Haniebna Brygada

Beygairat Brigade

Artykuł o nowej muzyce protestu spoza rejonów anglosaskich zainspirowały tyleż niepokoje w Turcji czy Brazylii co nasze blogowe dyskusje. Wspomniałem niedawno o kulinarnym rewolucjonizmie pakistańskiego zespołu Beygairat Brigade. Wśród wielu pouczających rozmów, które miałem okazję przeprowadzić na potrzeby tekstu dla „Polityki” – jedną jeszcze tu wrzucę – udało mi się dodzwonić do miasta Lahaur w Pendżabie, gdzie stacjonuje właśnie Beygairat Brigade.

Zmagania tria z systemem wkroczyły ostatnio w kolejną, mniej humorystyczną fazę. Władze kategorycznie zabroniły mediom emisji nowego utworu „Dhinak Dhinak”. W internecie urządziły zaś polowanie na wszelkie linkowanie piosenki. To zaledwie trzeci ich utwór, a już zdążyli przejść od ogólnokrajowej sławy do ścisłego ocenzurowania. Dlaczego – i dlaczego mimo ryzyka kontynuują swoją wojenkę – opowiedział mi lider grupy Ali Aftab Saeed.

*

Za co was zbanowali?

Jesteśmy chyba pierwszymi muzykami w Pakistanie, którzy pozwolili sobie zakpić z generałów i skrytykować wpływ niektórych z nich na politykę kraju. Zanim cenzura zareagowała, dwie z naszych trzech dotychczasowych piosenek przebiły się do telewizji. Nie było zresztą innej opcji, bo zrobiły zbyt wielką karierę w internecie, by można je było zignorować.

Ale ta najnowsza, „Dhinak Dhinak”, nie miała na to nawet szansy.

Błyskawicznie ją zablokowano. I to nie tylko w telewizji czy w radiu. W Pakistanie dostęp do YouTube jest niemożliwy z jakichś religijnych powodów. Załadowaliśmy więc „Dhinak Dhinak” na Vimeo. Pakistański urząd telekomunikacyjny zaczął więc blokować wszelkie linki do teledysku. Zabrało im to całe pięć dni, dlatego część słuchaczy zdążyła ściągnąć klip na dysk twardy i wstawić z powrotem do sieci z własnych kont. I znów potrzeba było kilku dni, żeby władza odcięła i te adresy. Jeśli ktoś stąd próbuje z nich skorzystać, natrafia na komunikat, że „żądane treści nie są odpowiednie dla użytkowników z Pakistanu”.

To niejako potwierdzałoby waszą siłę, skoro wkłada się tyle wysiłku w ściganie jednej piosenki?

O tak, moje ego urosło!

Prasa anglojęzyczna rozpływała się nad waszą debiutancką piosenką „Aalu Anday”. A jak została ona odebrana w Pakistanie?

Wielu ludzi przeżyło szok. Nie chcieli słuchać takich rzeczy. Niestety dla nich – musieli, bo o piosence było głośno. Generalnie jednak odbiór był pozytywny, co nas podbudowało. Spodziewałem się, że ludzie nas znienawidzą, że będą robić jakieś głupie rzeczy, że pojawią się pogróżki. Na szczęście do niczego podobnego nie doszło. Dostawaliśmy obraźliwe listy, ale bez gróźb. Co najwyżej pretensje. Jeśli komuś piosenka się nie podoba, pisze nam o tym i nawet nieco sobie przy tej okazji poużywa – nie mamy z tym problemu. Takie jego prawo. Dopóki nam nie grozi, to wręcz zachęcające, że komuś chce się poświęcić czas na napisanie listu, komentarza czy nawet SMS-a. Zależy nam na tym, by zaprezentować alternatywny punkt widzenia możliwie szerokiemu odbiorcy. Dlatego obawialiśmy się trochę, że „Dhinak Dhinak” zostanie zablokowane i niestety tak się właśnie stało.

Może dlatego, że wcześniej mówiliście metaforycznie, tym razem bardzo wprost krytykujecie wojskowych?

Każda piosenka wymaga nieco innego podejścia, ma swój własny rytm i ton. Ale zawsze staramy się ubrać nasz przekaz w dowcip. Tak też jest w przypadku „Dhinak Dhinak”. Przynajmniej taką miałem intencję. Pojechaliśmy po bandzie, ale z humorem!

Co o tym wszystkim myślą wasi przyjaciele, rodziny?

