Jak Jamie Lidell pokonał Stodołę

Po wczorajszym koncercie nie użyję już nigdy zwrotu „Stodoła zabrzmiała jak zwykle”. Jamie Lidell i towarzysząca mu biało-czarna piątka (w proporcji 4:1) wzorcowo nagłośnili zmęczone ściany tego bunkra, co było zresztą niezbędne przy muzyce tak złożonej wokalnie – nie śpiewali tylko perkusista i basisto-gitarzysta.

Zabawna była ta wszechstronność zespołu: długowłosy klawiszowiec chwilami odpowiadał także za bas, a ponadto pląsał. Gitarzysta pogrywał na małym syntezatorze i robił świetne chórki. Perkusjonalista pewnego razu wskoczył za perkusję właściwą, a potem dał fantastyczny popis wokalny (czarny głos to czarny głos – przy całym uznaniu dla Lidella).

No i trzeci raz w tym miesiącu – bo przecież Public Enemy, bo przecież Yeasayer – przyłapałem się na myśli: „Takiej publiczności jeszcze nie widziałem”. A zdarzyło się to przy chóralnym wykonaniu niełatwej przecież wokalizy „Another Day”.

Nieco więcej o tym koncercie w wybiórczej relacji.

Fine.




5 komentarzy

  1. PopUp pisze:

    Moim zdaniem niepotrzebnie grali 2 godziny. Jakby skończyli po 90 minutach, byłoby idealnie. Bisy po „Compass” były męczące. A propos beatboxu – kiedyś Jamie grał całe koncerty w ten sposób, na wokalu i loopach, prawie bez sampli. Tak grał w Warszawie w 2005, po „Multiply”. A chwilę potem zaczął grać z zespołem, który zresztą po „Compass” zmienił się kompletnie. Więc tylko „The City” zostało ze starej formuły. Choć wcześniej nie ocierało się o dubstepy.
    Fotorelacja w ramach uzupełnienia http://www.popupmusic.pl/no/28/galerie/226/jamie-lidell

  2. PopUp pisze:

    Perskusjonalista to był Guillermo Brown? To powinni go wystawić na sam przód sceny. On grał na bębnach choćby na „Optometry” Spooky’ego albo „Negrophilia” Mike’a Ladd. Kozak

  3. Mariusz Herma pisze:

    Nie chciałem tego głośno mówić, ale gdy Brown przejął na chwilę mikrofon to mocno zapragnąłem, żeby już tak zostało :-)

    Podpisuję się pod Twoimi pierwszymi dwoma zdaniami, ale obaj (zbyt?) często chodzimy na koncerty, więc w kwestiach niedosyt/przesyt jesteśmy lekko nieobiektywni. Dzięki za foty!

  4. SZ pisze:

    Ja się zastanawiam jak klawiszowiec przetrwał lata ’70…
    Wyglądał jakby kąpał się w kwasie albo pił z Charlesem Bukowskim

  5. Mariusz Herma pisze:

    Kiedy wkładał w usta rurkę talk boxa, to zastanawiałem się, czy dmucha, czy wciąga.

Dodaj komentarz