marzec 2014

Nadgryzanie

itunes vs streaming

W ubiegłym roku obroty serwisów streamingowych zwiększyły się o połowę. I coraz częściej mówi się o przełamywaniu monopolu iTunes oligopolem Spotify, Deezera, Rhapsody, Pandory, WiMP-a czy Beats. Powyższy wykres trochę ośmiesza te głosy.

Najwyraźniej dopiero gdy iTunes uzna, że wystarczająco obłowiło się na empetrójkach i uruchomi wreszcie własny serwis streamingowy – i faktycznie udostępni go także na Androidzie – z dnia na dzień zakończy się nam era ściągania, a nastanie ssania.

.

Fine.


Pszczela zajawka

W tym roku chciałem zrobić wam niespodziankę i z okazji wiadomego dnia zorganizować wywiad. Może nie z samym liderem Talk Talk – sama myśl budzi uśmiech – ale może na rozmowę dałby się namówić dobry duch zespołu, Tim Friese-Greene? Spytałem:

Dear Mariusz,

Thank you for your email. I’m afraid for some years now it has been my policy to do no more interviews about Talk Talk. This is because it was a long time ago, and as an artist I think it is important to look forward and not back.

I am sorry not to be of more help to you, and wish you all the best.

Regards/Tim
.

Pójdę więc za jego radą i zamiast wspominać, napiszę o tym, co dziś. Pierwszy dzień wiosny, po krótkiej zimie budzą się pszczoły, po roku przygotowań budzi się i beehype.

.

beehype


Różnimy się czasem

Potrzebujemy wskaźników, które oddadzą ogólne tempo życia mieszkańców danego kraju i pozwolą porównać je z obywatelami innych państw. Jak szybko ludzie się przemieszczają? Jak długo trwa załatwianie podstawowych spraw w urzędach czy sklepach? Podczas badań mierzyliśmy, ile czasu mieszkańcom danego kraju zajmuje przebycie 100 m. Albo zakupienie znaczka pocztowego. Sprawdzaliśmy precyzję zegarów w lokalnych bankach. 

Tego rodzaju badania wymagają oczywiście ostrożności. Bo na przykład życie w Zambii jest powolne, ale w stolicy Lusace przechodnie nieustannie biegają – z obawy przed kieszonkowcami. Z kolei były dyktator sąsiedniego Malawi zakazał kiedyś zegarom pokazywania niewłaściwego czasu. Te niedokładne miały być usunięte lub zasłonięte.

Z psychologiem społecznym Robertem Levine’em rozmawiałem o geografii czasu.

.

Fine.


Pytanie: Dlaczego prasa muzyczna upada?

Ogólnie rzecz biorąc, spotkało ją dokładnie to samo, co muzykę: uwolniła się od nośnika i ceny, Internet zlikwidował bariery wejścia, pozwolił każdemu być krytykiem bez redakcji, tak jak każdy może być dziś muzykiem bez wydawcy. Internet zmniejszył też zapotrzebowanie na profesjonalne doradztwo muzyczne, bo kiedyś recenzje ratowały przed wyrzuceniem pieniędzy na kiepską płytę. Ale kto dzisiaj kupuje muzykę bez sprawdzenia jej wcześniej w sieci choć fragmentarycznie?

Niedługo „kupowania muzyki” zresztą już nie będzie, bo za 10 zł w serwisach streamingowych mamy do dyspozycji wszystkie ważne premiery. W tym momencie recenzje mogą nas chronić tylko przed „wyrzucaniem czasu”. Ale płytę można przecież w sieci przeskipować albo zdać się na „opinię sieci” – agregatory opinii, głosy na Facebooku, itd. Notabene trudno sobie wyobrazić, by pokolenie, które nie kupuje muzyki, kupowało pochodną wobec niej prasę muzyczną.

Odrębną kwestią jest oczywiście sama jakość tej prasy. Naczelny Pitchforka sukces serwisu tłumaczył mi kiedyś tym, że zwyczajnie realizował zadania dziennikarza muzycznego: pisał o nowych wykonawcach. Proszę popatrzyć na okładki Mojo (obecnie Prince), Uncut (Bowie), NME (co druga okładka wspominkowa) czy Rolling Stone’a (coraz rzadziej muzyczne, choć ostatnio – Skrillex!). Często są na nich artyści, którzy czasy swej świetności przeżywali pół wieku temu, a w najlepszym razie w latach 90.

