory dnia – rano debiutanci, wieczorem headlinerzy. Tak jak na festiwalach :-)
Idźmy dalej: zamiast list przebojów – aktualizowany na żywo wykres popularności utworów/artystów bazujący na liczbie bieżących odtworzeń i/lub ratingu. Zamiast podsumowań rocznych – codzienny fixing a la giełda. Oczywiście giełd jest kilka – hossa artysty w Azji pociąga za sobą boom europejski kilka godzin później… świetlana przyszłość.
giełdowe indeksy muzyczne! to jest to! na ich bazie można by tworzyć intrumenty pochodne odwrócone logiką od niesławnych CDOs (tych, które wywołały zapaść rynku finansowego w USA). spójrzmy – indeksy oparte o np. popularność danego singla miałyby bardzo krótki horyzont i duże oczekiwanie spadku wartości. więc wszyscy graliby na nich bardzo spekulacyjnie – jedni wierząc, że będzie jeszcze wzrastał przez 2 godziny, drudzy podejrzewając, że Ci pierwsi są w istotnym błędzie czekaliby 2 godziny więcej…
herma nowym madoffem? :)
Dobrze kombinujesz. Wszak protoplastą ostatniego kryzysu finansowego był David Bowie: w 1997 roku wyprzedał swoje prawa do tantiem (jako ?Bowie Bonds?), dostając gotówkę z góry, zamiast czekać na coroczne wypłaty.
Co 2-3 lata później zaczęły robiły banki? Odsprzedawały swoje kredyty hipoteczne, zamiast czekać dekady na odsetki. A za te pieniądze udzielały kolejnych, i kolejnych, i tak idziemy prosto do kryzysu..
ale Bowie Bonds były aktywem jednorodnym a do obecnego kryzysu doprowadziło mieszanie papierowych zobowiązań zapłaty o rożnej wartości, o różnym stopniu ściągalności, np. kredyty na spłatę auta wrzucano do jednego worka z kredytami hipotecznymi udzielonymi amerykańskiej biedocie – głównie bezrobotni i na zasiłku – co uśredniało wartość papierów ale umożliwiało otrzymanie pozytywnego ratingu (od agencji ratingowych które dostały za to ostro po dupie) na kredytach które nie powinny być w ogóle udzielone).
giełdowy indeks muzyczny to nic innego jak indeks popularności – w takim słabym filmie „sport przyszłości” był już ten motyw (wyższa popularność przekładała się na wartość osoby i jej wiarygodność w sporach publicznych). swoja drogą, taka „giełdowa” popularność trwałaby bardzo krótko co przypomina mi pewnie dowcip: „everybody knows what a milisecond is, right? but what’s a milivanilisecond? it’s the amount of time mili vanili were popular” ;]