Ogólnie rzecz biorąc, spotkało ją dokładnie to samo, co muzykę: uwolniła się od nośnika i ceny, Internet zlikwidował bariery wejścia, pozwolił każdemu być krytykiem bez redakcji, tak jak każdy może być dziś muzykiem bez wydawcy. Internet zmniejszył też zapotrzebowanie na profesjonalne doradztwo muzyczne, bo kiedyś recenzje ratowały przed wyrzuceniem pieniędzy na kiepską płytę. Ale kto dzisiaj kupuje muzykę bez sprawdzenia jej wcześniej w sieci choć fragmentarycznie?
Niedługo „kupowania muzyki” zresztą już nie będzie, bo za 10 zł w serwisach streamingowych mamy do dyspozycji wszystkie ważne premiery. W tym momencie recenzje mogą nas chronić tylko przed „wyrzucaniem czasu”. Ale płytę można przecież w sieci przeskipować albo zdać się na „opinię sieci” – agregatory opinii, głosy na Facebooku, itd. Notabene trudno sobie wyobrazić, by pokolenie, które nie kupuje muzyki, kupowało pochodną wobec niej prasę muzyczną.
Odrębną kwestią jest oczywiście sama jakość tej prasy. Naczelny Pitchforka sukces serwisu tłumaczył mi kiedyś tym, że zwyczajnie realizował zadania dziennikarza muzycznego: pisał o nowych wykonawcach. Proszę popatrzyć na okładki Mojo (obecnie Prince), Uncut (Bowie), NME (co druga okładka wspominkowa) czy Rolling Stone’a (coraz rzadziej muzyczne, choć ostatnio – Skrillex!). Często są na nich artyści, którzy czasy swej świetności przeżywali pół wieku temu, a w najlepszym razie w latach 90.
Więcej pisałem tutaj, liczby zdezaktualizowały się niestety tylko na niekorzyść dogorywających.
.
No tak niby internet i dostęp nieograniczony do sieci. Z drugiej zaś strony mówi się, że przez ten zalew treści trudno cokolwiek znaleźć. Dlatego coraz głośniej mówi się o platformach typu „curated content”, czyli dostarczające wysokiej jakości treść, wyselekcjonowane najlepsze wydawnictwa. Częścią tego ekosystemu są oczywiście blogi muzyczne. Ale jak większość z nich wygląda, to chyba nie muszę mówić. Tak czy siak – wcześniej czy później dobra jakość pisarska powróci. A może już powróciła tylko o tym jeszcze nie wiemy? :)
Pewnie, komentarz dotyczył tradycyjnej prasy, nie platform sieciowych – a szczególnie tych nieprasopochodnych. A zagubienie słuchacza widać po zapotrzebowaniu na wszelkiego rodzaju podpowiadacze – nie bez powodu Spotify kupiło Echo Nest – zaniku długiego ogona, serwisach dobierających muzykę do nastroju czy pory dnia i tak dalej. Ale słuchacz ten jakoś sobie jednak radzi na różne sposoby, do których nie należy pójście do kiosku czy kupienie PDF-a drukującego 50 recenzji jedna po drugiej.
a Ja tęsknię za czasami (Plastik, Machina, Antena Krzyku) kiedy w tramwaju, w pracy w domu mogłem zaczytywać się pięćdziesięcioma recenzjami z rzędu, nawet jeśli wcześniej słyszałem z tego zestawu choćby tylko 5 pozycji.
Teraz wchodzę do saloników prasowych i naiwnie obieram kierunek na prasę muzyczną z nadzieją, że jakiś szalony mecenas z misją zbierze fajną redakcję i założy nowy tytuł. Oczywiście nic takiego się nie wydarzy.
Chociaż po kilkudziesięciu minutach przeglądania tytułów z półek magazynów społeczno-kulturalnych, lifestajlowych, filozoficzno – socjologicznych etc. udałoby mi się wyselekcjonować materiał na jeden średnioformatowy numer pisma okołomuzycznego.
Ale czemu nie wejść na ten czy inny serwis/blog albo elektroniczne wydanie tego czy innego Wire i też czytać sobie – tyle że z komórki lub tabletu – recenzję za recenzją? Chodzi o papier? Język?
swojskość + sentymentalizm
Chciałbym czytać polskich autorów patrzących na uniwersum muzyczne z lokalnej perspektywy, oraz o polskich płytach i polskich wykonawcach.
Tworzenie nowych kontekstów, polemiki, czy dyskusje znacznie bardziej ciekawią gdy dotyczą rzeczy bliskich, choćby z własnego podwórka.
