Rzeczywiście, na tle rocka hip-hop bardzo słabo, ale co powiedzieć o klasyce? Nawet przy tak ograniczonym wyborze, trudno ogarnąć brak Szymanowskiego i Lutosławskiego.
Z jednego Chopina faktycznie można by zrezygnować na rzecz młodszych pokoleń – choć skoro Acid Drinkers, Dżem i Niemen też występują dwukrotnie… :-) Przede wszystkim oddałbym wieszcza w ręce rodzimych pianistów. Od Rubinsteina po Blechacza, jest w kim wybierać.
Z całym szacunkiem, ale Preisner też szedłby pod topór. Gdzie Rzym, gdzie Krym. Przecież mówimy o „Muzykach żałobnych”, „Koncercie fortepianowym” w wykonaniu Zimermana czy – po prostu – „Królu Rogerze”. Choć muszę przyznać, że akurat w tym roku przeoczenie Lutosławskiego, trąca cokolwiek sympatyczną perwersją.
Wychodzi tutaj gust autora, ale być może też nie taki głupi zamysł, by ewentualnych odrzuconych poprzednimi czterema „poważnymi”, doniosłymi pozycjami skusić czymś kompletnie innym – a nie „Rogerem” czy „Muzyką żałobną”, której 99,99% Polaków nie słyszało (i pewnie my obaj jeszcze kilka lat temu). W tym kontekście może w pierwszym rzędzie należałoby okroić jednak zdublowanego Chopina, raczej niż wywalać rmfclassicowego Preisnera na rzecz kolejnej filharmonicznej ortodoksji.
Co do całokształtu: w szczegółach same problemy – choć każdy wytknie inne – ale autor zaimponował mi samą próbą. Taki zestaw dawno temu powinien był skonstruować IAM czy inna NiNA. I trąbić o tym na pół świata. Ile to razy wrzucałem w Google „the best [nazwa kraju] albums ever” i nie otrzymywałem żadnego sensownego wyniku. Co daje wyszukiwanie „best polish albums ever”? Na czele anonimowa lista z RYM, a dalej same pomyłki:
Kwestia gustu, ale moim zdaniem Pollini niedobrze interpretuje Chopina, zbyt romantycznie :) Lista pominiętych w przypadku jazzu jest moim zdaniem wyjątkowo długa. Raczej nie poleciłbym nikomu tego zestawienia.
Czyli ta lista powstała wyłącznie w oparciu gusta jej autora? Mariusz, może pokusisz się o swoją wersję? Z drugiej strony brakuje mi obiektywnego wyznacznika umieszczania zespołów na tej liście – słuchalność/odtworzenia na youtube/sprzedaż płyt (nie/nie/nie). ma ktoś jakiś pomysł?
Wolałbym raczej ogłosić pospolite ruszenie i wyciągnąć taki niezbędnik może nie z głosów wszystkich krytyków i krytykujących pasjonatów, ale przynajmniej jakiegoś pokoleniowego wycinka.
Alternatywa – przejrzeć po prostu gatunkowe zestawienia na RYM :-) Dla polskiego jazzu wygląda to następująco:
1. Krzysztof Komeda – Astigmatic (1966)
2. Tomasz Stańko – Litania (1997)
3. Tomasz Stańko – Music for K (1970)
4. Czesław Niemen – Niemen vol. 2 (1972)
5. Zbigniew Seifert – Man of the Light (1976)
6. Andrzej Trzaskowski – Quintet (Polish Jazz, Vol. 4) (1965)
7. Tomasz Stańko – Lontano (2006)
8. Tomasz Stańko – Suspended Night (2004)
9. Tomasz Stańko – Twet (Polish Jazz, Vol. 39) (1974)
10. Contemporary Noise Quintet – Pig Inside the Gentleman (2006)
Gdy głosujących ograniczyć do Polaków, Seiferta wypycha z pierwszej piątki Contemporary Noise Quintet.
