czerwiec 2018

Japonia (się) inspiruje

Japonia (się) inspiruje

Niektóre hollywoodzkie zżynki z Japonii można uznać za jak najbardziej wdzięczne i mile widziane. Przykładem animowana „Wielka Szóstka” – hołd dla Hayao Miyazakiego – ale po części także inne inspiracje Studiem Ghibli. Tym bardziej że Japończycy sami lubią pożyczać i remiksować, niektórzy powojenną (pop)kulturę tego kraju uznają za jeden wielki recykling twórców zachodnich.

Gorzej, gdy cytaty są nie tylko dosłowne – jak spadające cyfry z „Matrixa” – ale też decydują jakoś o istocie filmu i sięgają od ogółu do szczegółu. Chyba najbardziej bezczelnym przykładem było „Black Swan”, szczególnie przy doniesieniach, że twórcy filmu skrycie wykupili prawa do korzystania z japońskiego „Perfect Blue”, ale oficjalnie temu zaprzeczali (nie znam stanu tej sprawy na dziś).

Różnice między inspiracjami sympatycznymi a przykrymi ilustruje dla mnie seria anime „Zankyō no Terror”, którą właśnie obejrzałem z ciekawości, cóż reżyser Shinichirō Watanabe robił po najświetniejszej w świecie serii „Samurai Champloo”. Otóż:

– Jak się zainspirował: Główni bohaterowie filmu w miejscach swych niby-terrorystycznych wyczynów pozostawiają napis „Von”. Wkrótce pojawia się informacja, że lubią „muzykę z zimnej północy”. Na końcu, że muzyka ta pochodzi z Islandii.

– Jak zainspirował: Osią serii jest wątek grupki dzieci, na których eksperymenty prowadzi pewna organizacja związana z władzą. Cel: uczynić z nich nadludzi i wykorzystać jako broń. Dwoje z owych dzieci ucieka i po jakimś czasie robi nieco zamieszania. Nie mają imion, nazywają się „dziewiątka” i „dwunastka”, jest jeszcze „piątka”. A więc w ogóle i w szczególe „Stranger Things”.

Bez owych numerowanych dzieciaków nie byłoby „Stranger Things”. Za to Watanabemu cytowanie Sigur Rós nie było do niczego potrzebne, po prostu oddał fanowski hołd, trochą jak to robi Haruki Murakami. Poszczególnym gatunkom muzycznym Watanabe poświęcał zresztą już wcześniej kolejne odcinki „Cowboy Bebop”, a w najlepszym odcinku „Samurai Champloo” chodzi o hip-hop.

Co zabawne, Watanabe najczęściej wydaje się inspirować samym sobą. I w „Cowboy Bebop”, i w „Samurai Champloo”, i w „Zankyō no Terror” mamy poniekąd ten sam zestaw postaci: ich dwóch i ona. I zupełnie nie szkodzi.

 

Fine.


Math-pop i specyfiki lokalne

Math-pop i specyfiki lokalne

Jednym z naszych największych objawień bihajpowych było odkrycie, że rozmaite gatunki muzyczne mają swoje pomniejsze rozmaitości w poszczególnych regionach świata.

Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów jest nowa elektronika z Bliskiego Wschodu, która współczesne, „globalne” brzmienia miesza z zakurzonymi arabskimi tematami. Latynosi z kolei w swoją laptopową cyfryzację wstrzyknęli rdzenne rytmy. Oba te miksy są czymś unikatowym w skali świata i już przez to bezcennym, ale przynajmniej dla mnie – po prostu niebywale przyjemnym.

Taką też swoistość okazał się mieć math-rock z Azji, szczególnie Azji Południowo-Wschodniej i częściowo tej posługującej się znakami. Zupełnie niespodziewanie, bo tym razem nie chodzi wprost o cytowanie kultury lokalnej. Chyba mniej wprost przenika do tej muzyki natura samych mieszkańców.

W Europie czy Stanach math-rock kojarzy się raczej z ponurymi, molowymi, ciężkimi od mocnych przesterów rzeczami z pogranicza rocka i metalu. Tam – kolory, lekkość i słońce. Bardziej więc math-pop.

Tyle gadania, zapraszam do słuchania.

Fine.


Praca zespołowa

Praca zespołowa

Z jednej strony playlista za kwiecień i maj. Z drugiej nasze rekomendacje festiwalowe zdookołaświata, w tym podwójny akcent polski.

Mamy nadzieję coraz częściej korzystać z formuły pracy zespołowej i – skoro RODO powoli cichnie – wystartować też z bihajpowym newsletterem. Gdyby ktoś był zainteresowany, można dać znać mailem albo w komentarzu.

 

Fine.