Więcej pisałem tutaj, liczby zdezaktualizowały się niestety tylko na niekorzyść dogorywających.

.

Fine.


Sprzedam

Presonus Audiobox

 

Idealny prezent dla Twojej ukochanej!

Interfejs audio Presonus Audiobox USB – czyli w praktyce zewnętrzna karta dźwiękowa zamieniająca laptop w wysokiej klasy odtwarzacz Hi-Fi. Szczególnie przydatny, gdy słucha się plików bezstratnych lub porządnych empetrójek. Nada się również do domowego muzykowania: posiada podstawowe wejścia i zasilanie 48V dla mikrofonu pojemnościowego.

Generalnie pojawia się we wszystkich zestawieniach typu 8 of the best budget USB audio interfaces. Mnie przez dwa lata pośredniczył między laptopem a wzmacniaczem i gdy wyjeżdżam gdzieś bez niego, zdecydowanie czuję różnicę. Ma też oddzielne wyjście słuchawkowe z regulacją głośności. Zamieniam go na sąsiada z powyższego zestawienia (Focusrite Scarlett 2i2), bo Sony Vaio ma do niego czasem jakieś pretensje, jak i zresztą do wielu innych urządzeń.

Przed ostateczną decyzją można sobie oczywiście przetestować na własnym laptopie. Za nówkę na Allegro biorą jakieś 500-600 zł, zanim wystawię obcym, wolę spytać tutaj. Oddam za pół ceny.

.

Fine.


@MariuszHerma


.
Kryzys ukraiński jak żaden poprzedni odsłonił przepaść pomiędzy Facebookiem a Twitterem. Trudno sobie wyobrazić, żeby „Sekretarz generalny NATO napisał na Facebooku”. A na Twitterze piszą ministrowie i ministerstwa, premierzy i ich rządy, Obama i Merkel. Na Facebooku można się umawiać na Tahrir, Taksim albo Majdan. Na Twitterze uprawia się geopolitykę.

Za waszą zgodą odpuściłem sobie Fejsa, za to pod wpływem powyższej konstatacji – a po prawdzie z polecenia redaktora – założyłem konto u konkurencji. Dla tych, którym tempo aktualizacji bloga, a szczególnie publikacji Kiosków wydaje się zbyt powolne i woleliby konsumować te linki solo i od razu. I druga skrajność: dla zaglądających sporadycznie i gubiących przez to kawałki z blogowego playera, bo i je postaram się ćwierkać.

.

ćwir.


Białoruś

Alexei Shedko - Tolko ne dumay

Po przesłuchaniu 51 płyt z jednego kraju w ciągu zaledwie kilku tygodni można poczuć się ekspertem. Mnie ta przyjemność – i piszę to bez ironii – spotkała w związku z plebiscytem na najlepsze płyty 2013 roku organizowanym przez białoruski serwis muzyczny Experty. Oprócz nagrody krajowej redakcja zasięga bowiem opinii za granicą i przy każdej edycji zaprasza do głosowania po jednym przedstawicielu państw ościennych.

Do ciekawych wniosków prowadzi szybka analiza wyników, a konkretnie konfrontacja preferencji grup jurorskich. Najpierw mamy typy redakcji Experty, potem reprezentantów innych lokalnych mediów, wreszcie obcokrajowców. Tylko przy dwóch tytułach selekcjonerzy serwisu spotkali się z nami. Co by sugerowało potężną przepaść pomiędzy tym, co słuchacze danego kraju cenią w swej lokalnej muzyce a tym, co z tegoż kraju mogłoby zainteresować obcych. (Oczywiście w uśrednieniu – moja dziesiątka w połowie zgodziła się z faworytami kolegów z Litwy, Łotwy, Ukrainy i Rosji, a w połowie z ekspertami Experty).

W całej zabawie najbardziej zdziwiła mnie przyjemność. Spodziewałem się udręki przedzierania przez zwały niesłuchalnej muzyki. Okazało się, że poziom białoruskiej muzyki – chyba można generalizować na podstawie tak kompletnej reprezentacji – przypomina Polskę sprzed 3-4 lat. Czyli moment, gdy wystarczająco wydoskonaliliśmy się w naśladowaniu świata i zaczęliśmy w tym globalnym kontekście szukać siebie. Poznałem więc kombinujących i przystępnych zarazem jazzmanów – Esperanza Spalding byłaby dumna – jak i niezwykle ambientującego trębacza; ekstrawagancką i przy tym niebywale melodyjną pieśniarkę (utwór trzeci) i uwspółcześniony folk (utwór trzeci). I mnóstwo zlokalizowanej alternatywy (pierwsze sekundy!).