Zanim „Aalu Anday” stało się wielkim przebojem, wielu nawet nie zdawało sobie sprawy, że posiada ona drugie dno. Potem nagraliśmy piosenkę „Sab Paisay Ki Game Hai”. Dotyczyła pieniędzy, bo w Pakistanie wszystko obraca się wokół nich. Od kwestii dotyczących bezpieczeństwa narodowego po naszą relację ze Stanami Zjednoczonymi czy Arabią Saudyjską. Od pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego po działania ONZ. Zaśpiewaliśmy więc o tym zafiksowaniu na pieniądzach i skutkach ubocznych takiej sytuacji. Piosenka odniosła sukces porównywalny z „Aalu Anday”. Wystarczy wspomnieć, że o jej premierze poinformowały telewizyjne serwisy informacyjne. Do tego czasu wszystko było więc hunky dory.

A gdy wypuściliście „Dhinak Dhinak”?

Dostaliśmy trochę „braterskich rad”. Choć z drugiej strony wielu naszych dalszych znajomych czy sąsiadów nie miało nawet okazji jej poznać. Dostęp do internetu w Pakistanie jest w miarę powszechny, ale większość ludzi woli raczej korzystać z tradycyjnych mediów. Telewizja pozostaje głównym sposobem na to, by ludzie o tobie usłyszeli. A „Dhinak Dhinak” nie zostało do niej dopuszczone. Dlatego większość Pakistańczyków nie wie nawet, że coś takiego nagraliśmy.

Kończycie teledysk komunikatem: „Nie musicie nas lajkować. I tak zginiemy”.

W teledysku „Aalu Anday” trzymałem plakat z napisem: „Jeśli chcesz, żebym dostał kulkę w głowę, polub to wideo”. Nawiązaliśmy więc do tamtego ujęcia… Te plansze pokazaliśmy głównie dla żartu. Nie martwimy się zbytnio o siebie. Ale z drugiej strony ciągle słyszymy o raportach, według których Pakistan to najniebezpieczniejsze miejsce chociażby dla dziennikarzy. Na razie jednak wszystko gra, nie dostajemy żadnych gróźb i mam nadzieję, że tak pozostanie.

Jesteś zawodowym muzykiem?

Od ponad siedmiu lat pracuję na co dzień jako dziennikarz telewizyjny. Ale zawsze chciałem muzykować. Nagrałem cały album z piosenkami o miłości, rozstaniach i tak dalej. W Pakistanie nie ma jednak czegoś takiego jak przemysł muzyczny, więc nigdy tej płyty nie wydałem, mimo że zainwestowałem w nią wszystkie oszczędności i pięć lat pracy. Pierwszą i ostatnią piosenkę dzieliła przepaść, bo przez te pięć lat wszystko ewoluowało – muzyka, sprzęt studyjny,ja także. Odniosłem wrażenie, że jeszcze przed wydaniem płyta się zestarzała. Postanowiłem więc nie nagrywać już nigdy całych albumów. Tylko single.

Skąd wzięło się Beygairat Brigade?

Zespół założyłem w tym właśnie czasie zmiany nastawienia. Jego nazwa oznacza tyle co „bezwstydna” czy też „haniebna brygada”. I ma silną symbolikę. W Pakistanie mamy mnóstwo aktywistów politycznych, których określamy mianem Brygady Gairat – Brygady Honorowej. Ciągnie ich do wojen i chętnie daliby lekcję Indiom, Izraelowi i Stanom Zjednoczonym – najlepiej wszystkim na raz! Jako że czujemy się zaprzeczeniem takich ludzi, postanowiliśmy się nazwać Brygadą Bey-gairat, czyli bez honoru.

A jak z piewcy miłości stałeś się tropicielem korupcji i nadużyć władzy?

Jako dziennikarz doskonale widzę, że Brygada Gairat zagarnęła dla siebie media. Telewizja i prasa schlebiają przeważnie tym, którzy identyfikują się z poglądami Gairat. W przestrzeni publicznej brakuje odmiennych głosów i w tym przekonaniu zacząłem pisać nowe piosenki. Zaproponowaliśmy alternatywę. Nigdy nie twierdziliśmy, że nasze obserwacje są absolutną prawdą. Każdy musi ocenić to sam i ma prawo uznać za nonsens wszystko, co staramy się przekazać. Ważne, by ludzie mieli dostęp do różnych opinii. Na razie w mediach tradycyjnych miejsca dla poglądów alternatywnych jednak nie ma, dlatego uczyniliśmy naszym nadawcą media społecznościowe. Tym bardziej że one nic nie kosztują.

Dlaczego na celownik wziąłeś generałów?

