Kraftwerk zakończyło ośmioczęściowy maraton w Tate Modern, londyńskiej elektrowni przerobionej na galerię. Przez tydzień z kawałkiem prezentowali swoje dorosłe albumy studyjne począwszy od „Autobahn” z 1974 roku aż po młodsze o trzy dekady „Tour de France”. A do muzyki dorzucali trójwymiarowe wizualizacje – pomimo małobitowej prostoty bardzo efektowne. Mnie przypadło „Trans Europe Express”, co ostatecznie miało niewielkie znaczenie, bo jej odegranie zajęło może ćwiartkę występu, a potem poleciały przeboje z całej kariery. Więcej na temat koncertu i kontekstu na stronie Polityki,
Umiarkowanie wierzyłem w powodzenie całego pomysłu: bo muzealnictwo, bo granie na ekranie, bo nieco sztuczna zabawa w sztukę wysoką. Było świetnie. Dlatego szczerze zachęcam do odwiedzenia pod koniec czerwca poznańskiej Malty. Pod pewnymi względami Kraftwerk właśnie teraz – z jednym oryginalnym członkiem w składzie i całkiem już retro bez futuro – przeżywa apogeum kariery. Kursując między stadionami, gdzie gra u boku bogów EDM-u, jednocześnie nawiedza prestiżowe galerie, bo w Tate Modern powtarzali przecież wyczyn z nowojorskiego Museum of Modern Art. Wszystko to w opinii najbardziej wpływowej kapeli wszech czasów, nie zawsze z asekuracyjnym dopiskiem „po Beatlesach”.
*
Spóźniona koronacja Niemców zabawnie zbiegła się w Londynie z innym muzycznym poślizgiem, innej kariery nieoczekiwaną kulminacją. Całe miasto oklejone jest plakatami „The Rest Is Noise”, festiwalu muzyki współczesnej bazującego na książce Alexa Rossa o tym samym tytule. Wydanej w 2007 roku. Wyróżnionej Pulitzerem kilka miesięcy później. Której korzenie tkwią w artykule z sierpnia 1995 roku. Ross zdążył już wydać kolejne dzieło i prawie ukończyć biografię Wagnera, a oto znów musi nawijać o XX wieku. Jeśli pomysł również zacznie wędrować po świecie – błagam, niech ktoś to zrobi w Polsce – to okaże się, że w muzykopisaniu też można ustawić się na całe życie jednym celnym strzałem.
*
Skoro mowa o spóźnionych karierach: dzisiaj w najfajniejszej warszawskiej sali koncertowej uroczymi czternastowiecznymi Włochami zainaugurowała się kolejna edycja Mazovia Goes Baroque, czyli przeglądu muzyki (prawie) najstarszej.
.
Nie mam przez jakiś czas internetu w domu i ciężko mi nadążyć za nowymi wpisami:)
Bardzo zazdroszczę londyńskich przygód.
„bo nieco sztuczna zabawa w sztukę wysoką”
Czy ja wiem, czy taka sztuczna? „Wysokość” sztuki jest dość umowna, zmienia się, a czasem coś staje się „wysokie” z czasem. Być może jest do bardziej kwestia odbioru sztuki, niż jej samej. Poza tym, sam zauważyłeś, że w Kraftwerku od zawsze łączył się aspekt czysto artystyczny z popularnym. Kraftwerk to zresztą w takim samym stopniu zespół muzyczny, co i projekt konceptualny, więc do galerii się nadaje idealnie (podobnie rzecz się ma np. z Laibach).
Pod wpływem Twojego wpisu odkryłem, że Ross jakiś czas temu wyszedł u nas, więc pobiegłem do biblioteki i już mam. Nie mogę się doczekać lektury. Dzięki:)
Skończyła mi się kawa bezkofeinowa.
Masz oczywiście rację, szczególnie że po odczekaniu tych 20 lat Kraftwerk pokrył się warstewką patyny, która – paradoks – jak nic innego sprzyja byciu zaliczonym do „współczesności”.
A propos Alexa Rossa (miłej lektury), na jego festiwal nie udało mi się zajrzeć, ale w goszczącym go Southbank Centre upolowałem coś innego:
(dziecko nie jest elementem ekspozycji)