Tytułem wstępu

Tytułem wstępu

Przypomniałem sobie niedawno o recenzji płyty „Illinois” Sufjana Stevensa autorstwa Jakuba Radkowskiego opublikowanej w serwisie Screenagers, którą swego czasu nawrócił mnie na ten album – przy pierwszym kontakcie wydał mi się wręcz zbyt doskonały, „wyrysowany od linijki”, dzięki Kubie odkryłem w nim duszę. Przez te lata nic a nic nie stracił (tak jak i recenzja), wydaje wręcz jednym z ostatnich arcydzieł anglosaskiej alternatywy.

Teraz w tekście Kuby zwróciło moją uwagę to, jak komplementuje otwierający płytę utwór „Concerning the UFO Sighting…”. Bo także dla mnie to znacznie więcej niż dwuminutowy wstęp do właściwej Sufjanowej symfonii. To raczej fraktal całej tej barwnej mozaiki, który mimo minimalizmu sygnalizuje rodzaj oraz intensywność piękna całego materiału, jest obietnicą – jakże spełnioną.

Dla mnie z tego fraktala można byłoby jednak wyjąć jeszcze mniejszy: otwierające utwór akordy fortepianu. Zdarza mi się po włączeniu „Illinois” przyłapać na myśli, że po kilkunastu sekundach spędzonych z tymi naśladującymi echo akordami mógłbym przerwać odtwarzanie, a i tak odczuwałbym satysfakcję z przesłuchania całego albumu.

*

Takie zachwycająco-streszczające powitania zdarzają się wcale nieczęsto, na szybko w pamięci zdołałem wyszukać ich w głowie ledwie garść. Radiohead opowiedzieli sporą część „Kid A” w kilkunastu pierwszych taktach, podobnie jest z „I Am a Bird Now” Antony’ego, „Alligator” The National, „Lightbulb Sun” Porcupine Tree, a po ciemnej stronie mocy postawić można „Lateralus” Toola i „Deliverance” Opeth – że wspomnę tylko tytuły z ostatniego ćwierćwiecza i tylko takie, które potrafię zagrać w głowie w pełnej krasie.

*

„The Colour of Spring” Talk Talk zaczyna się fraktalem bodaj najbardziej niesamowitym. Bo przez ponad 30 sekund – a tyle w epoce streamingu uznaje się w zasadzie za odsłuchanie całego utworu, skoro od pół minuty przysługują tantiemy – towarzyszy nam tylko automat perkusyjny. Mimo to już on przy corocznym odsłuchu na powitanie wiosny robi robotę. A gdy po chwili dołączy akustyczny bas, fortepian i wtręty żywej perkusji, mamy całą płytę. No dobra, Mark Hollis jeszcze się załapał na pierwszę minutę.

Jakże tym początkiem „The Colour of Spring” kontrastuje z debiutem Talk Talk, „The Party’s Over”. Niby to właśnie wstęp tej drugiej płyty wykłada wszystko na stół, atakuje dyskotekową ścianą dźwięku, a jednak to nie to. Za to już wokalizowany wstęp płyty „It’s My Life” zdradza dokładnie tyle na temat reszty, ile powinien. Zapewne wiele osób rozpływa się już na samym progu „Spirit of Eden”, przy tej trąbce i smykach. Ja się rozpływam.

A „Laughing Stock”? W kontekście wszystkiego, co napisałem wyżej, no właśnie jakaś kpina. 17 sekund niczego, gdzieś tam cicho buczy wzmacniacz niczym odległa lokomotywa. A po tej przedłużającej się, niepokojącej wręcz ciszy dostajemy… jeden akord gitary. A jednak ta cisza i ten jeden akord to fraktal nad fraktale. Opowiadają nie tylko cały album, ale dla mnie w zasadzie całe Talk Talk, przynajmniej ten najcenniejszy, zawierają całą ich wrażliwość, ewolucję, intencje.

Rzecze Hollis:

I think silence is an extremely important thing. It isn’t something that should be abused. And that’s my biggest worry because of the whole way that communications have developed, that there is a tendency just to allow this background noise all the time rather than thinking about what is important. The silence is above everything, and I would rather hear one note than I would two, and I would rather hear silence than I would one note.

Można się smutno uśmiechnąć, bo ten komunikacyjny szum, który męczył go ponad trzy dekady temu, był przecież nieśmiałym wstępem do obecnego, choć może też już rysującym ciąg dalszy fraktalem.

Tymczasem postanowiłem pójść za radą Hollisa i zapauzowałem „The Colour of Spring”, naruszając marcowy rytuał. By należycie docenić, jak w pobliskich drzewach i krzakach nadejście wiosny wyśpiewują zięby i szpaki.

*

O Talk Talk w 2024, 2023, 2022, 20212020, 20192018, 2017, 2016, 2015, 20142013, 2012, 20112010, 2009.

 

Fine.


Playlisty regionalne

Playlisty regionalne

Zasadniczy sens bihajpa najlepiej oddaje nasza główna playlista na nieszczęsnym Spotify, bo przecież o tę globalną lokalność od początku chodzi.

Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie każdemu musi podobać się przeskakiwanie między kolumbijską cumbią a wschodnioeuropejskim postpunkiem, między polskim i koreańskim popem i z powrotem.

Stąd pod koniec ubiegłego roku odpaliliśmy playlisty z Ameryką Łacińską oraz Afryką, a teraz także dedykowaną playlistę skupioną na Europie. Tak mały kontynent, a tak wiele języków.

