No, błędów językowych i merytorycznych w polskich gazetach jest pełno, rozumiem, że traktujesz to jako usprawiedliwienie takich błędów w swoich tekstach? ;).
Slowotworstwo chyba ciezko zakwalifikowac jako blad jezykowy. A poniewaz jakos w modzie jest tworzenie nowych form (glownie zenskich to fakt) od slow uzywanych powszechnie to doskonale moge zrozumiec ten „tacierzynski” :)
Mam „centrystyczne” podejście do poprawności językowej (jak i do wielu innych spraw). Nie lubię zaśmiecania języka, ale i puryzm nie mój. W „Przekroju” na szczęście można się w miarę swobodnie bawić słowami – „tacierzyństwo” jest dla mnie taką zabawą, nie błędem (szczególnie w tekście, którego luźny charakter zaznaczony jest już w tzw. leadzie).
Można o tym dyskutować w nieskończoność. Brałem udział w dostatecznej liczbie spotkań z przedstawicielami Rady Języka Polskiego, żeby zupełnie stracić wiarę w sens takich dyskusji. Na ostatnim pewien pan chciał zamykać ludzi w więzieniach za „cluby” (rozmowa odbywała się w Traffic Clubie).
Raz użyte „tacierzyństwo” było zabawą (czymś w rodzaju żartu językowego). Gdy się konsekwentnie pisze o „urlopie tacierzyńskim”, gdy się – mam wrażenie – usiłuje traktować to określenie jako termin, to już nie jest zabawa, tylko irytująca (wiem, że nie tylko mnie) maniera.
I oczywiście, że na poziomie słowotwórstwa można popełniać takie same błędy językowe, jak na poziomie gramatyki czy ortografii – przecież w każdym języku słowotwórstwem rządzą jakieś zasady.
Arcypięknie! Album przygotowany samodzielnie przez wokalistę zespołu muzycznego Sigur Rós ma radosny charakter!
To, że trzej muzycy Sigur Rós przebywają na urlopie ojcowskim, nie zmartwiło kierownika grupy. Z zachowania Jónsiego można wywnioskować, że niecierpliwie czekał na okazję, by dokonać czegoś z dala od macierzystego zespołu. Po charakteryzującym się spokojnymi tempami, sztucznym brzmieniem oraz powściągliwością emocjonalną albumie zatytułowanym „Riceboy Sleeps”, który skomponował i nagrał wspólnie ze swoim homoseksualnym partnerem Aleksem Somersem, nową płytę Jónsi zrealizował we własnym zakresie. Ze względu na amerykańskie pochodzenie Aleksa – po raz pierwszy śpiewa w języku angielskim. Nie przestał jednak śpiewać techniką falsetu.
W usamodzielnianiu się 35-letniego Islandczyka swoimi umiejętnościami aranżacyjnymi wspiera Nico Muhly, należący do najpopularniejszych młodych kompozytorów, który w roku minionym brał udział w nagraniach pioruńsko udanych płyt formacji Grizzly Bear („Veckatimest”) oraz Antony and the Johnsons („The Crying Light”), a wcześniej współpracował między innymi z wokalistką Björk oraz kompozytorem Philipem Glassem.
Materiał w pierwotnym zamyśle autora kameralny, wykorzystujący ograniczoną paletę środków muzycznych – do skomponowania albumu „Go” Jónsiego miał zainspirować zakup gitary akustycznej – Muhly zmienił w rozbudowaną aranżacyjnie, przystępną formę muzyczną o charakterze zabawowym. Po wysłuchaniu utworów „Go Do” i „Boy Likkoi” samopoczucie słuchacza będzie na tyle pogodne, że nawet nie zauważy, iż pod koniec omawianej w niniejszej recenzji płyty Jónsi nawiązuje do utyskiwań znamiennych dla jego poprzednich wydawnictw.
MGMT co prawda po kilku razach spadło z mojej plejlisty ale po lekturze Twojej recki postanowiłem dać im kolejną szansę.
Okazało się, że natrętnie brzęcząca mi w głowie od kilku tygodni melodyjka, której nie potrafiłem nijak dopasować to refren Song for Dan Treacy.
Dzięki za wybawienie z nerwicy!
Za mną przez chwilę chodził „Brian Eno”, ale to zasługa raczej słów niż muzyki.