Z jednej strony rozumiem, z drugiej nie jestem pewny znaczenia słów „bliski” i „własne podwórko” w obecnym czasie.
rozumiem twą wątpliwość, ale Ja bywam czasem nieco staroświecki…
Ps1.z resztą wcale nie musi to być papier.
Marzę o dużym polskim portalu, opiniotwórczym, tętniącym życiem, eklektycznym muzycznie. Nieuprzedzonym do popu i nieignorującym niezal, którym na równi merytorycznej traktowani byliby i Kuba Ziołek i Piotr Kurek, Olo Walicki (jutro nowa płyta), Mazzoll, Spaleniak, Bokka, czy nawet Maria Peszek. Scentralizowanym ale z wachlarzem opinii, oraz otwartym na polemikę z czytelnikiem.
Połączenie eklektyczności Chacińskiego, wszechstronności Hermy :), wnikliwości i „niszowości” PopUp, wizjonerskiego wypatrywania nowych zjawisk Niezal’a Codziennego, fachowości Glissanda, z (dla zachowania równowagi) bezkompromisowym oportunistą – który zniechęca i intryguje zarazem – Szałaskiem – ale pozbawionego sztuczności i wydumania dwóch portali na P i S, które chciałyby pełnić taką opiniotwórczą rolę teraz. Utopia?
Ps2. Słyszałeś już nową Kelis? Jeśli tak to jak wrażenia? Dla mnie płyta warta kilkukrotnego przesłuchania, także dla przyjemności.
Marzenie słuszne, tyle że… spełnione. Masz już ten portal – nazywa się on Internetem. Bo co to za różnica, czy wszystko działoby się pod jednym adresem, czy na kilku innych stronach. Przecież wszyscy się wzajemnie widzimy i choćby pośrednio ze sobą korespondujemy. Do czego dokładasz zresztą swoją cegiełkę. A dobry czytnik RSS sklei Ci to wszystko w jeden magazyn.
Kelis jeszcze przede mną.
ale w scentralizowanym portalu fan techno miałby większe szanse trafić na ciekawy jazz, a fan jazzu na dobrą muzę gitarową itp
Oj dzisiaj te podziały gatunkowe naprawdę przestają być problemem, przenika się to wszystko od podpowiedzi YouTube po składy festiwali letnich. Niedługo „fanów rocka” czy „fanów elektroniki” będziemy wspominać w historycznych ebookach.
„Ale czemu nie wejść na ten czy inny serwis/blog albo elektroniczne wydanie tego czy innego Wire i też czytać sobie – tyle że z komórki lub tabletu ”
Przygnębia mnie widok (coraz powszechniejszy) osób masowo wpatrujących się w swoje wyświetlacze w miejscach publiczno-towarzyskich.
I dlatego dziś z wielką przyjemnością zakupiłem sobie w kiosku nowy numer Kina!
@mariusz: „Masz już ten portal – nazywa się on Internetem. Bo co to za różnica, czy wszystko działoby się pod jednym adresem, czy na kilku innych stronach”
Paradoksalnie, ta różnica mogłaby mieć całkiem duży wpływ na kondycję całego „środowiska”. W przypadku działania pod jednym „szyldem” mogłoby wystąpić współdziałanie różnych czynników, których efekt byłby większy niż suma poszczególnych oddzielnych działań (#synergia).
@bartosz: „Marzę o dużym polskim portalu, opiniotwórczym, tętniącym życiem, eklektycznym muzycznie.”
Nie jesteś pierwszą osobą, która o tym marzy(ła). Przeczytałem dziś artykuł „Szczwany Szczygieł” w Res Publice (http://publica.pl/teksty/szczwany-szczygiel) i doszedłem do wniosku, że przysłowiowej prasie muzycznej (w 2014 robienie podziału na tradycyjną i sieciową chyba nie ma już większego sensu) przydałby się taki Mariusz Szczygieł.
ps. obiecuję walczyć ze sztucznością i wydumaniem na łamach portalu na S. jeżeli tylko je gdzieś zlokalizuję :)
Do Szczygła od dawna mam ogromny respekt, a linkowany tekst o nim – fantastyczny.
Podoba mi się też zdanie:
„w 2014 robienie podziału na tradycyjną i sieciową chyba nie ma już większego sensu”
W ogóle dużo w powyższej dyskusji tematów ciekawych.
