Sigur Rós – Valtari (EMI)
Dokładnie dziesięć lat temu Sigur Rós przeżyli apogeum swojej kariery. Świat jeszcze nie nacieszył się ich przełomowym albumem „Ágaetis Byrjun”. Już ukazywała się niewiele mniej fenomenalna płyta „( )”. Zespół krążył w ciasnej orbicie wokół Radiohead i to nie tylko dlatego, że Brytyjczycy dopisali Islandczyków do swojego tournée. Obdarzony nagłą atencją Reykjavik zareagował należycie, podsuwając Europie swoje kolejne talenty. Hossa trwała przez kilka lat.
Obecnie tak Sigur Rós jak ojczyzna grupy wyglądają na umęczone wydarzeniami lat ostatnich. Po wydaniu dwóch tyleż niezłych, co niespektakularnych płyt muzycy spróbowali podobno przedefiniować swoje brzmienie, ale poszukiwania te zwieńczyli wymazaniem wszystkich taśm i rozpoczęciem całej pracy od nowa. A przewalcowana kryzysem Islandia wciąż pogrążona jest w depresji nie tylko ekonomicznej. I być może do obu tych sytuacji nawiązuje tytuł szóstej płyty Sigur Rós – „Valtari” oznacza „walec”.
Tak też barwy tego albumu kojarzą się głównie z mrokami islandzkiej nocy polarnej. Nawet w porównaniu z debiutanckim „Von” zbyt mało tu melodii, by potrafiły ten pejzaż rozjaśnić. Charakterystycznym kreszendom brak zdecydowania i należytych kulminacji, a powszechnie opiewana magia Sigur Rós przygasła. I nawet za nastrój trudno ją bronić, bo „Valtari” nijak pasuje do nadchodzącego lata. Chociaż, prawdę mówiąc, zimą wahałbym się ją polecać jeszcze bardziej.
„Bluszcz”
.
O co chodzi z tymi Helsinkami? Może chodziło o Reykjavik?
Oj oczywiście, dzięki za szybką korektę, przekleiłem tekst przed własną. W druku na szczęście zgodnie z mapą.
To jeszcze tylko mała poprawka gramatyczna: „obdarzone nagłą atencją Reykjavik zareagowały”. Pozdrowienia i dzięki za inspiracje muzyczne.
Mieliśmy tu kiedyś zasadę, że trzecia korekta premiowana jest płytą, już blisko :-)
pozdrowienia!
To nie jest tak, że muzyka jest mniej więcej taka sama jak wtedy, tylko my jesteśmy dziesięć lat starsi?
Ciekaw jestem, jakie _dziś_ wrażenie zrobiłyby na mnie Nawiasy, gdyby ukazały się po raz pierwszy.
(Ostatni komentarz tak w nawiązaniu do Twojego poprzedniego tekstu również…)
Na ile można być takich rzeczy pewnym: absolutnie nie. W dzisiejszym Sigur Rós brakuje treści, a „klimat” próbuje ten fakt zasłonić. „Nawiasy” miały taką treść, że wystarczało samo pianino.
Oglądałem ostatnio znakomity film „Jiro śni o sushi”. W komentarzu do nieraz absurdalnych działań kuchennych (np. ileś tam godzin masowania ośmiornicy przed dalszą obróbką) arcystary arcymistrz sushi stwierdza, że każdy ze składników ma swój „moment wyśmienitości” i chodzi o to, żeby je wszystkie na tych momentach przyłapać.
Zespoły chyba też mają takie swoje momenty wyśmienitości.
Tytuł płyty potwierdza, że Sigur Rós byli już masowani zbyt długo ;>