Dla porównania top plebiscytu radiowej Dwójki:
1. Krzysztof Komeda, „Astigmatic”, Polskie Nagrania 1966
2. Krzysztof Komeda, muzyka do filmu „Nóż w wodzie”, różne wydania
3. Tomasz Stańko, „Litania”, ECM 1997
4. Zbigniew Namysłowski, „Winobranie”, Polskie Nagrania 1973
5. Zbigniew Namysłowski, „Kujawiak Goes Funky”, Polskie Nagrania 1975
6. Leszek Możdżer, „Piano”, ARMS 2004
7. Tomasz Stańko, „Soul Of Things”, ECM 2002
8. Tomasz Stańko, „Music For K”, Polskie Nagrania 1970
9. Leszek Możdżer, „Chopin. Impresje”, Polonia 1994
10. Zbigniew Seifert, „Kilimanjaro”, Poljazz 1978
A oto RYM-owy top hiphopowy:
1. Dinal – W Strefie Jarania I W Strefie Rymowania (2006)
2. Kaliber 44 – Księga Tajemnicza. Prolog (1996)
3. Grammatik – Światła miasta (2000)
4. Pezet-Noon – Muzyka poważna (2004)
5. Łona – Koniec żartów (2001)
6. Flexxip – Ten Typ Mes i Emil Blef: Fach (2003)
7. Ten Typ Mes – Alkopoligamia: Zapiski Typa (2005)
8. Kaliber 44 – Księga Tajemnicza. Prolog (1996)
9. Łona – Nic dziwnego (2004)
10. Wilku – Me, Myself and I (2006)
Zgdazam się z powyższymi uwagami, ale jednak broniłbym Preisnera jako przedstawiciela muzyki filmowej, która jest jednak czymś osobnym i też wartym odnotowania. Muzyka filmowa jest z założenia ilustracyjna i jako taka powinna być traktowana osobno od autonomicznej partyturowej. Gdyby tu było „Requiem dla mojego przyjaciela” to bym się krzywił, ale jednak jako kompozytor filmowy, ilustracyjny, to Preisner w filmach Kieślowskiego się sprawdzał i jednak jest jakąś marką. Jedynym zamiennikiem mógłby być Konieczny, ale jego muzyka filmowa nie jest tak dobrze znana, poza tym jest już w innym dziale, podobnie jak Komeda.
Pokoleniowe w sensie „epokowym” – chodzi mi o ludzi korzystających z dobrodziejstw sieci, niezaszufladkowanych, którym określenie „festiwal muzyczny” kojarzy się raczej z Open’erem i Offem niż Doliną Charlotty (czy Opolem). I nie chodzi o to, że tamci nie mają prawa głosu, ale ze względu na grupę docelową – głównie dzieci sieci. Redakcję Teraz Rocka można by poprosić o propozycje dla Rolling Stone’a :-)
A muzyce filmowej najlepiej byłoby chyba podarować oddzielny werset w tej grafice.
Łatwo się czepiać ale trochę za mało ulicy w tym hip hopie.
Rzeczywiście, na tle rocka hip-hop bardzo słabo, ale co powiedzieć o klasyce? Nawet przy tak ograniczonym wyborze, trudno ogarnąć brak Szymanowskiego i Lutosławskiego.
Z jednego Chopina faktycznie można by zrezygnować na rzecz młodszych pokoleń – choć skoro Acid Drinkers, Dżem i Niemen też występują dwukrotnie… :-) Przede wszystkim oddałbym wieszcza w ręce rodzimych pianistów. Od Rubinsteina po Blechacza, jest w kim wybierać.
Z całym szacunkiem, ale Preisner też szedłby pod topór. Gdzie Rzym, gdzie Krym. Przecież mówimy o „Muzykach żałobnych”, „Koncercie fortepianowym” w wykonaniu Zimermana czy – po prostu – „Królu Rogerze”. Choć muszę przyznać, że akurat w tym roku przeoczenie Lutosławskiego, trąca cokolwiek sympatyczną perwersją.
„Muzyce żałobnej”
Wychodzi tutaj gust autora, ale być może też nie taki głupi zamysł, by ewentualnych odrzuconych poprzednimi czterema „poważnymi”, doniosłymi pozycjami skusić czymś kompletnie innym – a nie „Rogerem” czy „Muzyką żałobną”, której 99,99% Polaków nie słyszało (i pewnie my obaj jeszcze kilka lat temu). W tym kontekście może w pierwszym rzędzie należałoby okroić jednak zdublowanego Chopina, raczej niż wywalać rmfclassicowego Preisnera na rzecz kolejnej filharmonicznej ortodoksji.
