Obfita sobota na Offie

Obfita sobota na Offie

Wielu zapamięta tegoroczny Off z koncertów, które się nie odbyły. Począwszy od The Kills, przez GZA, po Zomby i mającego zastąpić tego przedostatniego Wileya.

Tyle że dzięki temu chociażby koreańskie Jambinai zasłużenie stało się gwiazdą sobotniego wieczoru Off Festivalu. Na głównej scenie ich mix post-rocka, etno i kulminacji głośniejszych frakcji wybrzmiał pięknie i potężnie, ludzie sami się schodzili. A chwalącemu ich potem Arturowi Rojkowi chciałbym przypomnieć, że początkowo ustawiono ich w programie na środek nocy. ¯\_(ツ)_/¯

Wcześniej największy chyba aplauz festiwalu zebrali Japończycy z Goat. Znałem ich m.in. z bihajpowego podsumowania, ale słuchanie nagrań a oglądanie na żywo, to jak słuchanie wykładu z matematyki wyższej a bycie jedną ze zmiennych. Stereotypowo azjatycka precyzja wykonania była, ale była też wirująca czupryna perkusisty i fantastyczne skąpstwo w dawkowaniu wybuchów.

Imponującą imprezę urządził ze swoimi dwoma bębniarzami egipski Islam Chipsy, w związku z czym po występie planowanym dostał bonusowy na scenie głównej (w miejsce Wileya). Wcześniej konkurował z nim o podrygi publiczności Janusz Prusinowski i jeśli przegrał, to tylko dlatego, że realizatorzy zapomnieli włączyć subwoofer.

I wreszcie 70-letni ciałem, 30-letni duchem Orlando Julius z zespołem The Heliocentrics. Zagrał chyba najfajniejszy koncert afrobeatowy, jakiego byłem świadkiem. Kończąc dla mnie jeden z najlepszych dni Offowych, w jakich przez te lata uczestniczyłem. A może to było Skrzyżowanie Kultur?

Foto z sieci.

Fine.




Dodaj komentarz