Andrew Thomas – Between Buildings And Trees (Kompakt)
Nie wiem czy istnieje jeszcze coś takiego jak typowy rock, typowy hip-hop albo typowy metal. Ale typowy ambient na pewno. Eno-pochodny, stosunkowo melodyjny, bazujący na syntetycznych plamach dźwiękowych oraz klawiszowych przypływach i odpływach, regulujących natężenie jednego i tego samego nastroju – rzecz jasna umiarkowanego. Ani dark, ani black, ani industrialny, ani organiczny, ani zerkający w stronę neoklasyki. Ambient par excellence: „As ignorable as it is interesting”.
Gdyby więc zebrać kilkanaście klasycznych wydawnictw tego niby-gatunku z ostatnich trzech dekad z dwoma latami, a następnie zmiksować je razem – bądź też wyciągnąć średnią – rezultat musiałby przypominać muzykę Andrew Thomasa. Kompakt sam to zresztą świadomie określa terminem „Ambient Pop” (jeszcze lepsze byłoby „Pop Ambient”), wydając co roku zatytułowaną w ten sposób składankę. A na niej już od dobrych kilku lat Nowozelandczyk stale gości. (Sklep Amazon też ma taką kategorię, ale mieszczą się tam przedziwne rzeczy).
W modny i chyba wyeksploatowany już schemat wpisuje się także metoda Thomasa, który łączy pojedyncze dźwięki fortepianu ze ścinkami starych kaset i czterośladów, by później ubrać je w okazałe syntezatorowe akordy. Brzmi to miękko, organicznie, czasem podniośle, toteż skutecznie koi cywilizacyjne bóle. Ale głębsza eksploracja nie sensu: my to wszystko już znamy. Zagadką pozostaje dla mnie jedynie okładka stylizowana na wydawnictwa ECM. Chwyt marketingowy? Ukłon Kolonii w kierunku Monachium? Tak czy inaczej, podobno przedstawia nowozelandzką tęczę.
Do wiosennego słońca fantastycznie mi pasuje właśnie elektro-akustyczny ambient, lekki, eteryczny, o zróżnicowanych fakturach. Z nowszych rzeczy szczególnie polecam Minamo dla 12k i Federico Duranda dla Spekk, a z nie tak nowych np. Fjordne: http://www.fjordne.com/ . Strasznie dużo tego typu rzeczy słucham ostanio.
Ano zrobiła się nam pogoda bardzo fenneszowa. Duranda sprawdzę – dzięki, a nowe Minamo jest (są) bardzo przyjemne i brzmi ślicznie. A wiesz może, skąd wziął się u 12k zwyczaj podawania czasu trwania płyty na okładkach? W tamtym roku choćby u Tomasza Bednarczyka.
Zdaje się, że wprowadzili to w 2003 roku, kiedy się przerzucili na digipaki, ale skąd taki pomysł, to nie wiem.