Na razie pozwolę sobie tylko pociągnąć dalej serię ripost i prowokacyjnie spytać, jaka jest różnica między publicznym wpatrywaniem się w smartfona a publicznym czytaniem książki/gazety?
Też się nad tym ostatnim zastanawiałem. Można by dywagować, że smartfon to (zazwyczaj) ludzie, a książka to książka. Ale to nie tłumaczy, dlaczego człowiek zagapiony w książkę budzi sympatię, a w ekran – niechęć. Obawiam się, że jednak znów czysty sentymenty.
Jest tak, ponieważ tekst internetowy zwykle był niższej jakości niż papierowy. Nadal często bywa. Internet prowokuje wszystkie populistyczne demony – clickbaiting, płytkość obserwacji, „trending”. Tym też karmi się neohipsteryzm. Na szczęście to ostatnio obumiera, tekstów jest trochę mniej, ale bardziej wyspecjalizowanych.
Dziennikarstwo internetowe nie przeniosło tradycyjnie wyrobionych standardów redakcyjnych – zamiast doświadczonego redaktora zbierającego, poprawiającego i temperującego teksty młodszych, energiczniejszych piszących serwisy działały jak grupy kumpli. To znów prowadziło do obniżenia jakości tekstów.
Ostatnio zresztą coraz częściej widzi się limity narzucane na teksty. Robi tak wyborcza.pl i New York Times. Guardian jakimś cudem tekstów nie blokuje.
Sebastian Niemczyk: Ten pomysł z grupowaniem tekstów tematycznie jest znakomity. Rubryki są bardzo ciekawe i chwała wam za wyrzucenie ocen numerycznych. To naprawdę duży krok i ukłon w stronę bardziej wymagającego czytelnika (takiego, który faktycznie teksty czyta).
Ze swojej strony obaliłbym tylko mit tradycyjnej redakcji – zgranej i pełnej fascynujących debat muzycznych. Przynajmniej ja nie miałem z taką do czynienia w żadnych papierowych czasopism (czasem w Przekroju). Może dwójka/trójka redaktorów jakoś tam wymienia się przemyśleniami, ale przecież obsługują kilkunastu/dziesięciu autorów skomunikowanych ze sobą nieporównywalnie gorzej niż my samotne wyspy blogosferowe. Wystarczy spojrzeć na podsumowania „The Wire” – każdy sobie, w kupie raczej antysynergia.
@mariusz
Pisząc o synergii, nie do końca chodziło mi o fascynujące debaty wewnątrz redakcyjne i większą jakość treści, a bardziej o możliwą siłę instytucji, która połączyłaby te zdecentralizowane wyspy w silną federację, w której te zróżnicowane głosy przekształciłyby się (cytując fragment linkowanego wyżej artykułu) „w zrozumiały kod kulturowy, operacjonalizujący kontakty twórców, rynku i odbiorców”.
@fripper
Stereotyp. W kawiarni siedzą dwie osoby obok siebie. Pierwsza czyta książkę, druga gapi się w ekran smartfona. Prawdopodobnie uznasz, że pierwsza robi coś pożytecznego, a druga, że traci czas na „internety”. A mogą przecież czytać dokładnie tą samą książkę.
@marek
dzięki za miłe słowa!
Panowie,
wychowany na Magazynie Muzycznym, Non Stop, Brumie, Plastiku, Antenie Krzyku, a nawet City Magazine zawsze marzyłem o postawieniu czegoś takiego, o czym piszecie, na moim Independent.pl. Ale 14 lat działalności pokazują, że dobrych autorów nie znajduje się na ławkach w parku. Nawet o kiepskich wolontariuszy jest coraz trudniej.
Tymczasem w wywiadzie http://muzyka.onet.pl/wywiady/polscy-dziennikarze-muzyczni-rafal-ksiezyk-kultywuje-w-sobie-niezadowolenie/gpek9
Rafał mówi: „prasa muzyczna zdechła i nie ma co mieć nadziei, że zmartwychwstanie”.
Ja jestem niepoprawnym optymistą i wciąż wierzę, że kiedyś jeszcze się uda zebrać mocną paczkę. Jakby co, to zapraszam…
Pozdrawiam,
Bartek
A propos, prasa muzyczna odżywa:
http://mimagazyn.pl
A w tym roku chyba jeszcze pewien debiut.
[…] mi o tym wpis Bartosza Nowickiego, nawiązujący z kolei do marcowej dyskusji toczącej się tutaj. Jeśli nigdzie nie dojrzycie u mnie żalu za takim stanem rzeczy, to nie dlatego, że nigdy nie […]