październik 2015


Ban na bannery

Ban na bannery

Gdy zdarzy mi się skorzystać z cudzego komputera, nie mogę wyjść ze zdumienia, że można funkcjonować w tak niedorzecznej rzeczywistości, w której przeczytanie czegokolwiek poprzedza pojedynek z wesołym miasteczkiem. A skoro większość życia spędzamy w sieci, to życie staje się ciągłą walką – chyba że używamy AdBlocka.

Tej jesieni AdBlock, że tak umownie określę wszystkie narzędzia blokujące reklamy, zawitał na salony – i na smartfony. Bo na ich instalowanie na swoich urządzeniach zezwoliło samo Apple. Pojawiła się też pierwsza antyreklamowa przeglądarka Androidowa. I to kombo było idealnym pretekstem, by wreszcie o AdBlocku napisać. Tym bardziej że w tle toczy się wielka batalia o reklamowy wirtual pomiędzy Google, Apple i Facebookiem.

Mały komentarz do jednego z wątków tylko zasygnalizowanych w tekście:

Wydawcy oskarżają z kolei internautów o naruszanie zasad sieciowego ładu społecznego. Polegał on na domniemanej umowie, zgodnie z którą godzimy się znosić uciążliwe reklamy i oddawać część naszej prywatności w zamian za darmowe treści. A zatem adblockerzy są pasażerami na gapę. Zwalają bowiem ciężar finansowania sieci na osoby gorzej nadążające za programistycznymi nowinkami. Jeśli jedna trzecia Greków czy Polaków odwraca wzrok od reklam, tym intensywniej atakuje się banerami pozostałe dwie trzecie.

Argument początkowo wydaje się zasadny. Tylko czy o podobne pasożytnictwo oskarżylibyśmy swego czasu tych szczęśliwców, którzy zaopatrzyli się w telewizory z pilotem i przełączali kanały w trakcie reklam? Przecież to też wymuszało bombardowanie opóźnionej (i leniwej) reszty większą ilością spotów.

W końcu ustawodawca musiał liczbę minut reklamowych dopuszczalnych w ciągu godziny ograniczyć. (O internet w tej kwestii na razie nie zadbał, choć ustawa krajobrazowa dla wirtualu przydałaby się bardziej niż w realu). Zasadnicza różnica pomiędzy myszkami a pilotami jest oczywiście taka, że na telewizor ze zdalnym sterowaniem niewielu było początkowo stać i ci biedniejsi faktycznie mogli czuć się ofiarami krezusów. AdBlocki blokują za friko.

Na szczęście niektórzy jeszcze wierzą w reklamy w sieci. Dziś rano dostałem maila zatytułowanego „Współpraca partnerska – zarabiaj na blogu muzycznym”, którego nadawcy poszukują „ciekawych i inspirujących blogów, w celu nawiązania współpracy reklamowej”, a konkretnie umieszczenia na blogu nowoczesnego „BoxID, który pozwala na umieszczanie kreacji reklamowych takich jak banery, reklamy video czy widżet z najlepiej sprzedającymi się produktami ze sklepu”.

I już miałem skorzystać, gdy wtem!: „Byłoby mi przyjemnie współpracować z Panią. Jeżeli jest Pani zainteresowana proszę o odpowiedź.”

Fine.


Konferencje

Konferencje

Niektórzy pewnie czekają na listopadowe targi Co Jest Grane, a tymczasem już w ten weekend warszawiacy mają minikonferencję Warsaw Music Week Pro, a krakowiacy maraton dyskusyjny Tak Brzmi Miasto.

Na tej warszawskiej przegapię pewnie piątkowe spotkanie z Lucasem Knoflachem z Sound Diplomacy. Chciałbym za to dotrzeć na dyskusję Karola (tego od Pauli), przedstawiciela Alkopoligamii i menedżera Rysów & The Dumplings. A szczególnie na sobotnie spotkanie z szefową Tallin Music Week, jedną z najciekawszych panelistek zeszłorocznego Co Jest Grane.

Na tej krakowskiej w niedzielę sam spróbuję streścić ostatnie 15 lat w kilku kwadransach. A wieczorem mamy dyskutować o misji dziennikarstwa muzycznego, więc radośnie pojadę po wszystkich, którzy wciąż zajmują się nudnymi Anglosasami.

Cały, bogaty program tutaj.

 

Fine.


beehype, inspiracje

beehype, inspiracje

Ale jak widać nie wyszło im to na dobre, skoro musieli przecenić o połowę.

Z ostatnich bihajpowych znalezisk do obejrzenia polecam dwa teledyski z Arabii Saudyjskiej i po jednym z Izraela, Filipin i niezłe retro z Mołdawii, a jeśli ktoś jeszcze nie zna „Kaktusa” Bovskiej – także z Polski.

I jeszcze śliczna piosenka z Wysp Owczych z nastrojowym tłem.

Fine.