W wydanej przed kilku laty książce „Writing Tools” ćwierć-Polak Roy Peter Clark zgromadził 50 narzędzi językowych, które pomagają podrasować dowolne dzieło pisane – niekiedy w kilka minut. Kropkę radzi sadzić w sąsiedztwie mocnych wyrazów, czasowniki mdłe zastępować wyrazistymi, różnicować długość zdań i reglamentować przysłówki, igrać z gramatyką, eliminować zużyte metafory i konstruować własne, świadomie wyliczać i nie osiadać na żadnym ze szczebli drabiny abstrakcji. Wszystko to jednak zgodnie z zasadą: „You need tools, not rules”.
Jak wiele podobnych poradników, kompendium Clarka na niewiele zda się wybitnie utalentowanym i takoż oczytanym, ale dla przeciętnego piszącego będzie nieocenionym wsparciem w usprawnianiu przekazu. Oprócz konkretnych chwytów Clark uczy świadomego dobierania i układania słów i czerpania radości z tejże czynności. Biernemu czytelnikowi pomaga z kolei odkryć – nie odczarowując bynajmniej literackiej „magii” – dlaczego jedne strony przewracają, a podstrony przeklikują się same, podczas gdy inne tylko kuszą do multitaskingu.
Marudzimy coraz częściej na nadpodaż muzyki tylko dobrej: poprawnej techniczne, przyzwoicie brzmiącej, pozbawionej jednak tego czegoś, co kiedyś samo przewracało winyle i odwracało kasety. A gdyby tak zebrać analogiczne narzędzia muzyczne – kompozytorskie, wykonawcze i produkcyjne, dotyczące całokształtu utworu lub drobnego detalu, niedoceniane i nadużywane, powszechne i endemiczne – „songwriting tools”, które sprawnie użyte piosenkę dobrą mogą uczynić lepszą?
Jeśli masz taki ulubiony zabieg muzyczny, którego wystąpienie sprawia ci szczególną radość i który łączy twoich faworytów, to zapraszam do udziału, na łamach moich lub własnych. Później zbierzemy to wszystko do kupy, roześlemy młodzieży i będziemy wyglądać pierwszych wiekopomnych dzieł.
Cała seria wzięta jest oczywiście w nawias dowiedzionej wielokrotnie zasady, że w sztuce narzędzia bywają bardziej przydatne, gdy korzysta się z nich niezgodnie z instrukcją.
.
Niestety, do napisania dobrej piosenki trzeba miec melodię – a tego nie można sobie ot tak po prostu wypracować (nowy Afro Kolektyw przykładem). Bez niej każda piosenka będzie właśnie jedynie poprawnym, mechanicznie skonstruowanym tworem (a to mi się właśnie kojarzy z takimi zboorami porad). Masa jest teraz popu, który jest dobrze wyprodukowany, z długą listą klasycznych odniesień, ale bez melodii właśnie.
Zarazem melodie to nie wszystko. Ładnych piosenek, których nie chce się słuchać, bo po dwóch taktach zna się je na wylot, jest również masa.
Zresztą w całym tym pomyśle chodzi przecież o słuchanie. Nie zamierzam uczyć muzyków muzykowania.
Ok, rozumiem, ale czy takę melodię, która po dwóch przesłuchaniach zna się na wylot, można nazwać dobrą?
Pierwsza rada: zamień wszystkie nagłe skoki wysokości wokalu (bardzo często stosowany chwyt, podobno powodoujący podobanie się piosenki większej liczbie osób) na coś bardziej subtelnego.
Druga rada: sprawdź, czy tempo średnie nie przysłuży się piosence bardziej niż szybkie/wolne.
Przypomniałeś mi, że niektórzy masteringowcy mają zwyczaj przyspieszać nawet całe płyty o 1-2%. Ma to magicznie poprawiać ogólny wydźwięk materiału. Tylko co na to osoby ze słuchem absolutnym…
3 rady rytmiczne:
Rada 1: Przypomnij sobie o innych metrach niż 4/4 i 2/4.
