Każdy artykuł o kontrowersyjnych – bo zbyt dociekliwych – lotniskowych skanerach ciał serwis Gazeta.pl miał w zwyczaju reklamować na stronie głównej miniaturką nagiej kobiety (18+). Właściwy tekst opatrywała już jednak nuda. Jak pokazuje obrazek powyżej, budziło to zrozumiałe niezadowolenie czytelników – jeśli dobrze liczę, zainteresowanie zaginioną laską wyraziło jeszcze 235 innych plusujących.
O polowaniu na kliki akurat nie przy użyciu biustów, ale nagłówków, piszę w nowej „Polityce”. Nagłówków w najlepszym wypadku radośnie ogólnikowych:
„Wpadka lidera zespołu Weekend”
(W jednym z wywiadów nazwał mieszkańców Turcji „Turcjanami”)
„Piękna, rudowłosa dzikuska w Polsce”
(Paramore i Asking Alexandria kolejnymi gwiazdami Impact Festival 2013)
„Gwiazdor przygotowuje się na śmierć”
(Stephen King nie chce, aby po śmierci inni autorzy kontynuowali jego powieści)
„Każda dziewczyna musi ją mieć w swojej szafie”
(Ołówkową spódnicę)
„Ta znana Polka jest rozchwytywana za granicą. Teraz połączy siły z inną niezwykłą artystką”
(Agnieszka Holland nakręci film według powieści Olgi Tokarczuk)
A w najgorszym bezczelnie mylących, miejscami obrażających. Choć zazwyczaj po prostu durnych:
„Wpadka brytyjskiego dziennikarza. Polacy są oburzeni”
„Skandal w telewizji. Widzowie są oburzeni”
„Te ubrania są nadal na topie. Zdziwieni”
Bo na takie kombo natknąłem się w onetowej kolumnie Rozrywka/Styl Życia/Plotki, gdy zbierałem materiały do artykułu.
.
Jako że alfą i omegą powyższego procederu są wyświetlenia bannerów, postanowiłem przy tej okazji porozmawiać z największymi wrogami sieciowej reklamy: twórcami AdBlocka. Według Tilla Faidy, który prowadzi projekt wespół z Wladimirem Palantem, reklama ta jest do niczego:
Ludzie są coraz bardziej poirytowani krzykliwymi bannerami, klipami promocyjnymi, śledzeniem naszych poczynań w sieci. Dlatego coraz rzadziej na te reklamy zwracają uwagę. Przekłada się to na spadek dochodów serwisów internetowych i zmusza administratorów, by stawiali na promocję jeszcze bardziej napastliwą. I tak błędne koło się zamyka.
My za cel stawiamy sobie wypracowanie racjonalnego rozwiązania, które zadowoli obie strony: internautów i twórców stron. Na tym polega nasza inicjatywa Akceptowalne Reklamy. Jeśli zamiast bombardować użytkowników, podsuwa się im nieinwazyjne podpowiedzi, domyślny filtr AdBlocka je przepuści. Dzięki temu pomimo swej dyskrecji reklamy te okażą się bardziej skuteczne od pstrokatych bannerów – bo te blokujemy. Im więcej twórców stron to zrozumie, tym przyjemniejsze będzie surfowanie po internecie. A zarazem na udostępnianiu darmowych treści wciąż będzie można zarobić.
.
Spytałem też o głośną sprawę francuskiego dostawcy internetu, który zamierzał domyślnie czyścić sieć z reklam jeszcze na poziomie łącza. Plany pokrzyżował rząd. Ku mojemu zaskoczeniu Faida również okazał się sceptykiem:
Sam pomysł pokazuje, że blokowanie reklam jest opcją mile widzianą przez użytkowników. Free obrało jednak błędną strategię. W AdBlocku nie chodzi o cenzurowanie internetu, lecz o wzmocnienie pozycji użytkownika. O dostarczenie mu narzędzia, dzięki któremu sam będzie decydował, jakie treści życzy sobie widzieć na ekranie. Proponujemy rozwiązanie podobne do telewizyjnego pilota.
Jeśli więcej osób będzie surfować z Adblockiem, blokując niepożądane elementy – skrypty śledzące czy zbyt agresywne reklamy – wówczas zmusi to firmy do włożenia większego wysiłku w zagwarantowanie odwiedzającym pozytywnych doświadczeń. I właśnie dlatego nie należy blokować reklam na poziomie routera. Internet i użytkownicy zyskają więcej, jeśli każdy z nas podejmować będzie takie decyzje samodzielnie.
.
AdBlockowi codziennie przybywa ponoć 100 tysięcy nowych klientów. Ale swawole tytularnych biegłych ukrócić może zwykłe zmęczenie wodzonych na pokuszenie. Według danych Megapanel PBI/Gemius strona główna Onetu straciła w ciągu roku milion comiesięcznych użytkowników. Głównemu konkurentowi – Wirtualnej Polsce – ubyło 800 tysięcy gości. W podobnym tempie kurczy się klikbaza O2.pl oraz Interii. „Wydawcy przerażeni”?
.