Widziałeś już „Avatara”?
Jak się okazało, widziałem. Latające wyspy widziałem w „Podniebnym zamku Laputa”, figlarnej animacji Hayao Miyazakiego z 1986 roku. Ujeżdżane przez Na’vi pterodaktyle niepokojąco przypominały mi szybowiec, na którym dokazywała tytułowa bohaterka starszego o dwa lata „Nausicaa z Doliny Wiatru”, także animacji i także Miyazakiego. (Z tego samego filmu Wachowscy zaczerpnęli scenę wskrzeszenia Neo w ostatniej części „Matrixa”).
Sama postać „Avatarowej” lokalnej dzikuski oraz jej trudna przyjaźń z tajemniczym obcym, która to relacja uratuje wielu przed masywnym zniszczeniem, a także wszystkie te ekologiczno-pogańskie historie, święte drzewo, uzdrawiająca moc jego korzeni – to już spłycony cover „Księżniczki Mononoke” tego samego reżysera. Fuj.
Mariusz, piszę do Ciebie świeżo po spektaklu filmu Avatar. Wrażenie: przyjemna bajeczka. Tak głupie, że aż trochę wstyd, że się wciągnąłem.
Było natomiast coś miłego. Latająca wyspa Laputa, motyw życia w drzewie, atakujące zwierzęta z Doliny Wiatru czy czułki jako nośniki energii dobra/energii spójności/energii miłości. Wszystko takie samo, tylko przetłumaczone na amerykański.
Ano, trudno było przegapić. Niestety nie pamiętam, by którykolwiek z recenzentów i niezliczonych eseistów wspomniał choć słowem. Cała para poszła w 3D.
W najbliższym miesiącu TVP Kultura wyświetli jedenaście filmów Studia Ghibli – niepowtarzalnej i zaiste godnej naśladowania wytwórni sensownych animacji. Od trzydziestu lat Studiem kieruje wspomniany Miyazaki i to jego filmom należy się pierwszeństwo:
– mądrościowa, nieco sentymentalna „Nausicaa z Doliny Wiatru”
– mój ulubiony „Mój sąsiad Totoro” (zaproś wszystkie dzieci z sąsiedztwa; i ich rodziców)
– spektakularny wizualnie – nawet po siedmiu latach – „Ruchomy zamek Hauru”
Pastelowa, prześmiewcza „Rodzinka Yamadów” Isao Takahaty to także majstersztyk. Co do muzyki, to nadworny kompozytor Ghibli Joe Hisaishi raczej podzieli publiczność – ja uwielbiam. Wszystkie seanse o godz. 20.:
• 7 lutego – Nausicaa z Doliny Wiatru, reż. Hayao Miyazaki, 1984
9 lutego – Laputa – podniebny zamek, reż. Hayao Miyazaki, 1986
• 10 lutego – Mój sąsiad Totoro, reż. Hayao Miyazaki, 1988
14 lutego – Podniebna poczta Kiki, reż. Hayao Miyazaki, 1989
16 lutego – Szkarłatny pilot, reż. Hayao Miyazaki, 1992
17 lutego – Szopy w natarciu, reż. Isao Takahata, 1994
21 lutego – Rodzinka Yamadów, reż. Isao Takahata, 1999
23 lutego – Narzeczona dla kota, reż. Hiroyuki Morita, 2002
• 24 lutego – Ruchomy zamek Hauru, reż. Hayao Miyazaki, 2004
28 lutego – Opowieści z Ziemiomorza, reż. Goro Miyazaki, 2006
2 marca – Ponyo on a Cliff, reż. Hayo Miyazaki, 2008
Na liście brakuje trzech tytułów: epickiej „Księżniczki Mononoke” z 1997 roku, dzięki której o Studiu Ghibli usłyszały Stany Zjednoczone – w swojej ojczyźnie pogrążyła „Titanica”; oscarowego „Spirited Away – w krainie bogów” z 2001 roku, na wierzchu lekkiego, ale najeżonego symboliką tak, że dopiero w obecności japonistki udało mi się ją jako-tako ogarnąć; i jeszcze przygnębiający „Grobowiec świetlików” – II Wojna Światowa z drugiej strony frontu i z perspektywy dziecka. (Nie ma filmu Ghibli bez dziecka na pierwszym planie).
