Pszemcio – no niezbyt mi się podobają. Poza Dylanem w zasadzie w ogóle. Ot, pagórki (jeśli można tak nazwać Bobrowiec i Błyszcz), wejdziesz i nawet nie zauważysz.
A’propos Dylana: uważam, że to piękna ironia: pamiętam jak gdzieś czytałem, jak młody Waits się przyznawał do inspiracji Dylanem. A teraz Dylan brzmi trochę jakby próbował podrobić Waitsa, i to sprzed 20 lat albo i lepiej… tyle, że mu to średnio(ale nie źle) wychodzi.
No nie wiem, zależy właśnie co obejmuje ten krajobraz? Może tylko płyty, które przesłuchałeś na urlopie, bo jak inaczej wytłumaczyć, że zakochałeś się w Blue Roses, ale nawet pagórka jej nie przyznałeś. :) A ja spodziewałem się też znaleźć tu Bat for Lashes, Barzin, może Cymbals Eat Guitars, Phoenix, Low Frequency in Stereo czy Elysian Fields. To wszystko chyba w Twoich klimatach, a wydaje mi się, że i całkiem niezłe.
PS. Zapomniałem o nowym Khanate, którym na pewno zasłuchujesz się do poduszki. ;P
Przeceniasz mnie! Połową z nich nawet się nie zdążyłem zainteresować, a Khanate w ogóle nie kojarzę – cóż to? Ale po Twojej rekomendacji – tradycyjnie sprawdzę.
A ten krajobraz to dość losowe zestawienie płyt, o których chciałem / powinienem był ostatnio napisać, ale się nie udało – czy to z braku ochoty, czy to z braku czasu. Część to płyty bardziej do słuchania, niż do pisania o (od The Noisettes po Basinskiego). O Wilco i Speech Debelle będzie w Przekroju.
Mówiąc krótko: nie chciałem wyjeżdżać na urlop z zaległościami, więc nadrobiłem hurtem i znów startuję z czystym kontem.
Khanate może lepiej nie sprawdzaj… ;) Posłuchaj za to Barzin „Notes to an Absent Lover” i powiedz mi, czy słusznie się podniecam muzyką, która jest taka ckliwa i zwyczajna?
no ale stary, Kasabian? nowa PJ? Ostatni Dylan? To raczej nie są szczyty?
tylko nie zapomnij kartki wysłać;]
Pszemcio – no niezbyt mi się podobają. Poza Dylanem w zasadzie w ogóle. Ot, pagórki (jeśli można tak nazwać Bobrowiec i Błyszcz), wejdziesz i nawet nie zauważysz.
A’propos Dylana: uważam, że to piękna ironia: pamiętam jak gdzieś czytałem, jak młody Waits się przyznawał do inspiracji Dylanem. A teraz Dylan brzmi trochę jakby próbował podrobić Waitsa, i to sprzed 20 lat albo i lepiej… tyle, że mu to średnio(ale nie źle) wychodzi.
Bardzo miło, że Speech została najwyższym szczytem do zdobycia. Oby się utrzymała do końca roku.
no, już myślałem, że jestem odosobniony w opinii, że nowe Kasabian to raczej „nie” niż „tak”, a jeśli już „tak”, to z dużym znakiem zapytania.
pomyśleć że 2 tyg temu byłem na Bystrej i całe 2 tyg we wrześniu ub roku spędziłem w Tatrach Zachodnich…
A jaki to jest region geograficzny na tym obrazku?? Bo dużo tegorocznych tytułów, których bym się po Tobie spodziewał, jakoś nie uświadczyłem…
Arturze, czego brak? Konkrety, konkrety!
No nie wiem, zależy właśnie co obejmuje ten krajobraz? Może tylko płyty, które przesłuchałeś na urlopie, bo jak inaczej wytłumaczyć, że zakochałeś się w Blue Roses, ale nawet pagórka jej nie przyznałeś. :) A ja spodziewałem się też znaleźć tu Bat for Lashes, Barzin, może Cymbals Eat Guitars, Phoenix, Low Frequency in Stereo czy Elysian Fields. To wszystko chyba w Twoich klimatach, a wydaje mi się, że i całkiem niezłe.
PS. Zapomniałem o nowym Khanate, którym na pewno zasłuchujesz się do poduszki. ;P
Przeceniasz mnie! Połową z nich nawet się nie zdążyłem zainteresować, a Khanate w ogóle nie kojarzę – cóż to? Ale po Twojej rekomendacji – tradycyjnie sprawdzę.
A ten krajobraz to dość losowe zestawienie płyt, o których chciałem / powinienem był ostatnio napisać, ale się nie udało – czy to z braku ochoty, czy to z braku czasu. Część to płyty bardziej do słuchania, niż do pisania o (od The Noisettes po Basinskiego). O Wilco i Speech Debelle będzie w Przekroju.
Mówiąc krótko: nie chciałem wyjeżdżać na urlop z zaległościami, więc nadrobiłem hurtem i znów startuję z czystym kontem.
Khanate może lepiej nie sprawdzaj… ;) Posłuchaj za to Barzin „Notes to an Absent Lover” i powiedz mi, czy słusznie się podniecam muzyką, która jest taka ckliwa i zwyczajna?
Niestety już zdążyłem posłuchać. Ostatni półgodzinny dron niczego sobie…
A o Bat For Lashes pisałem tutaj
Najlepszym materiałem Khanate jest niewątpliwie debiut, ale to raczej dzięki idealnemu wyważeniu proporcji, bo styl ten sam, więc nie polecam.