Co do całokształtu: w szczegółach same problemy – choć każdy wytknie inne – ale autor zaimponował mi samą próbą. Taki zestaw dawno temu powinien był skonstruować IAM czy inna NiNA. I trąbić o tym na pół świata. Ile to razy wrzucałem w Google „the best [nazwa kraju] albums ever” i nie otrzymywałem żadnego sensownego wyniku. Co daje wyszukiwanie „best polish albums ever”? Na czele anonimowa lista z RYM, a dalej same pomyłki:
Kwestia gustu, ale moim zdaniem Pollini niedobrze interpretuje Chopina, zbyt romantycznie :) Lista pominiętych w przypadku jazzu jest moim zdaniem wyjątkowo długa. Raczej nie poleciłbym nikomu tego zestawienia.
Czyli ta lista powstała wyłącznie w oparciu gusta jej autora? Mariusz, może pokusisz się o swoją wersję? Z drugiej strony brakuje mi obiektywnego wyznacznika umieszczania zespołów na tej liście – słuchalność/odtworzenia na youtube/sprzedaż płyt (nie/nie/nie). ma ktoś jakiś pomysł?
Wolałbym raczej ogłosić pospolite ruszenie i wyciągnąć taki niezbędnik może nie z głosów wszystkich krytyków i krytykujących pasjonatów, ale przynajmniej jakiegoś pokoleniowego wycinka.
Alternatywa – przejrzeć po prostu gatunkowe zestawienia na RYM :-) Dla polskiego jazzu wygląda to następująco:
Gdy głosujących ograniczyć do Polaków, Seiferta wypycha z pierwszej piątki Contemporary Noise Quintet.
Dla porównania top plebiscytu radiowej Dwójki:
A oto RYM-owy top hiphopowy:
Ach te Twoje ciągoty „pokoleniowe”;)
Zgdazam się z powyższymi uwagami, ale jednak broniłbym Preisnera jako przedstawiciela muzyki filmowej, która jest jednak czymś osobnym i też wartym odnotowania. Muzyka filmowa jest z założenia ilustracyjna i jako taka powinna być traktowana osobno od autonomicznej partyturowej. Gdyby tu było „Requiem dla mojego przyjaciela” to bym się krzywił, ale jednak jako kompozytor filmowy, ilustracyjny, to Preisner w filmach Kieślowskiego się sprawdzał i jednak jest jakąś marką. Jedynym zamiennikiem mógłby być Konieczny, ale jego muzyka filmowa nie jest tak dobrze znana, poza tym jest już w innym dziale, podobnie jak Komeda.
Pokoleniowe w sensie „epokowym” – chodzi mi o ludzi korzystających z dobrodziejstw sieci, niezaszufladkowanych, którym określenie „festiwal muzyczny” kojarzy się raczej z Open’erem i Offem niż Doliną Charlotty (czy Opolem). I nie chodzi o to, że tamci nie mają prawa głosu, ale ze względu na grupę docelową – głównie dzieci sieci. Redakcję Teraz Rocka można by poprosić o propozycje dla Rolling Stone’a :-)
A muzyce filmowej najlepiej byłoby chyba podarować oddzielny werset w tej grafice.
A czemu nie ma w ogóle kategorii „elektronika”/”nowe brzmienia”?
Drugi komentarz pod podanym adresem:
„Słuszna uwaga, elektroniki jakoś wtedy nie mogłem znaleźć dobrej, Kamp!u jeszcze nie było ;)”
No tak, nie wziąłem pod uwagę, że dobra polska elektronika pojawia się dopiero od 2012 roku.
Autor dziś bardzo się zdziwił czytając swój ulubiony blog muzyczny i widząc swoje skromne dzieło na stronie głównej ;)
Zamierzam zabrać się za drugą wersje uwzględniając sugestie użytkowników portalu Strims (gorąco polecam swoją drogą), jak i także wasze propozycje.
Pozdrawiam!
Aha, domena bestpolishmusic.pl/.com wciąż wolna :-)
http://strims.pl/s/Muzyka/tw/wajywb/esencja-polskiej-muzyki-podejscie-drugie :)
I tak Wodecki w ciągu paru miesięcy awansował do kanonu polskiego popu.