To krytyka tylko tej części z nich, która miesza się w nie swoje sprawy. Próbują się wtrącać w politykę, w relacje z innymi krajami i wywierać presję na ministerstwo finansów. Nie chodzi więc o wojsko jako takie, ale o samych generałów. Kiedy polityk zrobi coś złego, prędzej lub później zostanie za to rozliczony. Podałbym ci mnóstwo przykładów, gdy nadużycia kończyły się odsiadką – a nawet szubienicą. Nasz obecny prezydent, Asif Ali Zardari, spędził za kratkami prawie dziesięć lat. Nasz były premier pięć lat. A obecny premier został zmuszony do opuszczenia kraju. Czy słyszałeś, by któregokolwiek z generałów wezwano do sądu? Jeden tylko Pervez Musharraf [generał armii i prezydent Pakistanu w latach 2001-2008] ma obecnie serię rozpraw, ale towarzyszy im jedno wielkie biadolenie. I przeważa przekonanie, że wyjdzie z tego bez uszczerbku. Tymczasem polityk co pięć lat musi tłumaczyć się chociażby wyborcom. Mogą zemścić się na nim przynajmniej przez to, że oddadzą głos na konkurenta.

I śpiewając o tym, co robicie – przypominacie? nagłaśniacie? w ogóle informujecie? Na ile są to fakty znane przeciętnym Pakistańczykom?

Środowisko dziennikarskie jest wszystkiego świadome. Ludzie z Brygady Gairat wręcz sytuację taką pochwalają. Ale już szeroko rozumiana opinia publiczna nie ma pojęcia, kto podejmuje tak najważniejsze decyzje w państwie. Próbujemy wyciągnąć to na światło dzienne. Trudno powiedzieć, z jakim powodzeniem, skoro nasza piosenka po kilku dniach jest całkowicie blokowana. Ile osób zdążyło ją ściągnąć i pokazać rodzinie czy znajomym?

A co z pakistańskim hip-hopem czy punk rockiem, które z natury zwykły być wylęgarnią protest-songów? Nie ma w Pakistanie anty-establishmentowego undergroundu?

Absolutnie nie. Nikogo. Zdarzają się artyści, którzy poruszają kwestie społeczne, ale jesteśmy pierwszą rockową kapelą, która pisze piosenki polityczne. A jeśli chodzi o hip-hop… Chyba musielibyśmy zrobić to sami. Ale zależy mi na tym, by nasz przekaz dotarł do szerszej publiczności. Dlatego potrzebowałem czegoś chwytliwego. Chodzi o to, by ludzie, którym nie spodoba się przesłanie, wciąż polubili melodię i aranże piosenek. Wydaje mi się, że wszystkimi trzema piosenkami to się udało.

Tylko co teraz, gdy podpadliście cenzurze?

To kończy tak naprawdę naszą karierę. Wkładam w te piosenki wszystkie oszczędności, ponieważ bardzo to lubię. Jako producent telewizyjny potrafię zmontować dobry teledysk. Ale jak długo zdołam w ten sposób pociągnąć? Cztery, pięć piosenek? Na dotychczasowych nie zarobiliśmy ani grosza. To także marna zachęta dla innych wykonawców. W tym samym czasie muzycy podlizujący się władzom dostają intratne kontrakty, a ich muzyki nie przestają nadawać radio czy telewizja.

A koncerty?

Wypuściliśmy „Aalu Anday” chyba w listopadzie 2011 roku. Od tamtego czasu daliśmy… trzy występy. Zmiany na lepsze wprawdzie zachodzą, ale bardzo powoli. Czy damy radę czekać na odwilż kilka, a nawet kilkadziesiąt lat? Ale publikujemy te nasze piosenki w nadziei, że pomogą proces choć odrobinę przyspieszyć.

.




3 komentarze

  1. Przemysław pisze:

    Super wywiad, co za mądry koleś! A muzyka zdecydowanie bardziej postępowa niż jedyny (Nusrata nie liczę) pakistański hit, jaki znam – Disco Deewane.
    P.S.Ali sam użył terminu „hunky dory”, czy to Twoja inwencja translatorska?

  2. Mariusz Herma pisze:

    On! Bardzo ciekawy zresztą ten jego angielski (być może dosyć reprezentatywny): wymowa raczej z poziomu beginner, ale same zwroty zdecydowanie advanced.

    Pytałem go o nową muzykę pakistańską, jakieś zespoły niezależne czy serwisy muzyczne, ale stwierdził, że ani sceny, ani jej opisywaczy w Pakistanie jeszcze nie ma.

  3. […] z Clarkiem jest drugim – po rozmowie z pakistańską Beygairat Brigade – uzupełnieniem artykułu o protest songach, w którym zmieściło się ledwie kilka zdań […]

Dodaj komentarz