marzec 2024

Dekada pszczół

Dekada pszczół

Równo dziesięć lat temu usprawiedliwiałem się tutaj, dlaczego mimo pierwszego dnia wiosny nie piszę o Talk Talk. Powody były dwa: rozmówca odmówił mi rozmowy i właśnie tego dnia, po roku przygotowań, zadebiutował beehype.

Czytam swoje komentarze pod tamtym wpisem, przeglądam korespondencję z tamtego czasu, odezwał się wtedy do mnie nawet Robert Sankowski. I widzi mi się, że tamte przemyślenia są wciąż aktualne.

Mimo pewnej ekspansji muzyki nie po angielsku, o czym sam pisałem, i łatwego dostępu do „lokalnej” muzyki za sprawą globalizacji Spotify i reszty – gdy beehype startował, cokolwiek można było znaleźć tylko na YouTube i Soundcloudzie, ale często błagaliśmy zespoły o wrzucenie tam materiału – statystycznie ludzie wciąż słuchają głównie muzyki krajowej i anglosaskiej. Mimo że oglądają, czytają i zjadają wynalazki ze świata całego.

Byłem przekonany tę dekadę temu, że powszechną oczywistością stanie się to, co postulujemy i wyrośnie nam taka konkurencja, że będzie trzeba zamknąć ten ul. Tymczasem inicjatyw tego typu wręcz ubyło: znikł Music Alliance Pact i globalne rekomendacje Guardiana, znikły też zżynki z beehype’a – za jedną okazał się stać nasz francuski korespodent, który kilka miesięcy wcześniej dziwnie przestał podrzucać rekomendacje.

Wychodzi więc na to, że wciąż możemy się przydać garstce obieżyświatów, że nadal warto to ciągnąć w tej czy innej formule: o nią od dłuższego czasu sam siebie pytam. Aktualna pozostaje na pewno motywacja osobista: nadal nic nie cieszy mnie jako słuchacza i dziennikarza jak to, gdy znajduję kogoś ciekawego i nieznanego z Japonii, Chile, Turcji czy Czech. Wspominałem tutaj w dniu debiutu beehype’a:

W ostatnich tygodniach spływała do mnie ta muzyka i mam poczucie, że to był najprzyjemniejszy muzycznie miesiąc w moim życiu.

Szczęśliwie wciąż ta muzyka spływa i mam poczucie, że to była najprzyjemniejsza muzycznie dekada w moim życiu.

A tej przyjemności dopełnia prezent, jaki sobie i Wam przyszykowaliśmy z okazji dziesiątych urodzin: kolekcję klasyków. Gdybyśmy anglosasów nie olewali i gdybym to ja odpowiadał za brytyjską selekcję, to bez wątpienia pojawiłoby się tam i Talk Talk.

 

 


Wertykale albo wcale

Wertykale albo wcale

„Jak zaczniesz, to już nie skończysz” – rzekł mi prawie cztery lata temu kuzyn z Pienin, gdy pierwszy raz pobiegłem z nim w góry, po ucieczce z miasta po długim lockdownie. Wyśmiałbym go wtedy, ale brakowało mi tchu.

Miał rację. Powody próbuję wyjaśnić w nowej Polityce. A zdjęcie z dzisiejszego wertykału, oczywiście Pieniny.


Szmery Madery

Szmery Madery

W ciągu trzech lat udało mi się trzy razy odwiedzić Maderę (i planuję kontynuować ten trend), więc chyba uczciwie polecam w nowej „Polityce” podróż na tę niezwykłą wyspę.

Na papierze i nie tylko zmieściła się nawet wzmianka o moich dwóch ulubionych miejscówkach na zachodnim skraju Madery:

Strefę słońca zamykają na zachodzie dwa sąsiadujące, lecz jakże różniące się miasteczka. Jardim do Mar to zwarty labirynt wąskich chodników wyłożonych czarno-białymi kamieniami, z otaczającą wszystko półkolem nadmorską promenadą i wszechobecnymi kotami. Z kolei Paul do Mar ciągnie się kilometrami wzdłuż falochronu, od przystani rybackiej po sady bananowe, a po drodze włóczą się psy. W obu można się poczuć jak na końcu świata, choć to tylko koniec Europy: najbliższa za wielką wodą jest Brazylia.