Przy okazji – o tego typu sprawach w pierwszej kolejności informujemy w naszym oszczędnie dawkowanym newsletterze, do którego zapraszam. Emaile w tych nowoczesnych czasach wciąż pozostają najpewniejsze.

 

Fine.


Rozmowa o bihajpie

Rozmowa o bihajpie

Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy poprzednio udzielałem wywiadu do papierowego periodyku. I wygląda na to, że była to rozmowa z niezapomnianym Robertem Sankowskim dla „Gazety Wyborczej” tuż po tym, jak beehype wystartował, zresztą bodaj dzięki niej o serwisie poinformował też TVN i wtedy po raz pierwszy padł nam serwer.

Teraz mam przyjemność wrócić na papierowe łamy za sprawą greckiego „Astralón Times”, odpowiadając na pytania o to, jak to się zaczęło i do czego nas doprowadziło. Jest też wersja niematerialna.

 

Fine.


Haczyk na słuchaczy

Haczyk na słuchaczy

Odkryłam program, w ramach którego Spotify współpracuje z siecią firm produkcyjnych dostarczających platformie – jak to ujął jeden z byłych pracowników – korzystną finansowo muzykę.

Odkryła to Liz Pelly i opisała w wydanej właśnie książce „Mood Machine”. Przy tej okazji w nowej „Polityce” piszę o artystach-widmo, którzy zalewają Spotify i oficjalne playlisty serwisu z tzw. muzyką tła. Tracą prawdziwi twórcy, a kto zyskuje?

PS. Wkrótce po publikacji artykułu dostałem anonimowego maila: „Fejkowa muzyka jest też tworzona w Bielsku Białej na gigantyczną skalę od jakiś dziesięciu lat przez [nazwa firmy]. Z tego, co pamiętam, jeden zespół muzyków studyjnych „tworzy” tam 50 albumów dziennie”.

 

Fine.


Wideoklipy z 2024

Wideoklipy z 2024

Co roku wahamy się na bihajpie, czy po prezentacji najlepszych albumów skrzykiwać się jeszcze w sprawie teledysków. Bo po pierwsze zmęczenie po końcoworocznej mobilizacji, a po drugie niepewność, czy zbierze się dość rzeczy wartych uwagi. A potem okazuje się, że jest ich aż nadto.

Mamy więc znów kilkanastu wideofaworytów w różnych konwencjach i emocjach, a pod nimi kilkadziesiąt innych w jakiś sposób wyróżniających się klipów (prawie zawsze z dobrą muzyką).

Po publikacji jeden z naszych korespondentów napisał mi, że gdy przyjdzie mu umierać, to chciałby to robić w polskim szpitalu. A ja ze swojej strony zwracam uwagę na podobieństwo teledysku Lasów do propozycji białoruskiej. Może muzyka faktycznie wskrzesza.

 

Fine.


Najlepsze płyty 2024 roku

Najlepsze płyty 2024 roku

I znów to zrobiliśmy – po raz jedenasty.

Jako że pszczelarz próbuje miodu jako pierwszy, zdążyłem przesłuchać jakąś połowę tej listy i już mam 20 płyt wynotowanych do wielokrotnych odsłuchów, może za jakiś czas podzielę się listą osobistych faworytów.

W muzyce lokalnej pyszny rok.

 

Fine.


Nowe muzyczne potęgi eksportowe

Nowe muzyczne potęgi eksportowe

W eksporcie muzycznych przebojów Kolumbia i Portoryko wyprzedziły Wielką Brytanię, a Nigeria stąpa po piętach Korei Południowej.

A import? Nawet w ramach Europy kraje potrafią się od siebie diametralnie różnić: niektóre chłoną zagranicę, inne słuchają niemal wyłącznie lokalnych wykonawców.

Więcej o ciekawych wnioskach z niedawnego raportu IFPI piszę w najnowszym kwartalniku ZAiKS, strona 44.

 

Fine.


Kto zepsuł zespół

Kto zepsuł zespół

Gdzie się podziały zespoły muzyczne? Od list przebojów po festiwalowe sceny – soliści i solistki błyskawicznie wypierają grupy, które przez dekady napędzały muzykę popularną.

Czemu z niej znikły? Szukam wyjaśnień w nowym numerze Polityki.

 

Fine.


Dwa światy

Dwa światy

Czego Polki i Polacy słuchają na Spotify, a co grają główne stacje radiowe w kraju? Porównanie podsumowania roku Spotify Wrapped z monitoringiem ZPAV pokazuje, że to dwie rozbieżne muzyczne rzeczywistości – o czym trochę więcej piszę na Polityka.pl.

Indywidualnymi zestawieniami typu Wrapped, które pączkują w kolejnych aplikacjach od Stravy po Duolingo, zajmowałem się już poprzedniego grudnia.

 

Fine.


Logo na ubogo

Logo na ubogo

Po części z ciekawości, po części z potrzeby (patrz projektowanie bihajpa czy aplikacji Fiszki Polityki) śledzę od lat różne newslettery i serwisy poświęcone designowi. Dzięki temu kilka lat trafiłem na świetny wpis polskiego (anglojęzycznego) bloggera o tym, jak globalne korporacje ujednolicają swoje loga.

Towarzyszyła mu wymowna grafika zamieszczona powyżej. Przypomniałem sobie o niej ostatnio, gdy wybuchła afera wokół nowego logo Jaguara, idącego dokładnie w tym samym nudnym, bezszeryfowym kierunku.

Kilka słów na ten temat piszę w nowej „Polityce”, rozmawiając także z autorem wspomnianego bloga. I zapewniam, że nieśmiałych szeryfów z logo bihajpa gumkować nie zamierzamy.

 

Fine.