Wielokrotnie próbowałem umówić się na rozmowę z Miyazakim. Niestety w ostatnich latach Mr Miyazaki didn’t do a lot of interview. Udało mi się za to nawiedzić Muzeum Studia Ghibli, czyli ichni anty-Disneyland i chyba najbardziej rozkoszne miejsce z tych wzniesionych ludzką ręką. Kameralne pracownie analogowego animatora dla tych bardziej dorosłych oraz sieć tuneli, mostków i balkoników dostępnych – ze względu na wysokość stropu – tylko do pewnego wieku. Żadnych lunaparków, żadnych ludzi w pluszu i absolutny zakaz robienia zdjęć. I zapisy na miesiąc-dwa przed, o czym rzecz jasna nie miałem pojęcia, ale Polak potrafi.
po Avatarze zebralo mi sie na powtorke Nausikii. patrzylam na te monstrualne stwory, grzyby, wszystko trujace, odrazajace, skazone. a mimo to – budzace szacunek i gdzies tam piekne w tym calym toksycznym syfie. co mnie mialo ruszyc w Avatarze? ze ziemianie chca zniszczyc plastikowa dzungle? poraniona natura w Nausice przeraza i nie wiem nawet, czy nie wywoluje poczucia winy. obejrzalam do konca i gapilam sie w ekran monitora, wsciekla, ze nie moge tego obejrzec w kinie. ale moze dzisiaj uda mi się wbić na tv ojca:)
Luty miesiącem Miyazakiego. Dzięki za poinformowanie. : )
W większych miastach od czasu do czasu – w Warszawie co roku – któreś z kin urządza przegląd filmów Miyazakiego. Tak udało mi się złapać właśnie Nausikę, na której zależało mi najbardziej (notabene bardzo trafny opis tego strasznego-pięknego świata).
Ale taki Totoro też wiele zyskuje w warunkach kinowych. Za pierwszym razem oglądałem go sam na laptopie i w ogóle mnie nie ruszył. Po takim Hauru? Po Spirited Away? No way. Za drugim z rodziną – zachwyt. Ze znajomymi – jeszcze lepiej. W kinie – bomba.
Fajowa sprawa. Szkoda, że wczoraj przegapiłam pierwszy film. Nie jestem specjalną fanką, ale Księżniczka Mononoke zrobiła na mnie kiedyś niesamowite wrażenie, uwielbiam też Ruchomy zamek Hauru, który wolę o niebo bardziej niż Spirited Away. A swoją drogą, fantastyczne są te seanse tematyczne na TVP Kultura. W styczniu był tydzień z czeską nową falą i było tam wówczas parę klasyków absolutnie nie do znalezienia gdziekolwiek.
A Makkuro Kurosuke nie pojawiło się wcześniej w Totoro? ;P
To jest właśnie jeden z tych nielicznych momentów, kiedy żałuję, że nie mam telewizora..
Wiem natomiast ze sprawdzonego źródła, że za jakiś czas Multikino po raz kolejny zorganizuje festiwal anime. Być może znów wyświetlą coś mistrza Miyazakiego. W zeszłym roku udało mi się dzięki temu w końcu obejrzeć „Mojego sąsiada Totoro” (totalnie się zauroczyłam). Dodatkowo oglądanie anime wśród fanów gatunku ma też swój niewątpliwy urok.
> A Makkuro Kurosuke nie pojawiło się wcześniej w Totoro? ;P
Ma się rozumieć. W jednym z pokoi Ghibli Museum leżał sobie ogromny pluszowy Kotobus, do którego można było wejść i usiąść jak w Totoro – o ile było się w wieku Mei. A dokoła niego dziesiątki Makkuro Kurosuke do rzucania się. Pisk.
Ale fajny post, tego się nie spodziewałem:)
U nas najbardziej znane są Spirited Away, Hauru i ew. Grobowiec, tymczasem nie każdy wie, że Totoro jest najważniejszym filmem Ghibli (i Miyazakiego) dla samych Japończyków. To taki film świętość, który wszyscy znają i pokazują swoim dzieciom, a one potem pewnie pokażą swoim. To jest taka żelazna część ich dziedzictwa, jak Siedmiu samurajów (też każdy Japończyk zna) albo filmy Ozu.
Szkoda, że w Polsce po przelotnej modzie, dystrybutorzy stracili chęć do pokazywania tych filmów w kinach (brak ostatniego Miyazakiego) :(
Totoro jest najważniejszym filmem Ghibli (i Miyazakiego) dla „samych Japończyków” @ serio? świeżo po seansie jestem nieco zagubiony:/
Właściwa reakcja. A teraz obejrzyj jeszcze raz :-)
Totoro dla mnie rozczarowanie trochę. Tego typu historie familijne (gdyby pominąć uroczą fantastykę) same w sobie gorzej się sprawdzają w anime niestety. Wydają się zbyt ckliwe dla swojego dobra i lekko drażniące z ciągle wrzeszczącymi dziećmi :) Podobnie ma się sprawa z grobowcem świetlików, innym strasznie cenionym dziełem (choć w nim postawiono nacisk na zupełnie co innego). Pan Miyazaki o wiele lepiej się sprawdza dla mnie, gdy przenosi się w bardziej spektakularny, zupełnie wymyślony świat (Spirited Away). Co by nie mówić – ważny reżyser, który oferuje nam niewątpliwie wyjątkowy świat fantazji.
Ja właśnie powtórzyłem sobie Ruchomy zamek i jestem zachwycony. Podobnie jak ktoś wyżej tez chyba wolę ten film od Spirited Away (które oczywiście jest świetne).
Na liście brakuje kilka pozycji, zwłaszcza filmu Takahaty „Only Yesterday”. Bardzo nietypowa to rzecz, bo taki dramat obyczajowy, trochę zahaczający o filmy Ozu.