Zdziwienie przyjemnością świadczy oczywiście wyłącznie o moim własnym stereotypowym myśleniu. No bo jeszcze Rosja, jeszcze kraje bałtyckie. Ale żeby muzyczne poszukiwania prowadzić akurat za granicą białoruską? Sekundę po tej smutnej konstatacji przywaliła mnie kolejna: przecież tak samo o muzyce polskiej muszą myśleć w Niemczech, we Francji, co dopiero w Wielkiej Brytanii i Stanach. Szukać dobrej muzyki w Polsce? (Tłumaczenie: na Białorusi?). Nic dziwnego, że zaglądają do nas tylko zamknięte stylistycznie, ale otwarte geograficznie nisze.

Drugie zdziwienie wynikło z rozłożenia odruchów negatywnych. I też wydaje mi się potencjalnie cenną nauką dla tych ambitnych, którzy wciąż śnią o tzw. przebiciu się na zachód. Największą niechęć słuchania sprowokowały nie kapele typowo juwenaliowe, wieczni buntownicy i romantyczni pieśniarze starszej daty – uwielbiam zresztą pierwszą piosenkę stąd oraz otwarcie tej płyty – ale produkty doskonale amerykopodobne. O ile przy pierwszym zetknięciu z funkowcami z grupy Step Hall byłem pod wrażeniem produkcji, o tyle po kwadransie marzyłem o powrocie do bardziej poczciwych trójakordowych patriotów.

Było jeszcze jedno zdziwienie. Gdzieś w połowie stawki, podczas słuchania uwielbianej chyba na Białorusi natchnionej grupy BosaeSonca, nagle zacząłem rozumieć słowa. Utwór trzynasty.

.

Fine.


Najlepsze z 2014

.
Zara McFarlane – If You Knew Her (Brownswood)
Sun Kil Moon – Benji (Caldo Verde)
Fire! Orchestra – Second Exit (Rune Grammofon)
Thee Silver Mt. Zion – Fuck Off Get Free We Pour Light On Everything (Constellation)
Isaiah Rashad – Cilvia Demo (Top Dawg)
Sharon Jones And The Dap-Kings – Give The People What They Want (Daptone)
Arve Henriksen – Chron + Cosmic Creation (Rune Grammofon)
Ladysmith Black Mambazo – Always With Us (LBM)
Katy B – Little Red (Sony)
Tinariwen – Emmaar (Anti-)
Beck – Morning Phase (Universal)
Juçara Marçal – Encarnado (s/r)
Neneh Cherry – Blank Project (Smalltown Supersound)
V/A – BOATS (Transgressive North)
Linda Perhacs – The Soul of All Natural Things (Asthmatic Kitty)
Vijay Iyer – Mutations (ECM)
Pablopavo i Ludziki – Polor (Karrot Kommando)
La Lá – Rosa (s/r)
Sisyphus – Sisyphus (Asthmatic Kitty)
Pustki – Safari (Art2/Agora)
Wild Beasts – Present Tense (Domino)
Król – Nielot (Thin Man)
GoGo Penguin – v2.0 (Gondwana)
Freddie Gibbs & Madlib – Piñata (Madlib Invazion)
xxanaxx – Triangles (Warner Music Polska)
CunninLynguists – Strange Journey Volume Three (Bad Taste)
The War on Drugs – Lost in the Dream (Secretly Canadian)
Damon Albarn – Everyday Robots (Parlophone)
Fennesz – Bécs (Mego)
Transmissor – De lá não ando só (s/r)
Olga Bell – Край (New Amsterdam)
tUnE-yArDs – Nikki Nack (4AD)
Samaris – Silkidrangar (One Little Indian)
O Clube – O Clube (self-released)
Owen Pallett – In Conflict (Domino)
Fatima – Yellow Memories (Eglo)
Ben Frost – A U R O R A (Mute)
Jacaszek & Kwartludium – Catalogue des Arbres (Touch)
Empat Lima – Satu BOOM! (s/r)

.

Fine.