Rada 2: Jeśli korzystasz z metrum nieparzystego, nie epatuj nim nadmiernie. Niech nieparzystość schowa sie pod płynną i spójną powierzchnią. Polirytmia – to nie tylko Strawiński, to też esencja jazzu, ukryta siła bluesa.
Rada 3: Słuchaj Elvina Jonesa i jego ucznia, Johna Densmore’a. Takiego myślenia o perkusji dziś brakuje.
(Zwierzenie: chciałbym umieć grać na perkusji.)
O rytmach przydałby się (niejeden) oddzielny wpis. Jeśli masz ochotę popełnić na ten temat parę akapitów z przykładami – zapraszam.
od siebie dodam, że wprowadzenie do utworu krótkiego, przyciągającego motywu i nie eksploatowanie go do granic możliwości, a nawet pozostawienie go prawie nie istniejącym jest bardzo lubianym przeze mnie chwytem.
Dla przykładu:
http://grooveshark.com/#!/s/Beau+Village/4q1HXu?src=5
chodzi mi o moment w 3:11 – 3:18
dla mnie ten motyw jest esencją utworu i nawet teraz, jak słuchałem, żeby podać Wam, o który moment mi chodzi, to to czekanie w dużym napięciu przebiega. A potem pozostaje niedosyt.
Ten motyw mógłby być głównym motywem rozwiniętym, obudowanym przez inne instrumenty, odmienionym przez przypadki, a tutaj – takie pojedyncze wystąpienie. Ciekawe, czy Wam się to spodoba :)
O tak. A tej płyty bardzo już długo nie słuchałem, miło sobie przypomnieć.
Przykład, na przykład taki:
„I Let You Down” Dave Matthews Band od początku pulsuje w sposób, który bardzo lubię: czytelny, ale niejednoznaczny, mocne miary co i rusz są przecinane a to przez bas, a to przez drobne wartości gitary, a to przez perkusjonalia. Krótki parzysty przerywnik – cudownie to wyrównuje, ale tylko na chwilę. http://grooveshark.com/#!/search?q=dave+matthews+i+let+you+down
albo tu: http://www.youtube.com/watch?v=RPVAipmV7jY&ob=av2e&noredirect=1 – prosta piosenka, niby proste 6/8, a jak ładnie niejednoznacznie realizowane przez gitarę rytmiczną i perkusję, od razu prosta harmonia i melodia nabierają rumieńców. Wideo jako bonus, sentymentalnie.
@Scharanchia – popieram! Mogę jeszcze tylko dodać, że w ogóle czasem warto powstrzymać chęć powtarzania udanego pomysłu. Lepiej, żeby utwór pozostał miniaturą, niż żeby ciekawe motywy czy sekwencje wytarły się powtórzeniach. By sięgnąć do klasyki – za to właśnie bardzo lubię „October” U2, że jest tak krótki. (Gdzie się podziała ta ich lapidarność…).
Myślę o tych ledwo liźniętych tematach. Pierwsze przyszło mi do głowy „Dragonflys” Devendry Banharta, czyli najładniejsza minuta w jego karierze:
http://youtu.be/wwEMMAVdSFU
Przepadł zupełnie ten utwór – nawet YouTube go nie podpowiada. A mógłby być (dla mnie jest) centralnym punktem „Cripple Crow”.
[…] drobnych wydarzeń, czyli rozpoczęcie czytania Kultury dźwięku w kilka dni po przeczytaniu jednego z postów Mariusza Hermy… i oto, na fali pomysłów, burzy idei i chęci zmierzenia się – jesteśmy […]
[…] Ø3. Liniowość ØX. Solo Ø2. Połamane rytmy Ø1. Na dobry początek Ø0. Wprowadzenie […]