A jeśli chodzi o Avatara i Miyazakiego, to anime są kopalnią pomysłów dla Amerykanów. Wystarczy wspomnieć Wachowskich i Ghost in the Shell. A ostatnio mamy „Black Swan” Aronofksy’ego, który potężnie inspiruje się „Perfect Blue” Satoshi Kona. Ale przynajmniej robi to oficjalnie (wykupił prawa do PB). Pamiętam, że początkowo film anonsowany był hasłami typu „Aronofsky kręci remake znanego anime z Natalie Portman i lesbijską sceną”.
A na koniec pytanie. Nie znam kompletnie „Narzeczonej dla kota”. Jakie to jest i jak się ma do reszty Ghibli, bo zastanawiam się czy nie sprawić sobie boxu z tym filmem między innymi.
Ten wpis wywołał u mnie renesans zainteresowania Ghibli i anime w ogóle (bardziej niż TVP Kultura – od kilku lat z zasady nie oglądam filmów w telewizji, ale i tak chwała im za to co robią). No i zazdroszczę pobytu w Japonii;)
Czy celowo komentarze pod notką o ciszy są zablokowane?
Pewnie celowo.
I nie ma jak wytknąć błędu w nazwisku Cenetti, a ja tak to lubię… ;)))
Szkic to szkic!
Fripper – dla mnie Spirited jest ważne, bo chyba od niego zacząłem przygodę z Ghibli, ale w tej chwili daleko za Nausiką, Totoro, Hauru – te oglądałem już po 5-6 razy – i Mononoke.
„Narzeczona dla kota” to inna beczka: bardzo „bajkowa” (nie: baśniowa), dziecinna wręcz (ale nie tak, jak Totoro), wprawdzie z kilkoma fantastycznymi momentami, ale generalnie mniejszy kaliber – powiedzmy ten sam gatunek co Poczta Kiki.
Dzięki wielkie za info. Dzisiaj obejrzałem (a jednak) „Kiki” w TVP Kultura. Tego też wcześniej nie znałem. Bez zachwytów, ale ok.
Natomiast co do Hauru, to dość często spotykam się z opinią, że to jedno ze słabszych dzieł Miyazakiego (choćby u Eberta:
http://rogerebert.suntimes.com/apps/pbcs.dll/article?AID=/20050609/REVIEWS/50601002 ). Kompletnie się nie zgadzam. Ma swoje dziury ten film i kilka niejasności, które nie wiem czy są zamierzone, ale i tak za każdym razem lubię Ruchomy zamek jeszcze bardziej. Podobają mi się wieloznaczni bohaterowie (choć właściwe wszystko jest tu ambiwalentne), mądry wątek antywojenny (też przełamany lekkimi wątpliwościami) i brak moralizatorstwa. To taki bardziej film wywołujący refleksje niż typowa bajka z mądrym i jednoznacznym przesłaniem. No i nie ukrywam, że w pewnym momencie wątek nazwijmy ogólnie „ekologiczny” w filmach Ghibli trochę mnie zaczął nużyć, a tu miła odmiana. I bohaterka też mało typowa dla Miyazakiego. Poza tym świetnie się to ogląda i jest tu jeden majstersztyk – scena wychodzenia po schodach do pałacu.
A co do „ciszy” to polecam filmy Beli Tarra, z których „Gerry” jest niejako wywiedziony (choć pewnie to znany fakt).
Wizualnie Hauru nie ma konkurencji. No i jest… zabawny po prostu (mimo powagi tematu). Zabawny inaczej niż Totoro, Laputa czy Spirited.
A co do boksów: zmontowane są tak, by w każdym był jakiś killer i ewentualnie (zacne przecież) „wypełniacze”. Aczkolwiek zestaw Totoro/Spirited/Hauru to jest 10/10.
Tegoroczny Festiwal Muzyki Filmowej…
„zainauguruje koncert legendy japońskiego studia Ghibli – Joe Hisaishiego. Co ważne: będzie to pierwszy koncert kompozytora w Europie. Oskarowe Spirited Away: W krainie bogów czy Ruchomy Zamek Hauru z filmów Hayao Miyazakiego, suity z filmów Takeshi Kitano na monumentalny skład 250. wykonawców zabrzmią na scenie nowohuckiej Fabryki Snów – w hali ocynowni ArcelorMittal w Nowej Hucie pod batutą samego kompozytora”
http://www.fmf.fm/866/news/znamy-juz-program-4–festiwalu-muzyki-filmowej.aspx
Ponyo, Laputa & Porco Rosso pod koniec marca – Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków, Wrocław, Poznań, Szczecin, Łódź, Warszawa http://multikino.pl/pl/news/przeglad-filmow-anime-2-edycja/
[…] tego rodzaju inspiracjami w ostatnich kilkunastu latach trudno było nadążyć. Twórcy „Avatara” przerysowywali „Laputę” i „Księżniczkę […]