Melomani

Yundi Li, Warszawa 2014 (fot. Xinhua)
Czy wypada odrywać się od doniesień ze wschodu dla muzyki? Zadecydowała myśl – w ten weekend wyobraźni nie brakowało pożywki – że to może ostatni raz. Wybrałem się więc do Filharmonii Narodowej na urodziny Chopina, czyli recital Yundiego Li, chińskiego laureata Konkursu Chopinowskiego sprzed czternastu lat. Sam w sobie cudownie bezpretensjonalny. Ale bogaty również w obserwacje pozamuzyczne, które samoistnie poczęły mi się układać w plan reformy, jaka może skuteczniej niż marketing odmłodziłaby publiczność partyturową.

Najpierw odkryłem po mojej lewicy niezwykłą melomankę w wieku lat około 50. Już po kilkunastu taktach pierwszego tego dnia nokturnu Chopina jej dłonie podniosły się w na wpół świadomej lewitacji na wysokość piersi i rozpoczęły szczególny taniec. Właścicielka co jakiś czas przerywała go w nagłym opamiętaniu, składając owe dłonie w amen lub obejmując nimi ramiona. Ale po kilkunastu sekundach na powrót zapominała się w melodiach Yundiego, na co dłonie reagowały powrotem do baletu. Czasem uprzedzały grę pianisty, i tymi dyrygenckimi zapędami zdradzały osłuchanie w materiale.

Kilka rzędów dalej w loży ulokowanej na skraju lewego balkonu i rezerwowanej często dla przyjaciół wykonawcy – nie mylić z oficjelami usadowionymi vis-à-vis sceny – uwagę zwracało na siebie trzech młodych obcokrajowców anglojęzycznych. Nie mową – choć tego wieczoru dominował chiński – lecz strojami. Przyszli w przysłowiowych powyciąganych tiszertach. Co w tym niezwykłego? Bynajmniej nie odwaga zaatakowania zwykłymi ciuchami nadętej frakcji frakowej, widywałem już w tym lokalu ostentacyjnych skejtów. Ale właśnie brak demonstracji. Wydawali się w ogóle o tym nie myśleć. Przyszli posłuchać.

Trzecią anomalią były karygodne brawa. Pierwsze przykazanie filharmoniczne głosi, że klaszczemy pomiędzy utworami, ale nigdy w przerwach pomiędzy częściami jednej kompozycji. Złamanie tej zasady świadczy o ignorancji, nieznajomości materiału. Dlatego zresztą po zakończeniu mało znanych utworów cisze dziwnie się wydłużają, bo brakuje śmiałków gotowych zaryzykować, że to już. Zwykle sygnał „spocznij” musi wysłać sam muzyk. Wczoraj grano jednak klasyki Chopina, Schumanna, Beethovena i kilkadziesiąt osób zaklaskało bodaj po szybkiej części słynnej „Appassionaty” tego ostatniego. I cóż to była za ulga.

Wspomniany imperatyw pociąga za sobą chyba najbardziej przykre zjawisko w świecie muzyki poważnej, jakim są salwy wymuszonego kaszlu. Szacowni melomani wykorzystują każdą przerwę, by wykasłać się na zapas i dzięki temu dotrwać do następnej okazji. O ile wśród owacji pomiędzy utworami te spontaniczne improwizacje gardłowe giną, o tyle w przerwach krótszych – tych objętych zakazem klaskania – eksplodują w nagłej próżni akustycznej. Muzyk w reakcji na takie przyjęcie często minimalizuje kolejne pauzy, ale pogarsza tym sytuację, zagęszczając jedynie kumulacje.

Ten jeden raz dzięki ignorancji publiczności – a po prawdzie wskutek właściwego odczytania intencji kompozytora, który nie bez powodu urwał utwór u szczytu emocji i bardzom ciekaw, jak oceniłby współczesne filharmoniczne konwenanse – mieliśmy przez chwilę publiczność klaszczącą zamiast kaszlącej. Gdyby jeszcze pogasić światła, może byłoby też więcej tańca w stroju dowolnym. A gdyby nie ścigać wyjętych smartfonów, co zdarzyło się innemu z sąsiadów, może młoda sieć dowiedziałaby się o istnieniu zapominanego przybytku.

Sam Yundi swój występ też zakończył zresztą niekonwencjonalnie, bo bisując folkową piosnką.

.

Fine.