Mariusz, ten „urlop tacierzyński” aż zgrzyta w oczach.
Oj, to jak Ty możesz czytać polskie gazety? ;-)
http://www.google.pl/search?hl=pl&source=hp&q=tacierzy%C5%84ski+site%3Awyborcza.pl
No, błędów językowych i merytorycznych w polskich gazetach jest pełno, rozumiem, że traktujesz to jako usprawiedliwienie takich błędów w swoich tekstach? ;).
Slowotworstwo chyba ciezko zakwalifikowac jako blad jezykowy. A poniewaz jakos w modzie jest tworzenie nowych form (glownie zenskich to fakt) od slow uzywanych powszechnie to doskonale moge zrozumiec ten „tacierzynski” :)
Mam „centrystyczne” podejście do poprawności językowej (jak i do wielu innych spraw). Nie lubię zaśmiecania języka, ale i puryzm nie mój. W „Przekroju” na szczęście można się w miarę swobodnie bawić słowami – „tacierzyństwo” jest dla mnie taką zabawą, nie błędem (szczególnie w tekście, którego luźny charakter zaznaczony jest już w tzw. leadzie).
Można o tym dyskutować w nieskończoność. Brałem udział w dostatecznej liczbie spotkań z przedstawicielami Rady Języka Polskiego, żeby zupełnie stracić wiarę w sens takich dyskusji. Na ostatnim pewien pan chciał zamykać ludzi w więzieniach za „cluby” (rozmowa odbywała się w Traffic Clubie).
Raz użyte „tacierzyństwo” było zabawą (czymś w rodzaju żartu językowego). Gdy się konsekwentnie pisze o „urlopie tacierzyńskim”, gdy się – mam wrażenie – usiłuje traktować to określenie jako termin, to już nie jest zabawa, tylko irytująca (wiem, że nie tylko mnie) maniera.
I oczywiście, że na poziomie słowotwórstwa można popełniać takie same błędy językowe, jak na poziomie gramatyki czy ortografii – przecież w każdym języku słowotwórstwem rządzą jakieś zasady.
terminem jest urlop ojcowski
No dobrze, specjalnie dla Was:
„Na własnym”
Arcypięknie! Album przygotowany samodzielnie przez wokalistę zespołu muzycznego Sigur Rós ma radosny charakter!
To, że trzej muzycy Sigur Rós przebywają na urlopie ojcowskim, nie zmartwiło kierownika grupy. Z zachowania Jónsiego można wywnioskować, że niecierpliwie czekał na okazję, by dokonać czegoś z dala od macierzystego zespołu. Po charakteryzującym się spokojnymi tempami, sztucznym brzmieniem oraz powściągliwością emocjonalną albumie zatytułowanym „Riceboy Sleeps”, który skomponował i nagrał wspólnie ze swoim homoseksualnym partnerem Aleksem Somersem, nową płytę Jónsi zrealizował we własnym zakresie. Ze względu na amerykańskie pochodzenie Aleksa – po raz pierwszy śpiewa w języku angielskim. Nie przestał jednak śpiewać techniką falsetu.
W usamodzielnianiu się 35-letniego Islandczyka swoimi umiejętnościami aranżacyjnymi wspiera Nico Muhly, należący do najpopularniejszych młodych kompozytorów, który w roku minionym brał udział w nagraniach pioruńsko udanych płyt formacji Grizzly Bear („Veckatimest”) oraz Antony and the Johnsons („The Crying Light”), a wcześniej współpracował między innymi z wokalistką Björk oraz kompozytorem Philipem Glassem.
Materiał w pierwotnym zamyśle autora kameralny, wykorzystujący ograniczoną paletę środków muzycznych – do skomponowania albumu „Go” Jónsiego miał zainspirować zakup gitary akustycznej – Muhly zmienił w rozbudowaną aranżacyjnie, przystępną formę muzyczną o charakterze zabawowym. Po wysłuchaniu utworów „Go Do” i „Boy Likkoi” samopoczucie słuchacza będzie na tyle pogodne, że nawet nie zauważy, iż pod koniec omawianej w niniejszej recenzji płyty Jónsi nawiązuje do utyskiwań znamiennych dla jego poprzednich wydawnictw.
Uspokoiliśmy się. Dziękujemy.